Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Zieliński, lider Skaldów: "Fani wciąż chcą nas słuchać" [ROZMOWA]

Marek Zaradniak
Jacek Zieliński podczas koncertu w poznańskim kościele Pallotynów
Jacek Zieliński podczas koncertu w poznańskim kościele Pallotynów Fot. Paweł Miecznik
Z Jackiem Zielińskim multiinstrumentalistą, wokalistą i kompozytorem, liderem Skaldów rozmawiamy o współczesnym życiu muzycznych dinozaurów w Polsce oraz graniu w PRL-u.

Skaldowie śpiewają już 48 lat. Jesteście przez cały czas niemal w tym samym składzie. Ludzie wciąż nucą Wasze stare przeboje, ale przecież powstało też wiele nowych. Tymczasem nie słychać ich niemal w radiu czy w stacjach telewizyjnych. Tak jakby Was nie było w mediach.
Jacek Zieliński: - Wszystko zależy od decyzji konkretnych stacji. Ostatnio jest tak, że ci, którzy biegają do rozgłośni czy telewizji i podrzucają swoje nagrania, są puszczani. Zawsze tak było, że radio grało tych, którzy są niezwykle popularni. My też kiedyś byliśmy niezwykle popularni, a więc i często grani. Ale my specjalnie nie przejmujemy się nieobecnością w mediach grających, bo z przyjemnością spotykamy się z publicznością, np. taką jak ta poznańska. A nowe piosenki przecież kiedyś się zestarzeją i wtedy ktoś sobie o nich przypomni.

W tym samym czasie co Skaldowie, bo też w 1965 roku, debiutowały Czerwone Gitary. Teraz Seweryn Krajewski związał się z Andrzejem Piaskiem Piasecznym. Czy również pomagacie twórczo komuś młodszemu?
Jacek Zieliński: - W naszym zespole - obok starej gwardii - występuje drugie pokolenie. Śpiewa z nami moja córka Gabrysia, a w "Moim Betlejem" na gitarze gra mój syn Boguś. Natomiast na stałe nie współpracujemy z żadnym z młodych wykonawców, chociaż zdarza się, że sporadycznie z kimś występujemy. Dwa lata temu w Opolu śpiewaliśmy z Reni Jusis. Wydaje mi się, że Seweryn w momencie gdy odszedł od Czerwonych Gitar, stał się wielkim samotnikiem i być może potrzebował kogoś, z kim będzie mógł teraz działać. My jesteśmy cały czas razem, więc na razie nie odczuwamy takiej potrzeby.

W takim razie jak żyje się weteranom polskiego rocka? Wielu słuchaczy kojarzy zespół przede wszystkim z koncertami w kościołach, kolędowaniem, z programem "Moje Betlejem" pokazanym także w poznańskim kościele Pallotynów. Pamiętam też Panów z występów na balach. Czy wielkich estradowych koncertów już nie gracie?
Jacek Zieliński: - Gramy, gramy… Wówczas przedstawiamy przede wszystkim nasze starsze przeboje, bo publiczność tego się domaga, ale zawsze przemycamy też coś nowego. Oczywiście nie gramy tyle koncertów co dawniej, bo na topie są inne, młodsze zespoły i wokaliści. To ich czas, więc oni są eksploatowani. A my spokojnie i - mam nadzieję - jeszcze kilka dobrych lat pogramy.

Można więc w Polsce być swego rodzaju Rolling Stones, Bobem Dylanem czy Paulem McCartney'em?
Jacek Zieliński: - Można, ale oczywiście na naszą polską skalę. Tamte gwiazdy już jako bardzo młodzi wykonawcy zarabiali ogromne pieniądze. A w czasach naszej największej popularności obowiązywały stawki, dzięki którym, jeśli zagrało się trzydzieści koncertów miesięcznie, można było żyć nieźle, ale jeśli zagrało się piętnaście, wystarczyło często tylko na życie. Natomiast teraz sytuacja w Polsce się zmieniła. Ci, którzy są na topie, mogą zagrać kilka koncertów w roku i całkiem nieźle sobie żyją. A czasami zagrają też w reklamie i znów wpadnie im niezła kasa.

Istnieje recepta na przeżycie zespołu niemal pół wieku w tym samym składzie?
Jacek Zieliński: - Trzeba się przede wszystkim dobrać charakterami. Nie chodzi o to, żeby były takie same. A nawet wskazane jest, aby każdy miał inny, ale właśnie takie pokrewne osobowości muszą się gdzieś spotykać. W naszym przypadku jest to muzyka. Bo towarzysko nie udzielamy się wspólnie tak intensywnie jak kiedyś. Każdy z nas ma przecież swoje rodziny, dzieci i wnuki i one nas najbardziej absorbują.

Nigdy Skaldowie nie przechodzili kryzysu?
Jacek Zieliński: - Zawsze zdarzały się jakieś kryzysy. Choćby przerwa, jaka nastąpiła po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy w latach 1982-87 zawiesiliśmy działalność, ale w czasie kiedy razem działamy, to sytuacje kryzysowe raczej nie występują.

Ale wtedy w 1981 roku miała być nagrywana płyta "Zostaw to młodym". Stan wojenny zastał Was w Stanach Zjednoczonych. Wtedy Andrzej Zieliński został za oceanem i ukazała się ona dopiero w roku 2010 jako "Z biegiem lat".
Jacek Zieliński: - "Z biegiem lat" to zbiór rozmaitych piosenek, które wcześniej były nagrane. Natomiast w Stanach Zjednoczonych został wtedy nie tylko mój brat Andrzej, ale także gitarzysta Jerzy Tarsiński i perkusista. Ja i basista Konrad Ratyński wróciliśmy pierwszym samolotem uruchomionym przez LOT. Pozostali koledzy wracali sukcesywnie. Tylko Andrzej nie wracał. Czekaliśmy. W połowie lat 80. Franciszek Walicki organizował koncerty dinozaurów "Czy nas jeszcze pamiętasz?". Wtedy dołączył do nas młody klawiszowiec Grzegorz Górkiewicz i od tego czasu z nim gramy.
Andrzej natomiast po raz pierwszy dotarł do Polski w roku 1990 na nasze 25-lecie. Od tego czasu przyjeżdża przynajmniej raz w roku. Zresztą teraz w Stanach już tylko podpiera się jedną nogą, a drugą jest w Polsce.

Korzenie Skaldów to czasy PRL-u. Mieliście wtedy kłopoty z cenzurą Waszych tekstów? Pisał je Leszek Aleksander Moczulski. **Jacek Zieliński:** - Często mylono go z przywódca KPN-u Leszkiem Moczulskim?
Owszem, czasami coś nie przeszło ze względu na nazwisko Leszek Moczulski. Wtedy, gdy dodał drugie imię Aleksander było mu dużo łatwiej działać.

Czy są jeszcze dziś jakieś piosenki Moczulskiego zatrzymane przez cenzurę, których publiczność nie zna?
Jacek Zieliński: - Nie, ale z cenzurą problemy miał Wojciech Młynarski. Zatrzymano jego piosenkę "A wójta się nie bójta", bo funkcjonariusze dopatrzyli się w niej podtekstów politycznych. Nie znalazła się na żadnej naszej płycie. Było tylko nagranie radiowe, którego też nie puszczano. Tę piosenkę czasami wykonywaliśmy na koncertach, bo tam rzadziej dopadała nas cenzura.

Jedną z Waszych specjalności było czerpanie z folkloru, a inną, że tworzyliście wielkie formy muzyczne. Brakuje jednak w dyskografii Skaldów krążka zawierającego wielką formę z orkiestrą symfoniczną.
Jacek Zieliński: - Z orkiestrą symfoniczną nagrywaliśmy wiele naszych piosenek jak "Życzenia z całego serca", "Prześliczna wiolonczelistka", "Nie całuj mnie pierwsza". Natomiast nasze wielkie formy jak "Krywań" to w dużej mierze muzyka improwizowana i trudno, aby cała orkiestra improwizowała, bo mogłoby wyjść coś bez sensu. Natomiast gdy improwizuje pięciu czy sześciu facetów, to wiadomo, że będą się jakoś rozumieć. Podobnie było w przypadku suity "Stworzenie świata część druga". Improwizowanie było naszą odskocznią, dzięki czemu każdy z muzyków miał szansę stać się twórcą.

Mało kto pamięta, że współpracował Pan z Piwnicą pod Barami, czego rezultatem jest płyta "Pieśń nad pieśniami". Czy to jedyny Pana "piwniczny" epizod?
Jacek Zieliński: - "Pieśń nad pieśniami, czyli ballada człowieka o miłości" to hymny Wieśka Dymnego. Oprócz tego pisałem piosenki dla Piwnicy, które śpiewała m.in. Ewa Wnukowa. Natomiast "Pieśń na pieśniami" to jednolita całość. Śpiewają m.in. chór Spirituals and Gospels Singers, Anna Szałapak i Halina Wyrodek.

A jak zapowiada się rok 2013?
Jacek Zieliński: - Zaczęliśmy w zeszłą niedzielę od koncertu w Poznaniu. To miasto bardzo lubię począwszy od naszego pierwszego występu na Juwenaliach chyba w roku 1966. Potem zapraszano nas tu często. Mamy w Poznaniu wielu fanów i fanek, którzy mówią: musicie tu przyjechać i przyjeżdżamy. A wracając do tegorocznych planów - mamy zaproszenie na Ukrainę na Podole, gdzie mieszka wielu ludzi polskiego pochodzenia.
Poza tym czeka nas wiele koncertów w Polsce. Powoli kalendarz się wypełnia. Nie mamy natomiast jeszcze sprecyzowanych planów nagraniowych.

Rozmawiał Marek Zaradniak

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski