Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN: Cel się nie zmienia - do Pekinu lecimy po medal [ROZMOWA]

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Jan Winkiel
Jan Winkiel Maciej Jonek/Reporter
Jan Winkiel, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego, opowiada o olimpijskich szansach Polaków w Pekinie, nie tylko skoczków.

Jako specjalista od marketingu podkreśli pan rolę dobrego wyniku na igrzyskach?
Nie ma niczego lepszego niż medal olimpijski dla budowania wizerunku sportowca, szczególnie u nas. Choć wiadomo, że to też kwestia dyscypliny, bo sukcesy na pewno i ją budują. Gdybyśmy przywieźli krążek w narciarstwie alpejskim, a liczę, że to się uda Marynie Gąsienicy-Daniel, to napędzi to cały ten sport. A nie tylko tę pojedynczą zawodniczkę. Wtedy pojawia się więcej sponsorów, ludzie zaczynają wierzyć, że taki wynik nie jest kwestią przypadku.

Jeśli chodzi o Gąsienicę-Daniel, są głosy, że zarówno stać ją na olimpijski medal, jak i takie, że na to jeszcze za wcześnie.
Cztery lata temu Maryna na igrzyskach powiedziała, że na kolejne pojedzie po medal. Pamiętam, że prezes Apoloniusz Tajner mówił wtedy, że to fajna, ambitna dziewczyna, ale z tym medalem to chyba przesadziła (śmiech). To szóste miejsce, które ostatnio zajmowała, wydaje się być akurat „jej”. Ona przy okazji ostatnich mistrzostw świata powiedziała świetną rzecz - że wcześniej jeździła na sto procent, ale trochę zachowawczo. Gdy pojechała na 110 procent, to nagle okazało się, że może spokojnie wskoczyć do szóstki (w MŚ 2021 w gigancie była 6. - przyp.). Teraz w Pucharze Świata to potwierdza. Myślę, że na igrzyskach może dołożyć jeszcze dziesięć procent i być wyżej. Z tym że to bardzo specyficzne zawody, jest tylko jeden przejazd, faworytki mogą się potknąć. Nie będę ukrywał - liczę, że Maryna zjedzie po to trzecie miejsce. Nawet kiedyś mi się śniło, że zajęła drugie, bo Petra Vlhova wypadła z trasy (śmiech).

Poradzi sobie z takimi oczekiwaniami, z presją?
Nie patrzy na inne zawodniczki, chce jechać po medal. Pytałem ją ostatnio, jak to robi, że jest w takiej formie psychicznej przed igrzyskami, skoro nawet ja się stresuję jej występem. Odpowiedziała: -Bo ja wiem, jak jeżdżę, nie mam się co denerwować. Uważam, że te szóste miejsca Pucharu Świata są dla niej lepsze niż podium. Bo ma ugruntowaną pozycję, świadomość, że jest zawodniczką z TOP 6 na świecie. Może podjąć ryzyko walki o lepszy wynik. Jeździ świetnie, psychicznie i fizycznie na bank sobie poradzi.

Nasza rozmowa o igrzyskach i medalowych szansach zaczęła się od narciarstwa alpejskiego, a nie od skoków narciarskich. Z nimi przed sezonem wiązaliśmy wielkie nadzieje, ale wyniki mamy tej zimy dużo poniżej oczekiwań.
Może też dlatego, że narciarstwo alpejskie to moja ulubiona dyscyplina (śmiech)... A co się stało ze skokami? Mówiąc szczerze - nie wiem. Zadaję sobie pytanie, czy znając obecną sytuację, jako zarząd, mogliśmy zrobić cokolwiek inaczej? Ja dalej robiłbym dokładnie te same ruchy. Przecież lato było świetnie przeskakane, końcówka przygotowań też. Może w samym sztabie wkradła się delikatna panika, szczególnie po słabym początku sezonu, czego nikt się nie spodziewał? Potem przyszła „afera kombinezonowa”, która nie dotknęła jeszcze chyba tylko Słoweńców. Co do samej formy chłopaków - nie wierzę w błąd w przygotowaniach. Zeszły sezon przecież był najlepszym w historii, chodziło o to, żeby poszerzyć bazę zawodników. Sztab poszedł tą samą drogą, ale może pojawiło się jakieś rozprężenie po tak udanym roku, sukces mógł uśpić. Nie wiem, czy ktokolwiek wcześniej miał tak dziwny kryzys, gdzie zawodnicy potrafią skoczyć świetnie, a potem fatalnie. Może to „zmęczenie” psychiczne, może brakuje lidera? Niektórzy mówią, że u nas w sztabie nie ma twardej ręki. Ale popatrzmy na Niemców, gdzie twardo rządzi trener Stefan Horngacher. Otóż tam też nie ma eldorado. Jest tylko dwóch bardzo dobrze skaczących zawodników, a pamiętajmy, że Stefan przejmował reprezentację, która była wtedy drużynowym mistrzem świata. Trochę żyję nadzieją, że ten sezon jest tak szalony, iż przywieziemy medal.

Wcześniej można było w ciemno stawiać, że skoczkowie będą walczyć o podium. Może teraz trzeba to podejście zrewidować? Obserwatorzy pewnie mają niższe oczekiwania.
Przed sezonem powiedziałbym, że jedziemy walczyć o złoto, teraz powiem, że o medal. Nikt tego nie ukrywa i nie chcę dopuszczać myśli, że jest inaczej. Bo to jest nasz cel, a nie tylko wyjazd na igrzyska i walka o TOP 10. Liczę nawet na dwa medale - indywidualnie i w drużynie. Konkurs drużynowy w Zakopanem pokazał, że jest sześć ekip, które mogą liczyć na podium. I my w tym gronie - mimo wszystko - jesteśmy. Kamil Stoch ma duże doświadczenie, to jest też taki „mental monster”. Myślę, że on nawet po tak długiej przerwie (kontuzja w styczniu - przyp.) jest w stanie wrócić. Będzie świeży, pełen sił, a skakać umie jak nikt na świecie. Dla niego nie będzie kłopotem, by głową dobrze wejść w konkurs. Kamil ma największe szanse, ale Dawid Kubacki na normalnej skoczni, nawet w tej trochę gorszej formie, to dla mnie nadal jeden z faworytów do olimpijskiego podium. Sami układamy tak wysokie oczekiwania, u nas się nie zmieniają. Myślę, że chłopaki mają takie samo podejście. Jesteśmy przekonani, że uda się zdobyć medal, wszystko poniżej będzie porażką. Cztery ostatnie lata pokazały, że dla nas nie ma innej opcji.

Co się musi zmienić, żeby to było realne?
Po prostu chłopaki muszą zacząć lepiej skakać. Trudno jednoznacznie określić, jest dużo szczegółów, sztab szkoleniowy ma swoje pomysły. Ułożyli plan, pozostaje im zawierzyć. Nie ma u nas hasła, że Michal Doleżal jechał na oparach po Horngacherze, bo przez trzy lata te opary musiałyby być niesamowite. On naprawdę jest profesjonalistą. Jeśli chodzi o kunszt trenerski i pracę, to nie mam zastrzeżeń. W tym sezonie ani przez moment nie było poważnego tematu dymisji trenera. Bo jeśli ktoś może poprawić sytuację, to tylko sztab, który do niej doprowadził.

Czyli bez rewolucji?
Miałaby sens, gdybyśmy byli w totalnym dramacie, wszyscy zawodnicy skakaliby cały sezon na miejscach pięćdziesiątych którychś. A potrafili mieć świetne serie treningowe. Piotrek Żyła odpalał petardy, Kamil był na podium. Kryzys jest trudny do zdefiniowania, gdyż nie jest „generalny”. Pojawiają się promyki, ale jak jeden zaczął dobrze skakać, to „psuł” się inny. Od kiedy interesuję się skokami, nie kojarzę czegoś takiego w żadnej reprezentacji.

Patrząc na szanse medalowe, głośno można mówić o snowboardzistach. Przypomniała o nich Aleksandra Król, która wygrała w Pucharze Świata.
Twierdzę, że trójka snowboardzistów: Michał Nowaczyk, Oskar Kwiatkowski i Ola Król to są nasze nadzieje medalowe, choć oczywiście nie pewniaki. Oni systematycznie wchodzą do „16” Pucharu Świata, znają smak podium. Ola wygrała trzy tygodnie przed igrzyskami, więc jest w topowej formie. Oskar ostatnio z Łoginowem, który wygrał Puchar Świata, przegrał tylko o dwie setne. Oboje mają z tyłu głowy, że mogą powalczyć o medale.

Sukces Król tuż przed igrzyskami nie przyniesie więcej szkód niż korzyści? Może lepiej byłoby przygotowywać się w spokoju, bez presji, która teraz się pojawiła?
Mogę zacytować Olę, która powiedziała piękne zdanie: „Teraz wszyscy uwierzą, że ja tam jadę po medal”. U snowboardzistów, jak i alpejczyków, pewnie przed startem pojawi się stres, ale pamiętajmy, że oni nie odczuwają tak tej presji jak skoczkowie, bo od nich przed sezonem nikt nie oczekiwał sukcesów. Nie muszą ciągnąć tej reprezentacji olimpijskiej. A ponadto mają tak ciężkie treningi, przygotowania, że jeśli to ich nie złamało, to już nic ich nie złamie!

W biegach narciarskich w kadrze mamy mistrzynię świata juniorek Monikę Skinder i młodzieżową mistrzynię globu Izabelę Marcisz. Mimo wszystko chyba jadą do Pekinu „po naukę”.
W dyscyplinach wytrzymałościowych między juniorskich a seniorskich sportem jest naprawdę przepaść. Obie są dobrym materiałem na przyszłość. Teraz faktycznie jadą po naukę, ale mam nadzieję, że przed następnymi igrzyskami będziemy mogli o nich mówić pod kątem szans medalowych. Jeśli teraz pokażą maksimum swoich możliwości, to je to podbuduje na przyszłość.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN: Cel się nie zmienia - do Pekinu lecimy po medal [ROZMOWA] - Dziennik Polski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski