Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Pucek: Nie pozwolę sobie narzucić, co mam myśleć

Jarosław Pucek
Jarosław Pucek.
Jarosław Pucek.
- To, że mecz odbył się z kibicami, to zasługa ludzi PO. A Jarosław Pucek zamiast nam podziękować, pisze, że wstydzi się Platformy Obywatelskiej. Tak między innymi stwierdza mój, póki co, kolega partyjny Filip Kaczmarek - pisze Jarosław Pucek.

Pozwolę sobie skupić się jedynie na tej części wypowiedzi. Ta część zdaje się najlepiej oddawać różnice, które między nami stoją.

To nie jest tak, że jako kibice Lecha cokolwiek dostaliśmy od polityków PO. Decyzja wojewody mazowieckiego, który ostatecznie cofnął swój absurdalny zakaz udziału kibiców gości w sobotnim meczu, była przywróceniem normalności. Za przywracanie normalności nie można oczekiwać od nikogo podziękowań. W życiu publicznym wypełnianie swoich obowiązków i stanie na straży litery prawa nigdy przez nikogo nie może być uznawane za coś, za co należy się podziękowanie, a może podziw, a może jeszcze wdzięczność. To normalność ma być normą, a nie odwrotnie. Dlatego niech nikt nie oczekuje ode mnie najmniejszego podziękowania za to, że jako polski obywatel, osoba niekarana, wolna, żyjąca w demokratycznym państwie mogłem wraz z grupą moich kolegów obejrzeć mecz w Warszawie.


Czytaj także:
Filip Kaczmarek: Pucek chce zdobyć sympatię kibiców i mediów
Wiśniewski: Pucek powinien przeprosić
Jarosław Pucek o Gronkiewicz-Waltz "bufetowa". Wyleci z PO?

Przedstawiciele władz regionalnych i miejskich PO mają do mnie żal, że pozwoliłem sobie publicznie skrytykować decyzję naszej koleżanki partyjnej z Warszawy i wyrazić wstyd za to, że jestem członkiem tej samej partii. Używają przy tym dość swobodnie różnych figur retorycznych, moim zdaniem, zupełnie niewspółmiernych do winy. Nie jest ważne co, kiedy i dlaczego napisałem. Ważne jest to, że wyraziłem się w sposób złośliwy o decyzjach, które, i tutaj piszę jako prawnik, urągają wszelkim prawidłom państwa prawa. Dlaczego nikt nie chce ze mną o tym dyskutować? Jestem gotowy stanąć w każdym miejscu i o każdej porze do otwartej dyskusji z kimkolwiek. Bo nie boję się nazwiska Tusk czy Kaczyński. Ja nie boję się nikogo! Boję się tylko tego, że kiedyś mógłbym zamilknąć, kiedy trzeba wstać i powiedzieć "nie". Nie pozwolę, aby ktokolwiek narzucał mi, co mam myśleć.

I chyba w tym tkwi największy problem. Nie jest ważne, kim jest adwersarz, nie jest ważne, co ma do powiedzenia. Problem tkwi znacznie głębiej - gdzie przebiegają granice absurdu w polskiej debacie publicznej. Oczywiście, staram się w mojej ocenie zachowywać odpowiedni umiar. Zdaję sobie sprawę, że za kilka dni, a może tygodni media zapomną, co napisałem na swoim profilu, zapomną pewnie też, kim jest Jarosław Pucek. Niemniej boję się, że mój przykład może doprowadzić do sytuacji, że milczeć będą wszyscy, którzy jeszcze dziś mają odwagę powiedzieć cokolwiek. To nigdy nie może przynieść nic dobrego.

Sam premier zapowiadał, że z kibolami nie będzie rozmawiał. A jednak w trakcie kampanii wyborczej się spotkał. Wojewoda mazowiecki najpierw twierdził, że udział kibiców Lecha w meczu z Legią stanowić może zagrożenie dla porządku publicznego. A jednak decyzję zmienił. Wierzę też, że swój osąd mogą zmienić i moi koledzy. Bo jak widać, PO i jej przedstawiciele w tej sprawie potrafili zmienić zdanie.

Przyznaję, moja wypowiedź była złośliwa i emocjonalna. Ci którzy mnie znają i wiedzą, jakim jestem człowiekiem, nie będą wątpić w to, że moją intencją nie było obrażanie kogokolwiek. I za to jestem gotów ponieść konsekwencje dyscyplinarne. Niemniej kiedy godzi się w coś, co osobiście zaliczam niemal do sfery sacrum, to i emocje, i złość mają prawo być wybaczone. I tutaj mam zasadniczy problem. Bowiem stosując analogię do spowiedzi w kościele katolickim, jej ważność zależy m.in. od mocnego postanowienia poprawy. Tego jednego obiecać nie mogę. Wręcz przeciwnie. Obiecuję sobie i wszystkim kolegom z Platformy Obywatelskiej, że jeżeli kiedykolwiek będę widział, że nasza Platforma zmierza w złym kierunku, będę to mówił otwarcie, zawsze pod imieniem i nazwiskiem i zawsze "prosto w oczy". Jeśli decyzją sądu koleżeńskiego będzie mi dane nadal pozostawać w szeregach partii, na to jedno z mojej strony możecie liczyć.
Nie, nie jestem żadnym bohaterem. Jestem jednym z wielu, który krzyczy głośno. Może tylko mój głos jest nieco bardziej słyszalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski