Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Panasewicz nagrywa płyty i dużo czasu spędza z dziećmi

Marek Zaradniak
Janusz Panasewicz wydał niedawno nową,  solową płytę "Fotografie"
Janusz Panasewicz wydał niedawno nową, solową płytę "Fotografie" Archiwum Universal Music Polska
Z Januszem Panasewiczem, frontmanem i wokalistą Lady Pank rozmawiamy o solowej płycie, współpracy z Johnem Porterem i synach-bliźniakach

Niedawno pojawiła się Pańska druga płyta solowa. Czy oznacza to, że mundurek Lady Pank, działka, jaką ma Pan w tej grupie, okazały się za ciasne dla rasowego rockmana?
Janusz Panasewicz: Za ciasna może nie. Zresztą z Lady Pank występujemy ostatnio dość sporo, bo graliśmy między innymi koncert akustyczny w Poznaniu. Ale raz na jakiś czas trzeba coś zrobić dla odświeżenia. Wydaje się jakby to było wczoraj, ale przecież moją pierwszą solową płytę nagrałem 6 lat temu. Czas biegnie szybko… Przed rokiem zadzwoniłem do Johna Portera z pytaniem, czy nie ma dla mnie jakichś fajnych piosenek. Spodziewałem się, że dostanę ze dwie kompozycje, a okazało się, że dostałem prawie cały materiał na płytę. Trzeba się było skupić i zacząć coś robić. No to znalazłem producenta.

Dlaczego wybrał Pan kompozycje Johna Portera?
Janusz Panasewicz: Trochę wynikało to z faktu, że znamy się od wielu lat. John i jego twórczość zawsze dla mnie były ważne. Byłem pod jego wielkim wrażeniem, kiedy jeszcze nie było Lady Pank, a Porter Band wydał pierwszą płytę "Helicopters", a także później, gdy nagrywał swoje solowe płyty i te z Anitą Lipinicką. Patrzyłem na to, co robi i lubi. Miałem świadomość, że to coś zupełnie innego niż Lady Pank. Pomyślałem, że jakoś sobie z tym materiałem poradzę. Nie było łatwo, to w końcu pisanie tekstów do muzyki stworzonej przez Brytyjczyka, do innej niż słowiańska frazy.

Nie tylko John Porter jest autorem muzyki na tej płycie.
Janusz Panasewicz: Są kompozycje Johna, ale są też i producenta płyty Kuby Galińskiego. Kuba do piwnicy, w której pracowaliśmy nad piosenkami Johna, przynosił tak zwane rybki, czyli muzyczne pomysły, nad którymi pracowaliśmy. Ja, aby to było spójne stylistycznie, dołożyłem linię wokalu. Nie chcieliśmy sięgać po innych kompozytorów.

Kto brał udział w nagraniu? Czy byli to koledzy z Lady Pank?
Janusz Panasewicz: Owszem, jeden - perkusista Kuba Jabłoński. Jego udział wynikał z naszej przyjaźni. Bardzo chciałem, aby zagrał. On zresztą mocno mnie wspierał, abym tę płytę nagrał i wydał. Zagrał też basista Jacek Szafraniec, który na co dzień gra z Anią Dąbrowską. Na gitarze - Mateusz Waśkiewicz, a na drugiej gitarze Piotr Winnicki, który często występuje z Johnem Porterem. No i producent Kuba Galiński, który, gdy trzeba, gra na klawiszach, a gdy trzeba - na gitarze.

Płyta nazywa się "Fotografie". Czy to fotografie z Twojego życia?
Janusz Panasewicz: Wiele z nich jest fotografiami, zapisami sytuacji. To moje przemyślenia, które czasami dotyczą bezpośrednio mnie, a czasami ludzi mi bliskich. Zdarzało się, że sami podrzucali mi tematy albo sam ich obserwowałem. To są dość osobiste rzeczy, osobiste fotografie. Wewnątrz płyty zamiast tradycyjnej książeczki jest dziesięć polaroidowych zdjęć. Każde z nich dotyczy innej piosenki.

A więc te piosenki to taka kronika, zapis świata?
Janusz Panasewicz: Tak. To moje spojrzenie na świat w danym momencie. Nie wiem, co bym napisał, gdyby te piosenki powstawały na przykład pół roku później.

W takim razie, w jakim momencie życia jest Pan aktualnie, jako muzyk Lady Pank i jako solista?
Janusz Panasewicz: Jeśli już nagrałem drugi krążek to, choć tego nie obiecuję, może kiedyś przyjdzie mi do głowy nagrać i trzecią. Obecnie przygotowuję się do nagrania jesienią kolejnej płyty z Lady Pank. Mamy już więcej niż połowę materiału. Odbywamy próby. Sądzę więc, że jestem bardzo podzielony, ale myślę, że w dzisiejszych czasach jest to możliwe i organizacyjnie można to ogarnąć. A ja staram się żyć aktywnie.

Czy można już zdradzić jakieś szczegóły nowej płyty Lady Pank?
Janusz Panasewicz: Jeszcze nie. Janek poprzynosił szkice sześciu piosenek. Bardzo mi się one podobają i w tej chwili pracujemy nad nimi. Muzycy siedzą w sali prób i staramy się pomysły poukładać w jakąś całość. Potem wejdziemy do studia. Nie umiem powiedzieć, jak to się dalej potoczy. Myślę, że wszystko będzie do sierpnia zamknięte i jesienią spróbujemy płytę wydać.

Mówi się, że pierwszą płytę nagrywa się, żeby zaistnieć. Drugą robi się z rozpędu, a na trzeciej trzeba pokazać coś innego, coś takiego, aby ludzie to kupili. Zgodzi się Pan z tym?
Janusz Panasewicz: Tak może być, ale ja mam inną zasadę. Pierwszą płytę ludzie kupują, bo jest coś świeżego, coś nowego. Drugą trzeba się obronić i często nie wychodzi ona artystom, bo ludzie się przyzwyczaili do pierwszej, ale teoria, o trzeciej też nie jest najgorsza.

Nie samą muzyką żyje człowiek, co Pan robi gdy nie śpiewa?
Janusz Panasewicz: Mam małe dzieciaki. Z moją partnerką Ewą, która zresztą studiowała w Poznaniu, wychowujemy synów bliźniaków Juliusza i Brunona. Za chwilę, po wakacjach pójdą już do szkoły. Urodzili się, gdy nagrywałem moją pierwszą solową płytę, a teraz, razem z drugą płytą, zaczyna się kolejny etap ich życia. Sporo czasu spędzam z dzieciakami. Staram się z nimi być jak najczęściej, bo przecież właśnie teraz kształtują się ich charaktery.

Idą w ślady taty?
Janusz Panasewicz: Grają w piłkę, grają też w tenisa. To fajne, że w czasach komputerów udało mi się zaszczepić im zainteresowanie sportem. A jeśli chodzi o zainteresowania muzyczne, to oczywiście mają gitary elektryczne, które dostali w prezencie od Jana Borysewicza. Coś dłubią, coś robią, ale nie będę ich zachęcał. Widzę, że mają słuch, chętnie śpiewają, bawią się tym. Ale czy z tego będzie coś poważnego, tego nie wiem.

Mówiąc o synach, zaczął Pan od sportu. Pan też grał w piłkę czy w tenisa?
Janusz Panasewicz: W piłkę grałem bardzo dużo. Czasami do dzisiaj mi się to zdarza, choć ostatnio najczęściej właśnie z nimi. Dzięki temu mogę sprawdzić swoją kondycję. W tenisa też grywałem często jeszcze za młodu, bowiem urodziłem się na Mazurach, gdzie były stare, przedwojenne korty ceglaste. Korzystałem z nich dość często.

Czy jest Pan kibicem?
Janusz Panasewicz: Tak. Gdy nie gramy, chętnie oglądam mecze. Czasami nawet chodzę na stadion. Sam też staram się aktywnie żyć, aby nie zwariować i aby się nie zasiedzieć.

Pochodzi Pan z Mazur, a Mazury kojarzą się z Piknikiem Country w Mrągowie. Czy nie ciągnęło Pana do zrobienia projektu w stylu country rock?
Janusz Panasewicz: Nigdy nic nie wiadomo. John Porter ma coś takiego, że czasami podąża w tym kierunku. Lubi na przykład Johnny'ego Casha. Ja country jeszcze nie próbowałem i przyznam, że nigdy nie byłem nawet na festiwalu w Mrągowie, choć w amfiteatrze występowałem. Jest wielu znakomitych artystów grających country, więc czasami ich słucham. Może kiedyś przyjdzie taki moment, że też to zagram.

Kiedy piosenki z solowej płyty usłyszymy w Poznaniu? Planuje Pan trasę niezależną od Lady Pank?
Janusz Panasewicz: Dopiero na jesień. Tak, aby wcześniej ludzie osłuchali się z tymi piosenkami i wiedzieli, na co idą. Ale jeśli w czasie wakacji pojawią się jakieś propozycje, to oczywiście się od tego nie odżegnujemy. Myślę więc, że na pewno gdzieś na żywo się pojawimy.

Janusz Panasewicz wydał właśnie swój drugi solowy album ,,Fotografie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski