No i dobrze. I fajnie. Chciała to powiedzieć? Super. Czuła taką potrzebę? Jej sprawa. Każdy sportowiec zasługuje na szacunek za wysiłek, który wkłada w swój występ. I jest dla mnie bez znaczenia, czy jest hetero, bi, czy homoseksualistą. Osobiście, co pewnie nie jest dla wielu zaskoczeniem, o wiele bardziej moją wrażliwość poruszył Jakub Krzewinia i jego dumnie prezentowany tatuaż. Bo wiadomo – ma tam herb i wielki napis „Kolejorz”!
I w zasadzie tyle byłoby mojej polemiki, gdyby nie pewien istotny, a nawet niebezpieczny precedens, który przyniosły nam igrzyska w Tokio. I one też dotyczą sportowców ze społeczności LGBT. Bo o ile osoby L, G, czy B rywalizują na normalnych zasadach sportowego współzawodnictwa, to do tej samej społeczności należą też osoby T. Czyli transseksualne. I tutaj, Szanowni Państwo, bez względu na światopogląd, afirmację czy sprzeciw wobec tej, czy innej społeczności, sprawa robi się bardzo poważna i nie ma ona absolutnie nic wspólnego z równością. A nawet wręcz przeciwnie.
Mam na myśli nowozelandzką sztangistkę Laurel Hubbard. Dla tych, którzy nie znają tej postaci słów kilka. Laurel Hubbard urodziła się jako chłopiec i jako Gavin Hubbard z niemałymi sukcesami konkurował z innymi mężczyznami w podnoszeniu ciężarów. W 2001 r. zakończył karierę sportową jednak po zmianie płci w 2012 r. wrócił lub wróciła do współzawodnictwa jako kobieta. No i się zaczęło. I słusznie się zaczęło. Większość sportowego świata nie kryła oburzenia. Padały oskarżenia o oszustwo, o złamanie zasad równiej rywalizacji, a nawet o brak szacunku dla kobiet. I całkowicie podzielam to oburzenie. Nie, nie dlatego, że mężczyzna chce być kobietą. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że biologia, tak chętnie pomijana przez niektórych jako nieistotny czynnik determinujący płeć psychiczną, w rywalizacji sportowej daje osobom transseksualnym nieuczciwą, to znaczy – nie wypracowaną ciężką pracą i wyrzeczeniami, przewagę już na starcie. To nie ma nic wspólnego ze sportową rywalizacją. To jej jawne i zalegalizowane zaprzeczenie. Ba! Kpina ze sportu. I z kobiet.
W czasach, kiedy cały sportowy świat zastanawia się jak potraktować sportsmenki z podwyższonym poziomem męskich hormonów, do walki w sportach siłowych dopuszcza się mężczyznę po zmianie płci. To po prostu nieuczciwe.
Dlatego zupełnie nie podzielam entuzjazmu red. Durki z powodu coraz powszechnego udziału osób LGBT w sporcie. Dla jasności jeszcze raz podkreślę – oddzielam grubą kreską wszystkich od L, do B. Niestety do tej społeczności zalicza się również osoby spod litery T i to głównie sportowcy spod znaku tęczy powinni stanowczo zaprotestować przeciwko nierównemu i nieuczciwemu traktowaniu kobiet, o które prawa tak ochoczo walczą.
Przy okazji – nie znam przypadku, żeby jakaś transseksualna kobieta walczyła o współzawodnictwo po zmianie płci na męską. Odpowiedź, dlaczego wydaje się oczywista.
Jarosław Pucek, prawnik.
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?