Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hugo mieszka z dziadkiem w opuszczonym wesołym miasteczku

Błażej Dąbkowski
Te quiero mucho Dzidku - mówi codziennie mały Hugo
Te quiero mucho Dzidku - mówi codziennie mały Hugo Waldemar Wylegalski
Opuszczone wesołe miasteczko niemal w centrum dużego polskiego miasta. Na jego terenie wóz przypominający cygański tabor, wokół niego biegają kucyk oraz pies husky. W wozie dziadek wraz z wnukiem pół-Chińczykiem. Na dalszym planie dramat chłopca i starszego mężczyzny, który rozegrał się w odległej Hiszpanii - tragiczna śmierć młodej matki i córki, aresztowanie ojca i zięcia. Gdyby to życie nie pisało najciekawszych, poruszających i budujących zarazem scenariuszy, film fabularny oparty na kanwie tak niezwykłej opowieści na stałe wpisałby się w historię kinematografii. Wszystkie te zdarzenia miały jednak miejsce, a scenariusz jest nadal pisany… na poznańskiej Śródce.

Dziś niewiele pozostało po czasach świetności miasteczka "Dzidkoland", które w latach 80. oraz 90. na stałe było wpisane w śródecki krajobraz. Karuzeli będącej obiektem westchnień obecnych 30. i 40-latków od dawna już tam nie ma, pozostały dwa kolorowe wozy wyprodukowane w Czechosłowacji, strzelnica, kilka automatów, nakryty plandeką "rodeo byk". Pozostał też właściciel, który specyficznej branży rozrywkowej poświęcił 30 lat życia - Zdzisław Misiak. W niegdyś luksusowym wozie, w którym komfortem był dostęp do bieżącej wody, sypialni, kuchni oraz możliwość podłączenia prądu od ponad dwóch lat mężczyźnie towarzyszy wnuk Hugo Huang, 6-letni pół-Polak, pół-Chińczyk.

Walka, nadzieja, śmierć
- Proszę spojrzeć na półkę nad telewizorem. Tak wyglądała Olimpia - zawiesza głos Zdzisław Misiak. Ze zdjęcia patrzy piękna, młoda, ciemnowłosa kobieta. To mama małego Huga. Z Poznania za chlebem postanowiła wyjechać 11 lat temu do słonecznej Hiszpanii. Przebojowa, szybko ucząca się języków obcych, a dodatkowo zdolny plastyk z tytułem magistra Akademii Sztuk Pięknych, nie miała problemów, by ułożyć sobie życie poza granicami Polski. - Bałem się o nią, ale powierzyłem ją w dobre ręce. Mój kolega prowadził tam wtedy kluby, był właścicielem automatów do gier, zajął się nią po przyjeździe do Hiszpanii. Ale Olimpia nawet i bez tego dałaby sobie radę, to była ambitna dziewczyna. Od razu zabrała się za zrobienie prawa jazdy, kupiła samochód, a później założyła rodzinę - wspomina jej ojciec.

Misiakowi w tym czasie biznes nie szedł najlepiej. Ostatecznie lunapark zaczął się mocno kurczyć, już od 2006 r. znajdował się w fazie likwidacji. Mężczyzna raz po raz wyjeżdżał do Hiszpanii, odwiedzał znajomego i córkę, myślał nawet o rozkręceniu tam nowego wesołego miasteczka. Olimpia z kolei, mieszkająca w Gandii, zastanawiała się często nad przejęciem interesu w stolicy Wielkopolski.

W dzień 29. urodzin Olimpii, w piątek 24 września 2009 r. pan Zdzisław był jednak w Poznaniu. - Postanowiłem jej złożyć telefoniczne życzenia. Gdy tylko jednak chwyciłem ze słuchawkę, dowiedziałem się, że tego samego dnia miała wylew - opowiada. Córka uspokoiła go, zapewniając, że nie ma powodów do niepokoju, lekarze przekonywali ją, iż zaraz po weekendzie będzie mogła wyjść ze szpitala i wrócić do domu. Sytuacja skomplikowała się jeszcze tego samego wieczora, w ciężkim stanie Olimpia została przewieziona do specjalistycznej placówki w Valencii, zoperowano ją, a następnie wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej, w której miała pozostać przez miesiąc. Zdzisław Misiak natychmiast kupił bilet lotniczy i wsiadł do samolotu.

- Ostatecznie lekarze zdecydowali o jej wcześniejszym wybudzeniu, wróciła do szpitala w Gandii, ale już po dwóch dniach sytuacja się powtórzyła. Drugi wylew i brak jakichkolwiek pozytywnych rokowań. Byłem kompletnie załamany, bo nie dawano jej żadnych szans na przeżycie - wzrusza się Misiak. Świat runął mu po raz drugi w ciągu miesiąca. Chciał jednak pomóc, dlatego udał się do polskiego konsulatu w Valencii.

- Poprosiłem o namiary na polskiego księdza, w tej sytuacji mogłem już prosić tylko o jej ostatnie namaszczenie, by na drugi świat wybrała się czysta - wspomina. Tak poznał ks. Czesława Pielę, absolwenta poznańskiego seminarium duchownego, który wspierał go do końca walki z chorobą córki.

Gdy wydawało się, że zapadł już wyrok, w kieszeni pana Zdzisława zaczął wibrować telefon. Usilnie próbował się z nim skontaktować mężczyzna zainteresowany zakupem autodromu z lunaparku. Misiak odebrał, choć interesy były ostatnią rzeczą, na którą w tamtej chwili miał ochotę. Być może dlatego potencjalnemu kontrahentowi opowiedział o dramatycznej sytuacji.

- Kiedy wytłumaczyłem, w jakim stanie znalazła się Olimpia, polecił mi uzdrowiciela z Piły. Nie byłem przekonany, że znachor może jej pomóc, ale w desperacji postanowiłem chwycić się ostatniej deski ratunku i skontaktowałem się z nim - mówi.

Pan Zdzisław kupił mu bilet lotniczy, opłacił hotel i czekał. Po kilku dobach pojawił się uzdrowiciel, z którym przez 5 dni odwiedzali szpital. - Stwierdził, że tak długi pobyt w zupełności wystarczy i zapewnił mnie, że gdy wrócę na oddział, ona otworzy oczy i się uśmiechnie. Nie wziął ani grosza, ale i tak nie byłem przekonany do jego słów - wspomina.

Stał się jednak cud. Zarówno Misiak, jak i lekarze przecierali oczy ze zdumienia, kiedy Olimpia zachowała się dokładnie tak, jak przewidział znachor. Wyniki badań z dnia na dzień polepszały się, a młoda kobieta już po tygodniu od tego zdarzenia, z intensywnej terapii została przeniesiona na salę ogólną, gdzie mogła przebywać razem z ojcem. Choć lewą stronę ciała miała sparaliżowaną, a mowy jeszcze nie zdołała odzyskać, to porozumiewała się z panem Zdzisławem przy pomocy kartki i długopisu. Prosiła, by obserwował jej rehabilitację, tak by mógł pomóc jej w ćwiczeniach, gdy trafi już do domu. - Pewnego dnia dołączyła do nas starsza kobieta, która nieustannie wymiotowała. Podejrzewam, że wycieńczona walką Olimpia złapała od niej jakąś infekcję. To były jej ostatnie dni. Zmarła 11 stycznia 2010 roku - wspomina Misiak.

Ojciec pochował córkę w Hiszpanii. Wtedy jeszcze nie wiedział, że na Półwysep Iberyjski będzie musiał wrócić, nie po to, by złożyć kwiaty na jej grobie, a walczyć o swojego wnuka.

Hugo i gruby Spiderman
W momencie śmierci Olimpii malutki Hugo miał zaledwie rok i osiem miesięcy. Pan Zdzisław nie musiał się wtedy o niego martwić, pozostawał bowiem pod opieką partnera córki pochodzącego z Chin. Ten szybko trafił jednak do więzienia, a dziecko rozpoczęło wędrówkę po hiszpańskich rodzinach zastępczych. Misiak znów wsiadł do samolotu, a gdy wylądował w Madrycie, swoje pierwsze kroki skierował do polskiej ambasady. Formalności ciągnęły się przez pół roku, bo na wyjazd Huga Huanga zgodę musiał wydać także miejscowy sąd rodzinny. Chłopiec nie znał ani słowa po polsku, więc bohaterski dziadek rozpoczął naukę języka hiszpańskiego, bawił się z nim, przytulał, zabierał na spacery, wszystko po to, by dziecko nabrało do niego zaufania. W tym czasie poznaniak sprzedawał kolejne maszyny z lunaparku, zadłużył się, ale obiecał, że nie odpuści i nie pozostawi wnuka w rodzinie zastępczej. W Poznaniu razem po raz pierwszy pojawili się 22 grudnia 2012 r.

Tutaj czekały na niego zmagania, tym razem z polską machiną biurokratyczną.

- Walka o opiekę nad Hugiem trwała aż półtora roku. W tym czasie sąd co jakiś czas domagał się ode mnie pojedynczych dokumentów, w końcu nie wytrzymałem, poszedłem tam i powiedziałem, że mogę przedstawić je wszystkie od razu, przecież wnuczek musiał pójść w końcu normalnie do szkoły - opowiada Misiak. I zaraz dodaje: Pomijając już to oczekiwanie i tak jestem bardzo wdzięczny sądom i ambasadzie.

Oficjalnie opiekunem chłopca został w sierpniu 2014 r. Hugo w tej chwili ma 6 lat i uczęszcza do "zerówki", mieszka w samym sercu dawnego "Dzidkolandu" - w ukochanym wozie dziadka, a raczej Dzidka, bo tak chłopiec zwraca się do pana Zdzisława. Ten 69-letni dawny biznesmen przyznaje, że dzięki wnukowi przeżywa drugą młodość. - Ten chłopak to żywe srebro, daje mi energię do życia - uśmiecha się.

Gdy opowiada o niezwykłych talentach wokalnych, muzycznych i tanecznych Huga, mały niczym błyskawica wpada do wozu. - Dzidek zrobił mi procę, a ja sam wykonałem projekt - chwali się od progu malec, wymachując nią na wszystkie strony. Podbiega do biurka znajdującego się w mikroskopijnym "salonie" i chwyta własnoręcznie wykonaną bombkę oraz zeszyt wypełniony rysunkami. Na jednym z nich znajduje się uśmiechnięty dziadek, Olimpia, przyjaciel rodziny Daniel i napis "Hugo dla Dzidka". - Jeszcze narysowałem grubego Spidermana, takiego śmiesznego - podkreśla chłopiec.

- Podoba Ci się w Polsce? - pytam. - Tak. Polska Espanol! Polska Espanol! - krzyczy. - Staram się, by nie zapomniał języka hiszpańskiego, bo czasem ojciec do niego dzwoni. Czuję jednak, że już niechętnie go używa, choć do słuchawki zawsze mu powtarza "te quiero mucho", czyli bardzo cię kocham - wyjaśnia Misiak.

O partnerze swojej córki pan Zdzisław niewiele jednak mówi, wiadomo, że z więzienia zostanie zwolniony we wrześniu. Co dalej? - Nie chcę pozbawiać Huga rodzica, wiem, jak to jest stracić matkę w tym wieku, ale z drugiej strony, uważam, że nasze korzenie są w Polsce - stwierdza.

Z Niemiec na Lubelszczyznę, z Wrocławia do Stegny
Życiorys Huga jest niemal lustrzanym odbiciem tego, co przeżył jego dziadek. Pan Zdzisław do czwartego roku życia mieszkał w Niemczech, jednak na początku lat 50. jego ojciec zdecydował się na powrót w rodzinne strony, na Lubelszczyznę, gdzie został naczelnikiem miasta i gminy Biskupice. Sielanka nie trwała jednak długo. - Mama zmarła, mając zaledwie 32 lata. Zostawiła mnie i trójkę mojego rodzeństwa - wyjaśnia. Kiedy zdobył tytuł plastyka, ze wschodu Polski postanowił wyruszyć do Wrocławia, gdzie rozpoczął pracę w Wytwórni Filmów Fabularnych. To podczas dnia zdjęciowego po raz pierwszy zakochał się w… strzelnicy, stanowiącej część scenografii. Kupił ją i kolejne 30 lat spędził w branży rozrywkowej, objeżdżając ze swoim wesołym miasteczkiem niemal całą Polskę. - Najlepiej wspominam okres początków Solidarności, wtedy pojawił się boom na lunaparki - wspomina Misiak. Kiedy zbliżało się lato, startował z Wrocławia, by po kolejnych przystankach w Miliczu, Jarocinie, Krotoszynie czy Wrześni dotrzeć na początek sezonu do Krynicy Morskiej. On, jego partnerka i pracownicy oficjalnie byli zatrudnieni w Zjednoczonym Przedsiębiorstwie Rozrywkowym. - Podawaliśmy im tylko trasę, a oni dbali, by nikt w danym mieście nie robił nam niepotrzebnej konkurencji.

Z Wrocławia Misiak przeprowadził się do Jarocina, kupił tam dom i pół hektara ziemi. Nie wytrzymał tam jednak długo i ostatecznie zamienił to na mieszkanie w Poznaniu, w którym do dziś mieszka jego życiowa partnerka, zajmująca się resztą wnuków. Na Śródce powstał "Dzidkoland". Na terenie parku rozrywki można było bawić się w domu strachów, na parasolkach, w salonie luster, na autodromie, grając na fliperach, a nawet korzystając z kolejki górskiej. To tylko niektóre z urządzeń, które były dostępne dla głodnych wrażeń malców. Po terenie chodziło kilka kucy szetlandzkich, pojawiały się nawet kaczki i kury. Interes szedł tak dobrze, że pan Zdzisław kupił działki w Tarnowie Podgórnym, a po ulicach woził się w nowym bmw. Czasy prosperity minęły i już pod koniec lat 90. miasto po raz pierwszy pokazało przedsiębiorcy żółtą kartkę, dając mu w 1999 r. miesiąc na wyprowadzkę ze względu na brak zezwoleń na ustawienie dużych konstrukcji. Wtedy udało się załagodzić sytuację, ale już kilka lat później Misiak przegrał walkę. Ciągle jednak prenumeruje branżowy magazyn "Inter Play", tworzony dla operatorów parków rozrywki i sal zabaw. - Nadal mnie to interesuje, chciałbym się jeszcze tym zająć, póki nie jestem zbyt stary. Może uda mi się rozkręcić choćby małą karuzelę dla dzieci? Hugo chce co prawda zostać strażakiem, ale bardzo lubi oglądać filmy, na których widać czasy prosperity "Dzidkolandu". Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zechciał mi pomóc - żartuje Misiak.

Z teatru na ekrany
Choć niesamowita historia Zdzisława Misiaka i jego wnuka nie zostanie zaadoptowana na potrzeby filmu fabularnego, to od ośmiu miesięcy nad obrazem dokumentalnym pracuje dwóch młodych filmowców - Wojciech Klimala oraz Mateusz Wajda. - O Dzidku dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkiem od naszej przyjaciółki, która jest scenografem teatralnym. Właśnie u niego kupiła koniki pochodzące z dawnej karuzeli do jednego ze spektakli wystawianych w Lublinie.

Ujął ją swoją historią i postanowiła się nią z nami podzielić - mówi Klimala, reżyser. Film ma przede wszystkim skupić się na okresie wychowywania wnuka, a także momencie, kiedy ojciec Huga wyjdzie na wolność. - Oczywiście będziemy spoglądać także w przeszłość Dzidka, kiedy karuzela hulała, a on sam był człowiekiem o zupełnie innym statusie społecznym - dodaje. Zdjęcia mają potrwać jeszcze do końca jesieni, natomiast montaż wstępnie zaplanowany jest na koniec roku. Istnieją szanse na to, by produkcja pojawiła się nie tylko w telewizji, ale także w kinach. - Wierzę, że to się uda, bo i bohater jest szczególny, superskomplikowany, ciepły człowiek, ale nie bez skazy. To jest w nim najciekawsze, że nie jest kryształem, ale z drugiej strony ma w sobie wiele dobroci. Koleje losu sprowadziły go na taką, a nie inną drogę, musi teraz sprostać wyzwaniu. Mam nadzieję, że będziemy mogli pokazać, iż droga do czegoś pięknego bywa pokrętna - kończy Wojciech Klimala.

JAK MOŻNA POMÓC?
Hugo po raz pierwszy przyjechał do Poznania 22 grudnia 2012 roku. Od tej pory mieszka z dziadkiem w przyczepie na Śródce. Chłopiec chodzi do zerówki i marzy o tym, by zostać strażakiem. Namawia jednak dziadka do tego, by znowu reaktywował park rozrywki.

Pomoc Chłopiec jest wszechstronnie utalentowany i bystry. Pan Zdzisław nie ma pieniędzy, by zadbać o dodatkowe zajęcia dla Huga. 6-latek uwielbia śpiewać, jest też bardzo muzykalny i uzdolniony plastycznie. Dziadek chłopca chciałby, by ktoś pomógł mu rozwijać jego pasje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski