Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarocin 2012: Boże chroń Kazika, czyli na kim wisi jarociński festiwal

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Kazik Staszewski - nieomal stała atrakcja kolejnych festiwali. Może czas na zmianę stanowiska: na szefa całej imprezy?
Kazik Staszewski - nieomal stała atrakcja kolejnych festiwali. Może czas na zmianę stanowiska: na szefa całej imprezy? Fot. Szymon Siewior
Trzeci rok z rzędu festiwal w Jarocinie odbywać się będzie przy komplecie widzów - od piątku do niedzieli prawie 20 tysięcy osób z całej Polski bawić się będzie w wielkopolskiej stolicy rocka lat 80. Operacja reanimacji kultowej imprezy udała się, choć sposób jej przeprowadzenia nadal budzi dyskusje.

Punkt wyjścia: trup w szafie
- Kołobrzeg ma morze, Zakopane góry, a Jarocin festiwal - mawia Stanisław Martuzalski, aktualny burmistrz Jarocina. Urząd piastuje od lutego 2012 roku, kiedy to pokonał w wyborach Roberta Kaźmierczaka - poprzedniego wiceburmistrza i jednego z pomysłodawców reaktywacji imprezy w 2005 roku. To dlatego cytowane zdanie trzeba deklarować jak deklarację: obojętnie, kto rządzi, festiwal jest niezagrożony.

Przed siedmiu laty nie było to takie oczywiste. Festiwal był uważany za trupa schowanego w szafie z pamiątkami po niechlubnej przeszłości, bo z nazwą wielkopolskiego miasta automatycznie kojarzyło się słowo "zadyma". Kontekst do wspomnień stanowił niszczycielski taniec pogo pod sceną, bijatyki punkowców ze skinami, czarne msze odprawiane przez ortodoksyjnych metalowców oraz "finałowe" bitwy ze stróżami porządku, które w 1994 roku rozlały się na ulice Jarocina. Sondaże wśród mieszkańców nie pozostawiały wątpliwości: większość była przeciwna dalszej organizacji pola walki pod muzycznym pretekstem.

11 lat później Polska zobaczyła w Jarocinie świeckie egzorcyzmy - nie tyle nad kultową imprezą, ale i nad PRL-em w ogóle. Biletami były przerobione kartki żywnościowe, dziennikarze dostawali identyfikatory z napisem "propaganda", a wszyscy zastali nie tyle muzyczną imprezę, co piknik z przebierańcami: przemawiającymi na ciężarówkach politrukami, groźnie łypiącymi spod daszków czapek "milicjantami" i "sklepowymi", sprzedającymi jogurt w starych kitlach. Żywe muzeum przyciągnęło prawie 10 tysięcy widzów, choć nie wszystkim się to podobało. - Aby pokazać, jak było, można było jeszcze wprowadzić zomowców - komentował Krzysztof Grabowski z Dezertera. - To jest pomysł na zwrócenie uwagi publiczności i mediów. Dzięki takim ciekawostkom organizatorzy mogą liczyć na ich zainteresowanie, które być może zaowocuje powrotem Jarocina na dobre - mówił jednak Marcin Jacobson, szef festiwalu z lat 80.

Interes festiwalowy

Jacobson nie mylił się: po "testowym" pikniku festiwal wrócił w kolejnych latach na dobre: w latach 2006-2007 organizowany siłami lokalnymi, od 2008 roku we współpracy miasta z wynajętą agencją koncertową Go Ahead z Poznania. Przeglądając reporterskie zapiski z kolejnych edycji imprezy, łatwo dostrzec ewolucję: coraz lepiej przygotowane pole namiotowe, większa scena, miasteczko gastronomiczne, gama dodatkowych wydarzeń w lokalnym kinie i na rynku, niezwykłe kiedyś oferty rodzinne (festiwalowe przedszkole) i charytatywne mecze piłkarskie. Czas pomiędzy koncertowymi wieczorami został wypełniony zarówno na miarę skuszonych nostalgią za partyzancką młodością 40-latków, ale i dla ich pociech, którym obce były już rozróby w imię prymatu punka nad metalem.

Także mieszkańcy odetchnęli z ulgą, o czym świadczą badania przeprowadzone na użytek Urzędu Miasta Jarocin w 2009 roku: ponad 70 procent ankietowanych jarocinian uznało, że festiwal pozytywnie wyróżnia ich miasto. W takiej aurze można było rok później celebrować 30-lecie imprezy, po raz pierwszy docenionej - symbolicznie - przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Poważniejsze kwoty pojawiły się za to na rachunkach lokalnych przedsiębiorców, którzy nauczyli się zarabiać w czasie festiwalu i - znów według oficjalnych danych - mieli w tym w okresie obroty wyższe o 300-500 procent. - Festiwalowicze zostawiają u nas około 1 miliona złotych, podczas gdy dofinansowanie imprezy z kasy miasta wynosiło 340 tysięcy złotych - wyliczał Robert Kaźmierczak.

Do poprawy aury wokół imprezy przyczyniły się również książki: najpierw albumy i zbiory dokumentów wyciągniętych z IPN-u, później wspomnienia muzycznych kombatantów, a ostatnio przekrojowe wydawnictwa, wielostronnie pokazujące fenomen "festiwalu poza kontrolą". W medialnych dyskusjach tematem nr 1 przestały być pijackie wybryki, zaczęto natomiast rozważać teorie "wentylu bezpieczeństwa", który władze hołubiły za odciąganie młodych od polityki.

Luksusowe rozdroże
- Bilety jednodniowe na pewno skończą się przed imprezą. Karnety? Być może będą na miejscu, ale jeśli nawet, to bardzo niewiele - informują organizatorzy. Oznacza to, że po raz trzeci z rzędu na kasach przed terenem festiwalu zawisną kartki "bilety wyprzedane".

Tylko się cieszyć? Nie do końca. Rzut oka na festiwalowy plakat uświadamia, że od czasu reaktywacji gwiazdami Jarocina są cały czas ci sami wykonawcy, w większości pamiętający lata 80. i 90. Największą gwiazdą będzie w tym roku Kult, który był nią już w 2008 roku, ale jego lider wracał do Jarocina także z grupą Kazik Na Żywo. Podobnie jest w przypadku Kasi Nosowskiej (solo po raz drugi, z Hey'em także dwa występy) czy zespołów Coma i Lao Che. Podobnymi "obrotowymi" - nieobecnymi w tym roku - gwiazdami są także Acid Drinkers, Armia, Dezerter, Myslovitz, TSA i zespoły Krzysztofa "Grabaża" Grabowskiego (Pidżama Porno, Strachy Na Lachy). Zagraniczne zespoły stanowią tylko uzupełnienie powyższego żelaznego polskiego zestawu - w tym roku jedynym gościem z daleka, który samodzielnie przyciągnąłby kilka tysięcy widzów, jest holenderska grupa gotycko-rockowa Within Temptation.

- Nie ukrywałem i nie ukrywam, że jestem zwolennikiem poszukania nowej formuły dla festiwalu - mówi burmistrz Martuzalski, któremu marzy się Jarocin w centrum telewizyjnego show dla młodych, koniecznie rockowych talentów. Co ciekawe, podobne zdanie o obecnej formule ma jego polityczny adwersarz Robert Kaźmierczak:

- Festiwal zrobił potężny krok do przodu pod względem infrastrukturalnym, ale nie mam pewności, czy już nie odcinamy kuponów od legendy lat 80. Zazdroszczę Off Festiwalowi Artura Rojka, że przejął rolę kreatora nowych trendów - to tam młodzież odkrywa nową muzykę.

Sukces bez przyszłości
Sposobem na rozwój idei festiwalu miał być Spichlerz Polskiego Rocka - nietypowe muzeum, które, działając przez cały rok, umożliwiałoby debiutantom otrzaskanie się ze sceną. Tyle że po zdobyciu unijnej dotacji projekt utknął na etapie przygotowań, a nowy burmistrz dopiero ustala, jak, nie tracąc dotacji, doprowadzić do jego realizacji jak najmniejszym kosztem.

Rolę dyżurnego chłopca do bicia za "nieprzyjazny dla młodych" festiwal ponosi zatem w oczach krytyków agencja Go Ahead, która dobiera wykonawców na festiwal. Zarzuca się jej szefom, że nie doceniają należycie konkursu dla młodych zespołów, skupiając się jedynie na sprawdzonych gwiazdach. Co za tym idzie - festiwal przestaje być trampoliną do kariery młodych zespołów i w bliżej nieokreślonej przyszłości publiczność przestanie entuzjastycznie reagować na ciągle nieodświeżany zestaw "dyżurnych" gwiazd polskiego rocka.

- Żaden festiwal nie wykreował w ciągu ostatnich lat polskiej gwiazdy, bo żaden nie ma takiej siły. Jarocin może co najwyżej dodać swoją cegiełkę do czyjejś kariery, ale to nie są lata 80. - mówi Łukasz Minta z Go Ahead, który sam dostrzega pułapkę zamkniętego kręgu wykonawców. Ale podaje też logiczną przyczynę tego stanu.

- Nie myślimy o wizji festiwalu na przestrzeni kilku lat, bo kontrakt na jego prowadzenie mamy tylko na jedną, obecną edycję. Skupiamy się na tym, co jest realne tu i teraz. Nie zainwestujemy w większy teren czy kolejne sceny dla uatrakcyjnienia programu, bo nie mamy gwarancji, że za rok realizować go będzie ktoś inny - mówi Minta. Szansę na rozwój widzi w nowej lokalizacji imprezy, bo na obecnym terenie "boiskowym" nie da się już zmieścić drugiej sceny i większej liczby widzów.

Boże chroń Kasię i Kazika
W hierarchii największych wielodniowych imprez muzycznych Jarocin zajął miejsce w elicie: wyprzedza go tylko darmowy Przystanek Woodstock Jurka Owsiaka, a także iskrzące się od światowych gwiazd gdyński Opener, krakowski Coke i warszawski Orange. Wielkopolską imprezę wyróżnia z nich jedynie relatywnie niska cena karnetu festiwalowego (135 złotych - za Openera płaci się od 370 złotych) i wyraźny prymat polskich wykonawców. I tylko strach pomyśleć, co by się stało, gdyby Kazik i Nosowska zawiesili mikrofon na kołku, bo następców zdolnych poruszyć tłumy jak nie było, tak nie ma.

Program festiwalu:

Czwartek 19 lipca
Konkurs Rytmy Młodych - od 16.00 zagrają: Curly Heads, Jarecki Upside Down, The Black Hearts, Rust, Szezlong, Bridgetown, Sight To Behold, Party Hard
Jarociński Ośrodek Kultury (Plac Muzyki Rockowej 1)

Piątek 20 lipca
15.00 - Noko
15.45 - Snowman
16.35 - Buldog
17.40 - Łąki Łan
18.50 - Set Your Goals
20.00 - Against Me!
21.20 - Nosowska
22.40 - Illusion
0.10 - KSU
Scena główna
(ul. Maratońska)

Sobota 21 lipca:
15.00 - Dead On Time
15.45 - Lunatics
16.35 - Paula i Karol
17.25 - Lipali
18.30 - Jelonek
19.40 - TZN Xenna
20.50 - Biohazard
22.20 - Within Temptation
0.00 - Lao Che
Scena główna
(ul. Maratońska)

Niedziela 22 lipca:
Scena główna
14.00 - Magnificent Muttley
14.40 - Arka Noego
15.20 - Laureaci Konkursu
16.30 - Starzy Sida
17.30 - Voo Voo
18.50 - Luxtorpeda
20.10 - Jello Biafra & The Guantanamo School Of Medicine
21.30 - Coma
22.50 - Kult
Scena główna
(ul. Maratońska)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski