Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to przyjaźnie pielęgnować należy

Kamilla Placko-Wozińska
Smutny tydzień bardzo baba miała. Na pogrzebie przyjaciela była. Takiego, dzięki któremu przyjaciół wielu zyskała. Tylko to życie, w jakimś takim tempie szalonym gna, że spotykać nie ma się kiedy. I dopiero przy okazji takiej przykrej zobaczyć się przyszło. Refleksję podobną wszyscy mieli, że gdzieś w tym biegu zapominamy o rzeczach ważnych, o sobie nawzajem na przykład.

- Nie gnajmy tak - koleżanka, co przed laty za kolegę leśniczego wyszła i u której wszyscy w lesie się spotykali, oświadczyła zdecydowanie i samokrytycznie zarazem, bo kiedyś to dzieci w leśniczówce wychowywała, a teraz do pracy poważnej w mieście jeździ. Właśnie dzieci to się najbardziej przez te lata postarzały. Nawet te, co w wózeczkach były, na studiach już są, a te starsze nieco dzieci swoje już mają.

W drugiej kolejności mężczyźni się pozmieniali. Co niektórych przyjaciół to baba z trudem rozpoznawała. Na głowach ich biel dominowała albo brak włosów całkowity. Kolory to się właściwie u dziada i kolegi jednego ostały zaledwie. W popłochu obydwaj choć paru siwych włosów szukali, celem udowodnienia, że posądzenie o farbowanie niesłusznym całkiem jest. No i kilogramów panowie zdecydowanie więcej przez te lata nagromadzili niż panie, bo te nie zmieniły się prawie wcale.
Adresy i kontakty powymienianymi zostały, obietnice spotkań też. Nawet terminy pierwsze już ustalono.

- I pilnować ich dziadzie będziemy - baba w drodze powrotnej mówiła. - Bo co jak co, ale przyjaźnie i kontakty międzyludzkie pielęgnować trzeba…

- Chyba, że dyżur mieć akurat będziesz - kąśliwie się odezwał.

- To zamienię - baba oświadczyła.
W domu niespodzianka na nich czekała. List prawdziwy, co pocztą przyszedł, a nie komputerem z Francji. Po latach milczenia Stephanie się odezwała. Starsza pani, u której dziad mieszkał, jak po studiach na stypendium był. Później, to z dzieckiem, gdy dzieckiem prawdziwym jeszcze było, na wakacje do niej jeździli, a jej Polskę pokazywali. Parę lat temu zamilkła, choć życzenia dziad słał na święta. I teraz list, co to dziad tłumaczyć go musiał, serdeczny bardzo. Że dziecko pewnie duże już jest i jak tam się babie z dziadem żyje.

- Koniecznie musisz dziadzie zaraz odpisać, ile to też lat się nie widzieliśmy! - jak baba liczyć zaczęła, to jej dobre piętnaście wyszło.

- Zdjęcia poślemy, zgram ci na płytkę, to dasz odbitki do zrobienia - dziad szykować je zaraz zaczął. - Stephanie prosi o przysłanie.

Gdy baba odebrać fotki poszła ze zdumieniem, a i wzruszeniem pewnym dostrzegła, że na wszystkich to ona prawie jest. Raz z dzieckiem, raz sama, z psem Mordą, znowu z dzieckiem i znowu sama. Na żadnej fotografii dziada za to nie było. Zezłościła się, że raz jeszcze przez niedopatrzenie dziada do zakładu fotograficznego iść będzie musiała. Bo starsza Francuzka z racji języka chociażby z nim przecież najbardziej zżytą była i na pewno ciekawa jest, jak teraz wygląda.

- Dziadzie! Jak ty te zdjęcia wybierałeś, że na żadnym ciebie nie ma? - w progu pretensje zgłosiła.
- A czemu miałbym być? - dziad jakby się zadziwił. - Przecież ja to się nie zmieniłem…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski