Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeź w skali mikro

DARIUSZ CHAJEWSKI
Ubrani w białe koszule chłopi młócą wielkimi cepami zboże. Niewiele sobie robią z maszerujących obok wojsk, z przygotowań do bitwy. Cóż ich obchodzi jakaś tam wojna...? Jest 24 sierpnia, upał, temperatura w cieniu dochodzi do 30 stopni Celsjusza.

Głos narratora, znawcy epoki napoleońskiej, dominuje nad polem bitwy: - Tego dnia padał deszcz. Lało od kilku dni. Dlatego znaczna część armii napoleońskiej nie przeprawiła się przez Kaczawę i Nysę Szaloną.
Anno Domini 2002 maszerujący żołnierze obu wrogich armii musieli przebijać się przez tłum fotoreporterów i kamerzystów, markietanki opędzały się od dziennikarek radiowych pytających dlaczego walczą akurat po tej stronie i czy będą gwałcone, jeśli przegrają.

Rzeź w skali mikro

Inscenizacja bitwy pod Warmątowicami koło Legnicy odbywa się co roku. Tym razem zamiast 70 tys. napoleońskich żołnierzy marszałka Jakuba Macdonalda i 90 tys. prusko-rosyjskiej Armii Śląskiej feldmarszałka Leberechta Bluechera w pałacowym parku stanęły naprzeciw siebie zbrojne zastępy w proporcji mniej więcej 1 do 10.000. Jak ze smutkiem zauważył jeden z dowódców napoleońskiej armii, na placu boju nie stawili się powstrzymani przez powódź Czesi i Niemcy.
Głos narratora: - Na plac boju wkracza artyleria. Działa, które widzimy, to pomniejszone repliki. W rzeczywistości musiały je ciągnąć co najmniej cztery konie. Działa nie strzelały także sianem i papierem toaletowym.
26 września 1813 r. decydujący bój rozegrał się między miejscowościami Warmątowice, Bielowice, Winnica, Janowice Duże. Wojska rosyjsko-
pruskie zajmowały teren płaskowyżu, na podejściu do niego Francuzi musieli sforsować Kaczawę i Nysę Szaloną oraz pokonać strome i rozmyte stoki płaskowyżu. Bitwę stoczono na bagnety i szable, gdyż broń palna w strugach deszczu okazała się bezużyteczna. Sprawdziła się natomiast artyleria, która zadała Francuzom decydujące straty.
Blisko 200 lat później armie wolą jednak strzelać. Zapewne dlatego, że markowanie walki na szable i bagnety nie jest bezpieczne. Na dodatek stłoczona za drewnianą balustradą publiczność żąda huku i dymu.
- Tato, czy w dawnych czasach dym był pomarańczowy? - upewnia się małoletni świadek rzezi.
- Nie, ale to kręcą dla kolorowej telewizji
- uspokaja latorośl ojciec.
Głos narratora: - Prosimy dzieci, żeby nie stawały naprzeciwko wylotu lufy działa.

Przystojni przeżyją

- Zdzichu, przywal temu z piórem na czapce!
- krzyczał świadek historycznych wydarzeń, który przedawkował okowitę.
Jednak Zdzichu karnie padł na ziemię. Zgodnie ze scenariuszem stał się ofiarą szarży kawalerii. Na jego szczęście z braku przestrzeni i funduszów z rumaków zrezygnowano.
Głos narratora: - Widzicie państwo teraz markietanki, które biegną, żeby pomagać rannym. Jak to zwykle bywało, wybierają co młodszych i przystojniejszych.
Zdzichu został uznany za przystojnego i przeżył.
- Jak pan się czuje? - dziennikarki radiowe nie dają za wygraną, dopadły rannego żołnierza.
- Ja tam nie wiem, kazali mi tylko leżeć.
Dym, huk, krzyk. Widzowie już rozumieją, dlaczego wojacy w tamtej epoce mieli jaskrawe mundury jak ciuchy z parkietu dyskoteki techno. W takich warunkach trudno odróżnić swoich od wrogów. Nie miało to znaczenia tylko dla artylerzystów, którzy strzelali przed siebie.
W końcu to i tak Pan Bóg kule nosi.
Głos narratora: - A teraz, zgodnie z wojenną tradycją, żołnierze podpalą chatę. Nieważne która armia, tak wówczas robiono.
Chłopi ledwie dla zasady próbowali ratować dobytek cebrzykami wody. Chata spłonęła sprawnie i z wdziękiem. Nie mogło być inaczej - wcześ-niej strażacy wylali na nią dwa kanistry benzyny. Gdy ogień wyrwał się spod kontroli...
Głos narratora: - Poprosimy na pole bitwy strażaków.

Wojna i pokój

W oryginalnej wersji bitwa trwała od godz. 11.00 do godz. 16.00. 200 lat później obu armiom zajęło to jakieś 20 minut. Na tyle pozwolił budżet organizatorów.
Głos narratora: - Żeby zapobiec bezmyślnej rzezi, obie strony przystąpiły do rozmów pokojowych i do przywrócenia rozejmu, który bitwa zerwała. Teraz odbędzie się parada obu armii i zapraszamy na piknik.
Samo życie. Mimo że w prawdziwej bitwie pod Warmątowicami zginęło kilka tysięcy żołnierzy, do historii przeszła ona jako nieistotny epizod, który nie miał żadnego znaczenia strategicznego. Wygrali Prusacy, dla których było to pierwsze zwycięstwo nad armią napoleońską, która we wcześniejszych bitwach i potyczkach dawała im łupnia. Francuzi opuścili Śląsk.
Po warmątowickiej bitwie w roku 2002 żołnierze wstali, otrzepali odzienie i poszli na colę, którą pili z cynowych kubków. Chyba dolewali czegoś mocniejszego - jak to po walce. Obyło się bez gwałtów, chociaż zdaniem części widzów sprzedaż biletów wstępu na bitwę po 2 złote było gwałtem na ich kieszeni. Mimo to widzowie byli zadowoleni. Tylko nieliczni zadawali retoryczne pytanie: z czego się mamy cieszyć - przecież "nasi" trzymali z Napoleonem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska