Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ian Gillan z Deep Purple: Szufladkowanie muzyki? To dziecinada! [WYWIAD]

Cyprian Łakomy
- W pewnym momencie powiedziano nam, że jeśli piosenki nie będą krótkie, to nie będą grać ich w radio - mówi Ian Gillan, wokalista grupy Deep Purple, przed koncertem w Poznaniu.

Podobno bardzo nie lubisz, gdy Deep Purple określa się mianem klasyków rocka...
Walczę z szufladkami, odkąd tylko zacząłem grać w zespołach. Zgodzę się z tym, że jesteśmy zespołem rockowym, ale cała reszta tych określeń jest po prostu niedokładna. Swego czasu najbardziej wkurzało mnie, gdy próbowano wrzucić nas do jednego worka z heavy metalem. Wydawało się to kompletnym nonsensem aż do momentu, gdy do użytku weszło określenie "klasyczny rock". Do dziś jest ono jak nagrobek wystawiony za życia.

Dlaczego?
Jest po prostu obraźliwe. Muzyka ma generalnie to do siebie, że trudno ją opisać. Wszelkie próby jej klasyfikacji są po prostu dziecinne. To trochę tak, jakby każdy z nas musiał wybrać tylko jeden ulubiony kolor. A życie jest przecież znacznie bogatsze. Żaden z zespołów, w których grałem w całym moim życiu, nie przypinał sobie stylistycznej łatki. Od dekad robią to z kolei media i wytwórnie, by muzyka trafiała do konkretnych grup docelowych. Kiedy jakieś radio określa swój profil jako "klasycznie rockowy", to z reguły prezentuje tylko muzykę z lat 70. To było 40 lat temu, a Deep Purple gra dalej.

Na Waszej ostatniej płycie padają słowa: "być może odejdę, ale nie umrę". Kiedy dotarło do Ciebie, że piosenki, które gracie, najprawdopodobniej przeżyją Was samych?
Ten wers w oryginale mówi o Jonie Lordzie (klawiszowcu i założycielu Deep Purple, zmarłym w 2012 roku - przyp. red.). Tak naprawdę nigdy nie zastanawiałem się nad tym, o co pytasz. Do dziś jednak zdumiewa mnie to, jak inni ludzie interpretują naszą twórczość. Z jednej strony mi to schlebia, z drugiej - nie uważam, by należało się tym przesadnie chwalić.

Czy granie tzw. żelaznych hitów z Waszego dorobku można porównać z odpowiadaniem na powtarzające się pytania w wywiadach?
Być może ty, jako dziennikarz, odnosisz takie wrażenie, ale ja na szczęście nie. Te - przepraszam za określenie - klasyki stanowią dziś około dwudziestu pięciu procent naszej setlisty. Kolejne dwadzieścia pięć to utwory z różnych płyt, które cenimy zarówno my, jak i fani. To piosenki, które nigdy nie szalały na listach przebojów i rzadko - jeśli w ogóle - pojawiały się w radio. Kolejna część programu to nowe piosenki, czyli te pochodzące z albumu "Now What?!". Do tego wszystkiego z kolei dochodzi improwizacja. Ona również odgrywa ważną rolę na naszych koncertach. Te najbardziej znane piosenki wciąż odżywają dzięki tak różnorodnemu otoczeniu.

Płyta "Now What?!" zebrała sporo dobrych recenzji. Wielu krytyków chwali ją za to, że nie odbiega od Waszego tradycyjnego brzmienia. Trudno jednak wskazać dwa albumy, na których Deep Purple grało tak samo. Trudno jest być konsekwentnym bez popadania w rutynę?
Każdy z naszych albumów dokumentuje pewien moment w naszej historii. W 1972 roku byliśmy zupełnie innym zespołem niż w 1969. W podobny sposób to, co robiliśmy na płycie "Purpendicular" (z 1996 roku - przyp. red.), różni się od tego, co gramy dziś. Masz rację, każda z płyt Deep Purple jest inna. Powodów jest wiele: różne szerokości geograficzne, różna atmosfera w zespole i różni ludzie, z którymi pracujemy. Różnią się też teksty. Dobrym przykładem są wydane po sobie krążki "Bananas" (z 2003 roku - przyp. red.) i "Rapture of the Deep" (miał premierę dwa lata później - przyp.). Pierwszy jest bardzo polityczny, drugi - mówi o duchowości. Nie wykluczam podobieństw między kolejnymi płytami, ale nigdy też nie silimy się na powielanie jakiegokolwiek schematu. Pisanie każdej płyty zaczynamy z czystą kartą.
Jesteście zespołem konserwatywnym? Byliście kiedykolwiek?
To uczciwe pytanie. Nie wydaje mi się, byśmy byli nim obecnie. Ale mieliśmy takie tendencje w przeszłości. Uświadomił nam to Bob Ezrin, który produkował "Now What?!". Przez wiele lat pisaliśmy piosenki według podobnego wzorca. Utwory miały zbliżoną długość i strukturę. Bob przypomniał nam, że nasze najbardziej udane płyty - "In Rock" i "Machine Head" - zawierały po siedem kompozycji, a wśród nich były i takie, które liczyły ponad 10 minut. W tamtym czasie wnosiliśmy do zespołu tak różne inspiracje jak jazz, blues, rock'n'roll, soul czy nawet muzyka orkiestrowa. W pewnym momencie powiedziano nam, że jeśli piosenki nie będą krótkie, to nie będą grać ich w radio. Bardzo wzięliśmy to sobie do serca, co na pewno było z naszej strony jakimś przejawem konserwatyzmu. Utwór "Smoke on the Water" był jednym z najlepszych jego przykładów.

... ?
Żadna rozgłośnia nie chciała grać go w wersji, w jakiej pojawił się na płycie "Machine Head". Dopiero kiedy na naszym amerykańskim koncercie usłyszał go jakiś gość z wytwórni Warner Bros. i zobaczył reakcję publiczności, stwierdził, że trzeba coś z nim zrobić. Wróciliśmy więc do studia i przycięliśmy go do długości niecałych czterech minut. W jednej chwili "Smoke on the Water" stał się najczęściej granym kawałkiem w radio. Skoro wtedy się udało, stwierdziliśmy, że ten patent będzie działał w nieskończoność. Był to zatem pewien rodzaj konserwatyzmu, a w zasadzie konformizmu podyktowanego strachem.

A czujesz się współodpowiedzialny za powstanie późniejszych, cięższych odmian rocka?
W pewnym sensie tak, choć nie spędza mi to snu z powiek. Jak już wspomniałem, nie interesują mnie szufladki, w które upycha się muzykę. Kiedy w latach 80. powracałem na scenę z zespołem Gillan, za wszelką cenę próbowano wmówić nam, że jesteśmy częścią nurtu nowej fali brytyjskiego heavy metalu. My byliśmy ponad tym wszystkim.

W 1984 roku jednak powróciłeś do Deep Purple, z którym wydałeś kultowy "Perfect Strangers". Do Polski zaczęliście przyjeżdżać jednak dopiero od lat 90. Która z wizyt szczególnie utkwiła ci w pamięci?
Być może sprawię ci zawód, ale najlepsze wspomnienia mam po prywatnych wizytach. Miałem okazję spędzić w Polsce święta Bożego Narodzenia oraz Nowy Rok. Przyjechałem tu wówczas z całą rodziną i to były jedne z najbardziej fantastycznych świąt, jakie spędziłem w życiu. Mile wspominam też każdy polski koncert, rozmowy z ludźmi - również te przy szklance czegoś mocniejszego (śmiech). Doceniam ponadto waszą historię i kulturę. Polska to jedno z tych miejsc, które traktuję jak swój duchowy dom.

Wasze koncerty nieraz otwierają zespoły młodsze o całe pokolenie. Często zasypują Cię pytaniami, proszą o radę?
Owszem, choć zwykle dostają ode mnie nie taką odpowiedź, jakiej oczekują. Smuci mnie to, że częściej chcą wiedzieć, jak osiągnąć sukces, niż jak być dobrymi muzykami. Dostaję mnóstwo płyt z pytaniami o to, czy mam znajomości w wytwórniach płytowych albo u menedżerów. Jedyna rada, jaką mogę dać młodym zespołom to: ćwiczcie i ćwiczcie po stokroć. Grajcie z różnymi ludźmi, bądźcie otwarci. Tylko wtedy muzyka będzie waszą dobrą przyjaciółką, bez względu na słupki popularności. Jeśli interesuje was wyłącznie sukces, to prawdopodobnie powinniście pogadać ze swoim fryzjerem.

Deep Purple w Poznaniu Brytyjska grupa wystąpi w poznańskiej Arenie (ul. Wyspiańskiego) już w czwartek, 13 lutego o godz. 20. Wejścia do hali otwarte będą od godziny 18.30

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski