Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Wajda wyciął Kalinę i nagrodził Kukiza, a "Bandyta" wygrał z "Kilerem". Gorące momenty z historii gdyńskiego festiwalu filmowego

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Tak było w Gdyni podczas 44. edycji Festiwal Polskich Filmow Fabularnych w 2019 r.
Tak było w Gdyni podczas 44. edycji Festiwal Polskich Filmow Fabularnych w 2019 r. Karolina Misztal
Na początku mieliśmy „Potop”, a potem „Gorączka” walczyła z „Dreszczami”. Po drodze było „Wesele”, a po nim przyszedł „Komornik”. Był także czas "Bogów" i "Zimnej wojny". Tak mogłaby w wielkim skrócie wyglądać historia gdyńskiego festiwalu filmowego.

Ten festiwal to kronika polskiego kina, filmów wygranych i przegranych, takich, które zapadły w pamięć i które nie miały na to szans. Zanim jury po raz 46. wybierze festiwalowych zwycięzców, przypomnijmy produkcje, o których było najgłośniej. Nie zawsze z tego powodu, że były najlepsze.

Już pierwsza edycja festiwalu do spokojnych nie należała. Co prawda, konkursowy zestaw był fantastyczny, bo wygrał „Potop” zostawiając w tyle m.in. „Samych swoich” i „Sanatorium pod Klepsydrą”, ale za to nagroda dla najlepszych aktorów była już kontestowana. Najlepszym aktorem festiwalu został Daniel Olbrychski, który jako Kmicic, zanim pojawił się na ekranie, został straszliwie przez publiczność przeczołgany. Aktor tak to wspominał:
- To prawda, że prasa i publiczność mnie wtedy przeczołgały. Nawet był taki moment, że chciałem zrezygnować. Ale na szczęście zwyciężyli Hoffman, nasz operator Wójcik i zdrowy rozsądek. No i jeszcze Kirk Douglas, z którym wtedy byłem w kontakcie. 
Kirk mi powiedział: - Skoro ten film jest tak ważny dla polskiego widza, że ten widz się o niego kłóci, to zagraj i rzuć go na kolana.
I tak zagrał.

Na tym pierwszym festiwalu nagrodę za rolę kobiecą w filmie „Zapamiętaj imię swoje” otrzymała z kolei rosyjska aktorka Ludmiła Kasatkina. Już wtedy w kuluarach zastanawiano się, czy nagradzać zagranicznych aktorów na polskim festiwalu, czy nie? Hamletyzowano w tym stylu jeszcze kilka razy. Jeszcze raz wygrała w Gdyni Rosjanka - Swietłana Hodczenkowa za rolę „Mała Moskwa”.

Nagroda nie na dla „Kilera” tylko dla „Bandyty”

Skoro już przy aktorskich nagrodach jesteśmy to niezrozumiała i szeroko komentowana była decyzja jury w 1997 r. Wówczas nagrodzono niemieckiego aktora Tila Schweigera, grającego w konkursowym filmie „Bandyta". Pominięto zupełnie Cezarego Pazurę, który do Gdyni przyjechał z czterema filmami: „Kilerem”, „Sztosem”, „Sarą” i „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Na giełdzie festiwalowej to Pazurę obstawiano jako murowanego kandydata do nagrody. Ale jury wybrało inaczej.

Cegła dla „Człowieka z marmuru”

Ale prawdziwie skandalicznie zrobiło się podczas czwartej edycji festiwalu, kiedy Andrzej Wajda przegrał rywalizację o Lwy swoim „Człowiekiem z marmuru”. Wygrały „Barwy ochronne” Krzysztofa Zanussiego. Podczas ogłaszania werdyktu publiczność, słysząc, że „Człowiek...” nie dostał żadnej nagrody, nawet za montaż, zaczęła skandować „Wajda! Wajda!”. Był to szok dla ówczesnej władzy, która nie spodziewała się takiej reakcji publiczności. Wajda dostał za to nagrodę dziennikarzy, wraz z symboliczną cegłą. Jak głosi legenda, cegłę wręczono mu na schodach.

Nie chcemy takich wodzirejów

Na piątym festiwalu Jerzy Stuhr usłyszał od jednego z partyjnych dygnitarzy, że nie trzeba nam wodzirejów w tym kraju i nagrody za rolę w filmie „Wodzirej” nie dostał, mimo że zagrał w nim jedną z najlepszych ról w swoim życiu. 

Aktor z festiwalu wyjechał wściekły, z obietnicą, że on im jeszcze pokaże. I pokazał za rok, odbierając nagrodę za „Amatora”.
Niezwykle emocjonująca była 8 edycja festiwalu (1981 rok). Wówczas festiwal należał do tak zwanych „półkowników” czyli filmów uwolnionych z półek, na których leżały z powodów politycznych. Wówczas „Gorączka” Agnieszki Holland rywalizowała z „Dreszczami” Wojciecha Marczewskiego. Rozwiązano to tak, że „Gorączce” dostały się Lwy Złote, a Srebrne „Dreszczom”.

„Psy” rządzą festiwalem

„Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego wstrząsnęło festiwalową widownią w 1989 roku. Wtedy jedyny raz w historii gdyńskiego festiwalu nie było jury i nie przyznano nagród. Zrobiła to jednak publiczność, nagradzając oczywiście „Przesłuchanie„ z Krystyną Jandą w roli głównej.

Skoro mowa o jury, to niezwykle ciekawy skład odnotowano na 17 festiwalu, w 1992 roku. Jurorami byli m.in. Grażyna Szapołowska i Kazimierz Kutz ale też Adam Michnik i ksiądz Józef Tischner (jedyny bodaj raz w historii tej imprezy w jury zasiadł duchowny).

Wtedy na festiwalowym ekranie rządziły „Psy”, które publiczność pokochała, a jurorzy nagrodzili Władysława Pasikowskiego za reżyserię. Jednak Złote Lwy dostał Robert Gliński za „Wszystko co najważniejsze”. Wówczas na „Psach” nie poznał się Andrzej Wajda, dla którego niektóre sceny w filmie były zbyt mocne i niesmaczne. Po latach reżyser przyznał, że nie docenił wtedy kina Pasikowskiego.

Jak Wajda docenił Kukiza

Ale za to Wajda docenił, co ciekawe, Pawła Kukiza. Jako przewodniczący jury 20 edycji w 1995 roku przyznał Złote Lwy filmowi, który mocno dzielił widownię. Złote Lwy otrzymał „Girl Guide” Juliusza Machulskiego z Kukizem w roli głównej. Dziś o tym filmie niewiele osób pamięta, a sam Paweł Kukiz „kręci” teraz zupełnie inny film. 

W 1996 roku (21 edycja) gdyńskie Lwy nie zaryczały. Wojciech Marczewski jako szef wszystkich jurorów zdecydował, że żaden z konkursowych filmów nie zasługuje na tę nagrodę. Na scenę wyszedł Juliusz Machulski, wypowiadając słynne słowa, że jury strzeliło sobie samobója.

- Jeśli sami sobie nie przyznamy nagrody, to kto nam ją przyzna? - pytał. Przyznano jedynie nagrody specjalne dla filmów "Cwał' Krzysztofa Zanussiego i „Gier ulicznych” Krzysztofa Krauze. Festiwalowy zestaw filmowy był rzeczywiście dość słaby. Dziennikarze postanowili w związku z tym nieoficjalnie przyznać Złotego Pawia dla najgorszego filmu festiwalu. Kolejka była spora, ale wybrano „Deszczowego żołnierza” Wiesława Saniewskiego. Potem już takich nagród nawet nieoficjalnie nie przyznawano.

Córka premiera na ekranie

„Historia kina w Popielawach” Jana Jakuba Kolskiego wygrała na 23 festiwalu. Ale uwagę przyciągała debiutująca wówczas w innym filmie Agata Buzek, córka urzędującego wtedy premiera. Pilnowana przez ochronę taty i przez mamę Ludgardę, nie sprawiała jeszcze wrażenia, że wyrośnie z niej taka rasowa aktorka. Premier Jerzy Buzek osobiście przyjechał na pokaz konkursowy „Wrót Europy” z udziałem córki, a Teatr Muzyczny z tego powodu przewrócono do góry nogami.

24 festiwal to przede wszystkim film „Dług” Krzysztofa Krauzego. Reżyser zasłużenie otrzymał Złote Lwy, a sparaliżowana fabułą (opartą na faktach) widownia długo jeszcze po filmie siedziała niemo. Ten film wpłynął też pośrednio na losy autentycznych bohaterów, których przedstawiał.

Z wielkimi nadziejami czekano na jubileuszowy 25 festiwal. Złote Lwy powędrowały wówczas do Krzysztofa Zanussiego, który wygrał filmem o najdłuższym tytule w historii gdyńskiego festiwalu: „Życie jako choroba przenoszona drogą płciową”. Ale i tak największą gwiazdą jubileuszowej edycji był gość honorowy festiwalu Andrzej Wajda, który przyjechał po raz kolejny z „Ziemią obiecaną”, tym razem jednak przez siebie ocenzurowaną. Wajda wyciął Kalinę - mówiono - mając na myśli „wygumkowanie” słynnej sceny Kaliny Jędrusik z Danielem Olbrychskim w pociągu.

Często na gdyńskim festiwalu jurorzy lubili włożyć kij w mrowisko. Tak było na 28 festiwalu, kiedy to Marek Koterski, przewodniczący jury, przed ogłoszeniem werdyktu, mówił: - Czuję jakiś ból. Nie wiecie Państwo, co to takiego? Ale już po chwili było wiadomo, że ból ma na imię „Warszawa”. I to ten film dostał Złote Lwy, a na giełdzie nie tylko dziennikarskiej nie był brany pod uwagę. Reżyser „Warszawy” Dariusz Gajewski (prywatnie mąż aktorki Agnieszki Grochowskiej) długo odchorowywał ten werdykt i gwizdy, jakie się po nim rozległy. To był zresztą „ciąg” na młodość na tamtym festiwalu. Bo nie tylko nagrodzono debiutanta Gajewskiego ale też Andrzeja Jakimowskiego, który za „Zmruż oczy” także otrzymał nagrody. Żartowano potem, że Lwy powinno się nazywać Młodymi Lewkami.

Ostatnie lata dowodzą, że polskie kino atakuje świat. W 2012 roku „W ciemności” Agnieszki Holland zdobył w Gdyni Złote Lwy, a potem nominację do Oscara. Ale dopiero rok później nasz apetyt został zaspokojony i „Ida” Pawła Pawlikowskiego najpierw otrzymała Złote Lwy, a następnie Oscara. Po takich sukcesach już tylko „Bogowie” mogli zwyciężyć na festiwalu (2014 r.). Rok później (2015) triumfowała Małgorzata Szumowska i jej „Body/Ciało”. Wreszcie w 2020, zwycięzcą 45 edycji festiwalu został film... animowany. Złote Lwy poszły w ręce Mariusza Wilczyńskiego i jego osobistej, intymnej historii „Zabij to i wyjedź z tego miasta”.

Dalszy ciąg festiwalowej historii już 20 września. Tego dnia rozpocznie się 46 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i potrwa do 25 września.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski