Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idąc do szkoły, musieli... umykać przed pociskami

Anna Jarmuż
Idąc do szkoły, musieli... umykać przed pociskami
Idąc do szkoły, musieli... umykać przed pociskami Archiwum Szkoły
Pierwsza powojenna szkoła nadal działa - przy ulicach Jarochowskiego i Wyspiańskiego

12 lutego 1945 roku na skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Jarochowskiego i Wyspiańskiego rozbrzmiało donośne "Jeszcze Polska nie zginęła" oraz "Rota" Marii Konopnickiej. Na maszt wciągnięto biało-czerwoną flagę. W ten sposób zainaugurowano rok w Szkole Powszechnej nr 1 - pierwszej, która zaczęła działać w Poznaniu po II wojnie światowej. Mimo upływu 70 lat, szkoła nadal działa. Dziś jest to Zespół Szkół Gimnazjalno-Licealnych.

Trudne początki
W tym czasie, kiedy otwierano pierwszą polską szkołę, nadal toczyły się walki o miasto. W ogniu stała Cytadela i Dworzec Główny. Mimo to na ulicach pojawiły się afisze wzywające do pracy chętnych nauczycieli. - To była oddolna inicjatywa poznaniaków, przede wszystkim przedwojennych pedagogów - wyjaśnia Maciej Głębowski, nauczyciel historii w Zespole Szkół Gimnazjalno-Licealnych.

Na apel odpowiedziała m.in. Izabela Cynkówna - przedwojenna nauczycielka, której wspomnienia zachowały się do dziś w książce pt. "Trud pierwszych dni". Opisuje ona dzień, w którym po raz pierwszy usiadła w kącie ogołoconej, brudnej sali. W szkolnym budynku brakowało szyb, a ich mury nosiły ślady niedawnych walk. Wcześniej Niemcy użytkowali go jako szpital wojskowy.

- Nigdy nie zapomnę strasznego obrazu, jaki ujrzeliśmy na dziedzińcu szkolnym: trupy niemieckich żołnierzy, skrzynie amunicji, porozrzucane plecaki, bandaże, puszki po konserwach... - wspomina nauczycielka. W samym budynku można było znaleźć tylko kilka połamanych stołów i krzeseł.

Od razu przystąpiono do pracy. Budynek uporządkowano - wyszorowano podłogi, uprzątnięto gruz z korytarzy. W miejsca brakujących szyb, nauczyciele powbijali kawałki dykty. Pozostał jeszcze problem wyposażenia. Izabela Cynkówna na długo zapamiętała ryzykowne wyprawy w poszukiwaniu sprzętu. Nauczyciele dowiedzieli się, że hitlerowskie władze zamieniając szkołę w szpital, wywieźli to, co znajdowało się w budynku do magazynów za willą "Flora" przy ul. Grunwadzkiej (znajdującej się niedaleko dzisiejszego Szpitala Wojskowego). Właśnie stamtąd - pomimo latających nad głowami pocisków artyleryjskich - nauczycielki nosiły ławki, tablice, stoły i krzesła.
- Niełatwa to była praca. Co chwilę trzeba było odpoczywać. Na czoło - pomimo mrozu i porywistego wiatru - występował kroplisty pot - wspomina Izabela Cynkówna. - Miałyśmy na sobie tylko lekkie płaszczyki, ale każda z naszych wypraw uwieńczona była zdobyciem upragnionego łupu.

Nie było książek, lecz byli uczniowie
8 lutego marzenie się spełniło. Pierwszym kierownikiem szkoły został Józef Nawrocki. Budynek został umeblowany i był gotowy na przyjęcie uczniów. Na okolicznych drzewach i murach zawisły ręcznie wypisane plakaty, zachęcające dzieci i młodzież do rozpoczęcia nauki. Apel spotkał się z natychmiastowym odzewem. Zapisano około 400 dzieci. Uczniów podzielono do klas nie według wieku, ale posiadanych umiejętności. Te, które nie umiały czytać ani pisać, musiały rozpocząć naukę w pierwszej klasie.

Dzień po uroczystej inauguracji dzieci zasiadły w szkolnych ławkach. Sygnał do rozpoczęcia lekcji dawał im woźny Jan Gościniak, uderzając w... starą patelnię. Ponieważ w budynku było zimno, dzieci uczyły się dwie godziny dziennie. Nauczyciele pracowali jednak na dwie zmiany. Nie było książek. Pedagodzy sami układali teksty i czytali je na lekcji. Pisano na marginesach starych gazet i kawałkach tektury. W tym czasie nadal trwały walki. Zdarzało się, że dzieci, idąc do szkoły, musiały chronić się przed pociskami w bramach kamienic.

Uczniowie: My pamiętamy!
Po 7o latach w murach na skrzyżowaniu ulic Wyspiańskiego i Jarochowskiego wciąż są uczniowie. W skład Zespołu Szkół Gimnazjalno-Licealnych działa Gimnazjum nr 33 oraz XXXIII LO.

- Numer jest nieprzypadkowy. Nawiązuje do tradycji. Decyzję o budowie szkoły w tym miejscu podjęto w 1908 roku. Przed wojną - w 1933 r. działały tu szkoły o numerach 33 i 34 - tłumaczy Maciej Głębowski.

Dziś, idąc na lekcje, uczniowie, nie muszą uciekać przed pociskami. Mają nie tylko książki i zeszyty, ale też nowoczesny sprzęt (komputery, rzutniki). Mimo to wiedzą, co spotkało ich dużo starszych kolegów. 12 lutego młodzież z ZSGL wzięła udział w apelu z okazji 70. rocznicy powołania do życia pierwszej powojennej poznańskiej szkoły. Uczniowie zapalili znicze pod pamiątkowym obeliskiem, poświęconym zdobywcom Cytadeli. W szkole pojawiły się też balony i urodzinowy tort.
- Staramy się być szkołą nowoczesną, w której jest obecny duch tradycji. Te mury same nas do tego skłaniają - przyznaje Maciej Głębowski.

Luty 1945 roku. W Poznaniu trwają walki o każdą ulicę i budynek. Ofensywa zatrzymuje się u bram Cytadeli. W tym czasie miasto powoli podnosi się z ruin. Szuka życia.
A wszystko to w czasie, gdy grzmiały działa, a na ulicach ginęli ludzie. To przy Jarochowskiego zabrzmiał pierwszy dzwonek szkolny, 16 lutego ukazał się pierwszy numer "Głosu Wielkopolskiego", a mieszkańcy wyzwolonych dzielnic zaczynali oddychać pełną piersią. Spodziewali się wolności. Chcieli żyć. Polityka przyszła później. Chcemy pisać o tym czasie. Czasie nadziei, jaki dawało wypędzenie Niemców. I będziemy to czynić przez cały tydzień, aż do 70. rocznicy zakończenia walk o Cytadelę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski