Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inea Stadion: Nazwa stadionu to kopalnia pieniędzy?

Maciej Roik
Inea Stadion w Poznaniu
Inea Stadion w Poznaniu
Były spekulacje, przypuszczenia i kolejne znaki zapytania. W końcu się udało. Operator stadionu w Poznaniu sprzedał prawo do nazwy obiektu. Od zeszłego tygodnia arena nazywa się Inea Stadion i ma przynieść spore zyski pogrążonemu w finansowym dołku konsorcjum Lecha Poznań i Marcelin Management. Jest sukces. A jak z nazwą radzą sobie inne polskie miasta? Czy nazwa stadionu to kopalnia pieniędzy?

Ile uda się zarobić na nazwie Inea Stadion? Karol Klimczak, prezes Lecha Poznań kwoty nie zdradza, zasłaniając się tajemnicą handlową. Według szacunków, do klubowej kasy mogą jednak wpłynąć spore pieniądze. Bazując na innych tego typu umowach podpisywanych w Polsce - od 3 do 5 mln złotych.

Polecamy:
Inea Stadion: dwie opowieści prezesa i prezydenta

Sukces operatora, okazał się jednak porażką miasta. Kilka tygodni wcześniej, Lechowi udało się bowiem skutecznie renegocjować umowę najmu obiektu. Jednym z postanowień było zrzeczenie się władz Poznania z procentu od kwoty za jaką zostanie sprzedana nazwa stadionu. Według wcześniejszych zapisów, z tego tytułu do miejskiej kasy miało wpływać 30 procent od kwoty za jaką zostanie sprzedana (jednak niemniej niż milion złotych). To oznacza, że miastu "koło nosa" przeszło przynajmniej 5 mln złotych.

Sam fakt zawarcia umowy, jest jednak sukcesem. Do tej pory spośród polskich aren Euro 2012, ta sztuka udała się tylko w Gdańsku.

PGE Arena zarabia od dawna

Pierwsza udana transakcja sprzedaży nazwy stadionu odbyła się w Gdańsku. Polska Grupa Energetyczna przez pięć lat zapłaci miejskiej spółce BIEG2012 35 mln złotych. Umowę opiewającą na kwotę około 7 mln złotych rocznie podpisano już w 2010 roku. Do wyścigu o nazwę stadionu stanęły tam dwie potężne spółki - PGE, a także Grupa Lotos. Po 5-miesięcznych negocjacjach ostatecznie nazwę sprzedano pierwszej z nich. Tak szybki i zwieńczony sukcesem scenariusz powiódł się w rodzinnym mieście premiera. Zdaniem złośliwych, to nie było bez znaczenia. Bo jak pokazują inne Euro-miasta, w Polsce jest kłopot z firmami, które chcą wyłożyć potężne pieniądze na tę formę promocji. Nie udało się to nawet w stolicy.

Budujemy piramidę

- My nie szukamy sponsora tytularnego. To przestarzały model, chcemy takiego rozwiązania, jaki funkcjonuje na przykład na Wembley - zaznacza Mikołaj Piotrowski, dyrektor ds. komunikacji w warszawskiej spółce PL2012+.

Co to znaczy? Operator Stadionu Narodowego chce stworzyć piramidę biznesową, dzięki której uda się podpisać umowy ze znacznie większą liczbą firm niż jedna. I zarobić więcej.

Polecamy:
Inea Stadion: dwie opowieści prezesa i prezydenta

- Sprzedaż nazwy to ostatni punkt, najpierw chcemy stworzyć bazę oficjalnych dostawców oraz partnerów strategicznych - mówi Piotrowski.

To nie znaczy, że duży sponsor by się nie przydał. Roczne wpływy kilku milionów złotych mogłyby poprawić wizerunek generującego straty kolosa.

W kontekście warszawskiego obiektu wymieniano Biedronkę, jednego z producentów żarówek, a także PZU. Obecnie nie ma jednak żadnych konkretów związanych ze sprzedażą nazwy.

Zły klimat we Wrocławiu

- Nie sztuką jest sprzedanie nazwy, ale wynegocjowanie jak najwyższej stawki - to część oficjalnej odpowiedzi spółki Wrocław 2012, na pytania o brak sponsora tytularnego.

Ewentualne negocjacje, to jednak spory znak zapytania.

Choć w kontekście wrocławskiej areny pojawiała się energetyczna spółka Tauron, a także telekomunikacyjny gigant T-Mobile, ostatecznie umowy podpisać się nie udało.

Czy jest szansa, że to się w najbliższym czasie zmieni? Osoby śledzące wydarzenia we Wrocławiu raczej w to wątpią. I wskazują na fatalny wizerunek, jaki obecnie ma tamtejszy stadion. W zeszłym roku obiekt przyniósł 37 mln złotych straty, a wielu mieszkańcom kojarzy się z marnowaniem publicznych pieniędzy.

Polecamy:
Inea Stadion: dwie opowieści prezesa i prezydenta

Co więcej obecnie trwa głośny proces miasta z firmą organizującą tam koncert Queen i turniej Polish Masters (chodzi o słowa Rafała Dutkiewicza, który stwierdził, że firma nie rozliczyła się z 14 mln zł przekazanych jej na organizację imprez).

Pepsi płaci nawet bez Euro

O sporym szczęściu może mówić klub warszawskiej Legii. Miasto, za 460 mln złotych wyremontowało drużynie stadion, a władze klubu sprzedały nazwę PepsiCo. Pieniądze, które płaci międzynarodowy koncern, nie zasilają jednak miejskiego budżetu. Zapisy w umowie dzierżawy obiektu sprawiają, że kwota około 6 mln złotych w całości trafia do klubu. A to prawie dwa razy tyle, ile co roku Legia płaci za użytkowanie obiektu przy Łazienkowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski