Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Gehl: Projektując miasto trzeba więcej poczucia humoru

Karolina Koziolek
Jan Gehl.
Jan Gehl.
Jan Gehl, światowej sławy duński architekt, gościł w ubiegłym tygodniu w Poznaniu. Jak podobało mu się miasto? Co by tu zmienił?

Idąc ulicą Półwiejską postanowił Pan zmierzyć jej szerokość krokami. Przyznam, że sama tego nigdy nie robiłam. Ile Półwiejska ma kroków?
Jan Gehl: - Wyszło mi 15, to zapewne około 12 metrów. Po co to robiłem? Zawsze interesują mnie wymiary miast. Nie chodziło o to, że ulica była szczególnie wąska czy szeroka. Po prostu zawsze to robię.

Od lat mówi Pan o konieczności humanizacji miast, o tworzeniu mieszkańcom okazji do spotkań. Ul. Półwiejska jest chyba stworzona do przypadkowego spotkania. Jak Poznań wypada pod tym kątem? Daje nam szanse, żeby się "spotkać".
Jan Gehl: - Tak, wydaje się, że tak. Miasta to generalnie ulice i place. Ulica to miejsce dla naszych nóg, to komunikat: "idź, poruszaj się". Place z kolei są dla naszych oczu, to komunikat: "zatrzymaj się, aby popatrzeć". Dlatego też ustawia się na nich różne obiekty, którym można się przyglądać. Można też obserwować innych ludzi. To podstawowa zasada psychologii miast. W Poznaniu widziałem plac Wolności i plac Mickiewicza, zrobiły na mnie dobre wrażenie.

A to ciekawe. Plac Wolności, to ciągle jeszcze temat dyskusji. Wiele osób uważa, że powinien istnieć w innej formie. Dać powody do zatrzymania się, nie być tylko skrótem dla pieszych. Co Pan o nim sądzi?
Jan Gehl: - Nie chcę się opowiadać za żadną stroną tego sporu. Powiem tak: dobrze zaprojektowane miasto, musi mieć dobrą kombinację ulic i placów. To ważne, aby były tam place różnej wielkości. Czasem dobrze, że są wielkie przestrzenie, gdzie nie przychodzi wielu ludzi. Źle jest, kiedy wszystkie place są pełne gwaru, tłumu. Niedobrze też, kiedy wszystkie przestrzenie są zbyt wielkie i nudne. Najlepiej, kiedy miasto jest kombinacją obu tego rodzaju miejsc. Każde miasto ma taki nieco pompatyczny plac, gdzie ludzie nie bardzo przychodzą. Nie ma w tym nic złego.

W Poznaniu ciągle powraca temat rzeki. Miasto chce wrócić nad Wartę ale wciąż mu się nie udaje. Tak naprawdę boimy się wody?
Jan Gehl: - Jeśli chodzi o rzekę, w ogóle się o was nie martwię. Wrócicie tam prędzej niż wam się wydaje. Najbardziej oczywisty jest tu argument ekonomiczny: tereny nad rzeką to jedne z najbardziej atrakcyjnych i unikatowych przestrzeni miasta. W Danii mieliśmy przypadek miasta Aarhus, które odkopało dawne koryto rzeki. Dało mu to takie korzyści ekonomiczne, że wkrótce wszystkie miasta w Danii zaczęły szukać starych koryt rzek u siebie… Woda jest fantastyczna.

A co z centrum? Królują poglądy, że centra miast się wyludniają. Podobnie jest w Poznaniu.
Jan Gehl: - To jedna z tendencji migracyjnej. Pewnie za parę lat się odwróci. Na Zachodzie ludzie obecnie wracają do centrum, przede wszystkim dlatego, że dojeżdżanie do miasta stało się bardzo drogie. Kiedy ktoś mówi, że mieszka na przedmieściach, wszyscy mu współczują. W USA widać to jeszcze wyraźniej. Tam w ogóle zamykają przedmieścia. U was dopiero zaczął się proces opuszczania miast, ale to działa jak sinusoida, za kilka lat mieszkańcy zaczną tu wracać. I nie dlatego, że miasto się zmieniło, ale dlatego, że ludzie będą coraz starsi i nie będą chcieli utrzymywać swoich wielkich domów z ogródkami na przedmieściach.

Miasto jednak zawsze warto ulepszać. Co by Pan zmienił w Poznaniu?
Jan Gehl: - Po pierwszej wizycie powiem ogólnie. Dla młodych rodzin z dziećmi tworzyć place zabaw, ograniczać ilość samochodów w centrum. Pamiętać, że w mieście najważniejsi są piesi, spacerowicze. Człowiek został stworzony do chodzenia, nie do jeżdżenia. Co trzeba zmienić? Każda nowa ulica to zaproszenie samochodów. Jeśli ulicy nie da się zamknąć, warto ją zwęzić zmieniając jeden pas ruchu w ścieżkę rowerową lub poszerzyć chodnik. Wiele realizacji w Korei, USA czy u nas w Europie pokazuje, że jest to realne. W Kopenhadze pierwszą ulicę zamknięto w latach 50. Z sukcesem, potem zaczęto więc zamykać kolejne. Efekt jest taki, że w ciągu 20 lat czterokrotnie zwiększyła się ilość osób zadowolonych z przebywania w centrum. Którą ulicę zamknąłbym w Poznaniu? Hm, jeszcze nie wiem.

Ostatnie pytanie dotyczy architektury pamięci. W Poznaniu czeka nas wysyp pomników. Powstał m. in. komitet odbudowy na placu Mickiewicza 12-metrowego Pomnika Wdzięczności, który stał tam przed II wojną światową. Czy to dobry pomysł?
Jan Gehl: - Nie znam jego wartości ideologicznej, a to zawsze ważne. Jedyne co mogę powiedzieć to, aby miasta nie traktować tak serio. Przestrzeni potrzeba więcej poczucia humoru. Nienawidzę takich miejsc, np. w dzielnicy Bronx, gdzie stoi sześć pomników królowej Wiktorii. Pomnik musi działać na wyobraźnię. W Melbourne miasto realizuje teraz świetny projekt miasta jako galerii. Różni artyści realizują tam swoje instalacje, które stoją po trzy miesiące. Zapadają w pamięć sto razy bardziej niż niejeden pomnik. W Sydney z kolei zaprojektowano nowe oświetlenie uliczki, które naśladuje grzbiet znanej książki. Ludzie zatrzymują się tam, dyskutują. Wierzę w realizacje, które nie traktują rzeczywistości tak serio, ale komentują ją z dystansem i poczuciem humoru. Nie bójcie się tego robić w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski