Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

I po jedenaste: Nie będziesz potrząsał dzieckiem swoim ani cudzym

Agnieszka Świderska
Anastazja nigdy nie zrobi żadnej z tych rzeczy, które robią zdrowe dzieci. Nie będzie miała nawet prawa do gniewu, że mogła być jak one, a jest kaleką. Zrobił to za nią sąd skazując jej ojca na 12 lat więzienia.

Kiedy się urodziła lekarze przyznali jej 10 punktów w skali Agpara. Dziś nie są pewni, czy całkowicie straciła wzrok. Nie mają jednak wątpliwości, że jej mózg jest nieodwracalnie uszkodzony i półtoraroczna dziś Anastazja do końca życia pozostanie głęboko upośledzona. Nie dają jej nawet szans na to, by kiedyś mogła samodzielnie poruszać na wózku inwalidzkim.

Prawdopodobnie nigdy nie pozna nawet znaczenia słowa "wózek inwalidzki". Tak jak nie pozna słów "mama" i "tata". Nigdy się nie dowie, że jej życie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Nie będzie miała bowiem tej świadomości, że mogło być dla niej jakieś inne życie.

Anastazja nie powie

Oni, Natalia i Krzysztof, przeżyli swoje 18 i 19 lat, kiedy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami. Nie planowali tego. Żadne z nich nie ukrywało, że Anastazja była wynikiem wpadki. Już we trójkę wprowadzili się do mieszkania socjalnego na poznańskim Świerczewie. To ich ostatni wspólny adres. Teraz Krzysztof jest w areszcie na Młyńskiej, a Anastazja u sióstr elżbietanek w Domu Pomocy Społecznej we Wschowie. Do bycia znowu ojcem i córką nie ma już powrotu.

Krzysztof miał jeszcze na to szansę po tym, co zdarzyło się w maju. Dla niego był to wypadek. Dla prokuratury spowodowanie po raz pierwszy poważnych obrażeń ciała u trzymiesięcznej wtedy Anastazji. Nie było żadnych świadków. Natalia wyszła akurat wyszła do sklepu. Krzysztof był sam z córką.

Relacja ojca: bawił się z małą podnosząc ją do góry i opuszczając. W pewnym momencie Anastazja odepchnęła się i uderzyła swoją główką o jego wystające kości policzkowe. Według biegłych Krzysztof kłamał. To niemożliwe, żeby trzymiesięczne dziecko było w stanie wykonać taki ruch, a gdyby jakimś cudem to jednak zrobiło, nie mogło to doprowadzić do takich obrażeń, z którymi niemowlę trafiło do szpitala dziecięcego na Krysiewicza w Poznaniu.

Rozpoznanie z maja to: wstrząśnienie mózgu, krwotoki siatkówkowe, krwiak na małżowinie usznej oraz zaczerwienienie i zsinienie na główce. Zdaniem biegłych, krwotoki wewnętrzne powstały przez potrząsanie dzieckiem, a obrażenia zewnętrzne w wyniku uciskania lub uderzenia.

Anastazja została wtedy w szpitalu. Ten powiadomił sąd rodzinny, by zbadał sytuację dziecka, czy nie dzieje się mu krzywda. Dlaczego nie zawiadomił wtedy policji albo prokuratury? Dlaczego nie zrobił tego w lipcu, gdy Anastazja drugi raz trafiła do szpitala na Krysiewicza tym razem ze śmiertelnymi już obrażeniami?

- Tej tragedii można było zapobiec, gdyż Krzysztof J. byłby już wtedy w areszcie - jest o tym przekonana prokurator Iwona Maksio z wildeckiej prokuratury, która oskarża Krzysztofa J. - To my złożyliśmy zawiadomienie o podejrzeniu niedopełnienia obowiązków przez władze szpitala.

Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto umorzyła jednak postępowanie w sprawie szpitala. Nie tylko szpital nie miał obowiązku powiadamiać policji czy prokuratury. Tego obowiązku nie miał również sąd rodzinny, który ograniczył się do wysłania na Świerczewo kuratora. Czy mógł zrobić coś więcej? Dopiero po tym, co wydarzyło się w lipcu, wydał nakaz niewydawania dziecka ze szpitala rodzicom.

- Przepisy w tej materii nie są precyzyjne. Postąpiliśmy zgodnie z tymi, które nakładają na nas obowiązek powiadomienia sądu opiekuńczego, który ma możliwość szybkiej reakcji na sytuację zagrożenia życia lub zdrowia dziecka - mówi Jacek Profaska, dyrektor szpitala dziecięcego na Krysiewicza. - Zakładaliśmy, że sąd zadziała sprawnie. Zadziałał, ale zbyt wolno.

Przypadek Anastazji doprowadził jednak do zmiany procedury: szpital powiadamia teraz sąd i policję. Gdy machina sądowa znów okaże się zbyt powolna jest szansa na to, że policja zdąży w porę interweniować (choć policja i tak musi powiadomić sąd).

Nikt jednak nie jest w stanie cofnąć czasu do tamtego lipcowego dnia, kiedy Krzysztof znów został sam z córką. Co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia? Nie zdradzi tego Anastazja. Nie zdradzą też ściany. Krzysztof bronił się, że nie skrzywdził córki. To był nieszczęśliwy wypadek. Chciał ją nakarmić, ale ona mu się wyślizgnęła i uderzyła o poręcz łóżka.

Według biegłych, znów kłamał. Na ciele dziewczynki nie było żadnych widocznych obrażeń. Były w jej głowie: obustronne krwotoki siatkówkowe i krwawienie do środkowego układu nerwowego, w tym krwiaki podtwardówkowe (nagromadzenie krwi na powierzchni mózgu pod czaszką).

- To były obrażenia z gatunku śmiertelnych, zagrażające życiu - mówi dyrektor Jacek Profaska. - Trepanacja czaszki, której została poddana, jest zabiegiem zarezerwowanym dla najcięższych stanów, gdzie ryzyko śmierci jest tak wielkie, że otwarcie czaszki jest jedynym wyjściem. Mogliśmy uratować jej życie, ale pełni zdrowia już nie. Uszkodzenie tkanki mózgowej jest zbyt rozległe.

Krzysztof zdążył nawet odwiedzić Anastazję w szpitalu. Został zatrzymany dopiero po tym jak sprawę nagłośnił "Głos Wielkopolski" i do akcji wkroczyła policja razem z prokuraturą. Ze wstępnej opinii biegłych wynikało, że przyczyną obrażeń mógł być upadek dziecka albo uderzenie go pięścią.

Dopiero w drugiej opinii stwierdzili, że obrażenia powstały na skutek urazów akceleracyjno-deceleracyjnych czyli przez potrząsanie dzieckiem. Skąd rozbieżności między jedną i drugą opinią? Prokurator tłumaczy, że przy wydawaniu pierwszej opinii biegli dysponowali jedynie wyjaśnieniami oskarżonego i niepełną dokumentacją medyczną.

Mały mózg krwawi

Czy potrząsanie dzieckiem może je zabić? Specjaliści alarmują, że wystarczy kilka sekund, by doprowadzić w ten sposób do śmierci bądź niepełnosprawności dziecka. Zespół dziecka potrząsanego (Shaken Baby Syndrome) jest uważany za najczęstszą przyczyną upośledzeń i umieralności noworodków oraz dzieci w związku z przemocą fizyczną.

W trakcie potrząsania dzieckiem w jego główce dochodzi do przemieszczania się mózgu w czaszce, przerwanie naczyń krwionośnych i uszkodzenia tkanki mózgowej. Mimo, że do tak poważnych urazów może doprowadzić nawet podrzucanie dziecka podczas zabawy syndrom dziecka potrząsanego jest w Polsce wciąż mało znany.

Jak wynika z najnowszych badań opublikowanych w kwietniu tego roku przez zespół naukowców ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego świadomość nie tylko rodziców, ale także personelu medycznego jest niewielka.

Swoje badania przeprowadzili na 458 osobach, z których ponad połowę stanowili przedstawiciele personelu medycznego, a resztę rodzice dzieci w wieku od 4 do 10 lat. 40 procent z nich nigdy nie słyszało o zespole dziecka potrząsanego, a ponad 20 procent uznaje potrząsanie dzieckiem za sposób na jego uspokojenie.

O tym, że Krzysztof J. nigdy nie słyszał o zespole dziecka potrząsanego jest przekonany jego obrońca adwokat Artur Tarnawski.

- Ci, którzy zabijają swoje dzieci, używają do tego pięści, rzucają nimi, powodują śmiertelne upadki, duszą je poduszkami. Gdyby Krzysztof J. działał z zamiarem zabicia swojej córki albo spowodowania u niej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu musiałby dysponować specjalistyczną wiedzą medyczną, żeby zrobić to przez potrząsanie dzieckiem - przekonuje adwokat Artur Tarnawski. - Poza tym skoro za pierwszym razem nie udało mu się spełnić tego zamiaru, to nie ma w tym żadnej logiki, że za drugim razem próbowałby to zrobić w ten sam sposób.

Jeszcze ważniejsza jest odpowiedź na pytanie: jaką miałby motywację, by skrzywdzić swoje dziecko. Gdyby go nie chciał, wystarczyłoby, żeby odszedł od swojej partnerki. Z zeznań sąsiadów wyłania się tymczasem obraz kochającego ojca, którego widywali na wspólnych spacerach i zabawach. Krzysztof J. to nie jest Katarzyna Waśniewska - podkreśla mecenas.

Być może odpowiedzią jest marihuana, którą znaleziono w mieszkaniu Krzysztofa. Ratownicy, którzy tamtego lipcowego dnia zabierali Anastazję do szpitala, wspominali w sądzie o jego rozszerzonych źrenicach. Ktoś inny widział go palącego "dziwnego papierosa". Tamtego dnia nikt jednak nie sprawdzał, czy miał w organizmie narkotyki. Wyszły w badaniach dopiero później. Krzysztof mógł skrzywdzić swoją córkę, gdyż był zbyt upalony, by inaczej zareagować na jej płacz niż tylko potrząsając nią.

Zdaniem prokuratury, narkotyki nie były mu do tego potrzebne, gdyż miał skłonności do agresji. Jeden z zarzutów to złamanie ręki teściowi. Już jako nieletni miał kłopoty z prawem nie tylko za narkotyki, ale także za przemoc. "Rozumie znaczenia dobra i zła, ale występują u niego nieprawidłowości w zakresie odczuwania empatii, poczucia winy i upośledzona jest zdolność do brania odpowiedzialności za własne działania i czyny" - to z opinii psychiatryczno-psychologicznej Krzysztofa J.

- Nie okazał skruchy. Jedyną okolicznością łagodzącą może być jego młody wiek, ale nie jest. Był bowiem ojcem, na którym ciążył szczególny obowiązek opieki i troski nad córką. Zamiast tego zniszczył jej życie. Zrobił z niej kalekę - podkreśla prokurator Iwona Maksio. - O tym, że dzieckiem się nie potrząsa wie każdy normalny człowiek. Krzysztof J. nie był niepoczytalny.

Musiał godzić się z tym, że skrzywdzi dziecko. Pierwszy raz w mojej karierze prokuratura zażądałam wymierzenia maksymalnej kary. Na jaką inną karę zasługuje taki człowiek? Jeżeli za takie przestępstwa nie będziemy wymierzać surowych kar, to za jakie? - pyta retorycznie prokurator.

Przerwane życie

Natalia przez cały czas stała po stronie Krzysztofa. Zdaniem prokurator Maksio, lojalność wobec niego wzięła w niej górę nad instynktem macierzyńskim, bo matki nie wybaczają tym, którzy krzywdzą ich dzieci. Nawet jeżeli są to ojcowie tych dzieci.

W grudniu sąd zdecyduje, czy Natalia wciąż nadaje się na matkę. Pod koniec ubiegłego roku sąd pozbawił ich oboje praw rodzicielskich. Tylko ona złożyła apelację. I tylko ona ma jeszcze prawo, by odwiedzać małą w ośrodku we Wschowie.

- Współczesna wiedza medyczna nie pozwala na optymistyczne rokowania - mówi Jacek Profaska. - Charakter odniesionych obrażeń determinuje przyszłość tego dziecka. Spustoszeń dokonanych w jego mózgu nie da już się odwrócić mimo plastyczności dziecięcego organizmu. Nie mamy nawet tyle wyobraźni, by uświadomić sobie, co to znaczy dla tego dziecka. Było na normalnej drodze rozwoju. I na tej drodze zostało brutalnie zatrzymane. To jeden z najbardziej drastycznych przypadków, z jakim mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich 20 lat. Dlatego należy robić wszystko, żeby zapobiegać takim dramatom.

W czwartek Sąd Rejonowy Poznań Wilda za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu skazał Krzysztofa J. na 12 lat więzienia. Zdaniem sądu, oskarżony mógł nie wiedzieć jakie konkretne obrażenia spowoduje potrząsanie dzieckiem, ale zdawał sobie sprawę z tego, że zrobi mu krzywdę. Dlatego został skazany za działanie umyślne. Dlaczego jednak chciał skrzywdzić Anastazję?

- Dopóki sam oskarżony nam tego nie powie motywacja będzie nieznana. Anastazja miała szansę na normalne życie. Straciła tę szansę. Szczególnie smutne jest to, spotkało ją to z rąk własnego ojca - podkreśliła sędzia Monika Małysiak.

Wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Krzysztof J. słuchał go z szeroko otwartymi oczami. W oczach jego córki jest tylko ciemność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski