Zawsze interesowały go militaria i II wojna światowa, ale czołgi zafascynowały Artura Zysa dopiero wtedy, gdy przed kilkoma laty trafił do Muzeum Broni Pancernej działającego przy Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. Znalazł się w nim z wycieczką ze Swarzędzkiego Klubu Pracodawców, w którym działa.
- Zrobiły na mnie wrażenie nie tylko czołgi, ale jeszcze bardziej to, w jaki sposób kustosz o nich opowiadał. Tam nie było jak w zwykłym muzeum. Widać było, że ludzie związani z Muzeum Broni Pancernej to prawdziwi pasjonaci, a ja takich szanuję i podziwiam - mówi Zys.
Na portowym dnie
Kiedy powoływano go do zasadniczej służby wojskowej, postarał się, by trafić do marynarki. Dostał przydział do łodzi podwodnych. Wojskowy epizod Zysa trwał jednak krótko, gdyż o mało co doszłoby do tragedii.
- Podczas ćwiczeń zanurzyliśmy się w porcie w Ustce, ale wrócić o własnych siłach nie było można. Leżeliśmy na dnie przez dłuższy czas. W końcu udało się nas jakoś wydostać dźwigiem, ale tego, co wówczas przeżyliśmy, nie da się zapomnieć. Wystarczyło, by zniechęcić do marynarki, niektórzy wysiedli psychicznie. Załodze skrócono służbę wojskową - opowiada biznesmen.
Artur Zys ma 44 lata. Pochodzi z Pławiec (pow. Środa Wlkp.). Z wykształcenia jest technikiem mechanikiem. Od 24 lat prowadzi firmę, która obecnie należy do największych wielkopolskich przedsiębiorstw z branży komunalnej. Z jej usług korzysta 200 tysięcy mieszkańców regionu. Stworzył ją od podstaw, zaczynał od zdezelowanej śmieciarki marki Jelcz, którą w 1989 roku kupił na wyprzedaży organizowanej przez Swarzędzką Spółdzielnią Mieszkaniową.
- Jeździłem nią początkowo sam, dzięki czemu poznałem moją branżę od podszewki. Sam też naprawiałem tego Jelcza. Był używany wiele lat, zresztą jeszcze teraz stoją w firmie jego pozostałości. Może kiedyś przeprowadzę i jego renowację - śmieje się przedsiębiorca.
Teraz on i pracownicy z firmowego warsztatu zajmują się po godzinach pracy naprawą i rekonstrukcją pojazdów pancernych. Mimo iż jeszcze kilka lat wcześniej nikt nie pomyślałby, że doświadczenie w naprawie samochodów do wywozu śmieci czy spychaczy może być przydatne w odnawianiu zabytków.
Nazywają ich Pancernymi Magikami
- Nasze muzeum ma szczęście trafiać na ogół na wspaniałych ludzi, z zamiłowaniem do wojskowości i gotowych do bezinteresowanego zaangażowania. Artur Zys należy do tego grona. Chociaż kiedy go poznałem, to nie spodziewałem się, że nasze drogi tak blisko się zejdą - mówi mjr Tomasz Ogrodniczuk, kustosz Muzeum Broni Pancernej.
Już podczas pierwszej wizyty w MBP biznesmen zaoferował pomoc, ale kustosz odebrał to jako kurtuazyjny gest. Zys nie skończył jednak na jednorazowych odwiedzinach w muzeum. Pojawiał się na organizowanych przez nie imprezach. Wraz z członkami Koła Przyjaciół Muzeum Broni Pancernej przedsiębiorca wziął udział w wydobyciu na Cytadeli fragmentów niemieckiego niszczyciela czołgów. Podjął się oczyszczenia go z rdzy i zabezpieczenia przed korozją.
Przełomem była propozycja wyremontowania Shermana Firefly, który trafił jako czasowy depozyt do MBP. Z warsztatów Zysa czołg wyjechał w stanie niemal fabrycznym. Jego ekipę szybko ochrzczono mianem Pancernych Magików.
- Trudno uwierzyć, że Artur Zys i jego spece są w stanie zdziałać takie cuda. Trudno przecież porównać to, czym się dotąd zajmowali, do prac rekonstrukcyjnych. Ciężarówkę czy maszynę naprawia się tak, by po prostu działała, a renowacja zabytku wymaga pieczołowitych zabiegów, ogromnej precyzji i dbałości o wszystkie detale. Ale oni pokazali, że potrafią zrobić wszystko - uważa mjr Ogrodniczuk.
Cadillac "ofiarą" czołgowej pasji
- Szef ma hopla na punkcie tych czołgów, ale to bardzo w porządku człowiek. W niewielu firmach ludzie są tak dobrze traktowani jak u niego - mówi jeden z pracowników Zysa.
Dowodem na to, jak biznesmen podchodzi do swoich podwładnych jest wsparcie, jakiego udzielił pracownikowi, którego żona urodziła pięcioraczki. Dzięki jego inicjatywie i znaczącej pomocy dla wielodzietnej rodziny zbudowano w szybkim tempie 160-metrowy dom. Nie dosyć tego, Zys w prezencie na chrzciny podarował im volkswagena. I to 9-osobowego, żeby można było nim przewozić pięcioraczki.
- Przecież nie mogłem im nie pomóc. Dzieci tego potrzebowały - mówi przedsiębiorca.
Artur Zys wspiera wiele przedsięwzięć i organizacji. Od Ochotniczej Straży Pożarnej do szkoły w Ghanie. Ale jego społecznikowska pasja ma także drugą stronę medalu. Nasyłane przez "życzliwych" kontrole to w jego firmie codzienność. Ponadto odnawianie pojazdów pancernych pochłonęło go do tego stopnia, że ucierpiało na tym jego wcześniejsze marzenie, amerykański Cadillac DeVille. Kultowy samochód z 1959 roku od kilku lat czeka w garażu na przywrócenie mu dawnej świetności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?