Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Ziętara - młody, zdolny, ambitny, budził zainteresowanie tajnych służb

Krzysztof M. Kaźmierczak
Jarosław Ziętara - młody, zdolny, ambitny, budził zainteresowanie tajnych służb
Jarosław Ziętara - młody, zdolny, ambitny, budził zainteresowanie tajnych służb KMK
Mimo niecałych 25 lat (porwano go dwa tygodnie przed urodzinami) Jarosław Ziętara miał już kilkuletnie doświadczenie zawodowe. Zanim trafił do "Gazety Poznańskiej" współpracował z trzema dziennikami (w tym lokalnym wydaniem "Gazety Wyborczej") oraz był zatrudniony na stałym etacie w tygodniku "Wprost".

ZOBACZ:

"Jest jednym z najzdolniejszych młodych dziennikarzy" - tak naczelny "Gazety Poznańskiej" Przemysław Nowicki na początku 1992 rekomendował wydawcy swój wniosek o zatrudnienie Ziętary.

Przez pierwsze pół roku Jarek pracował w "Poznańskiej" na ulgowych warunkach (za zgodą przełożonych), zajmował się bowiem pisaniem pracy magisterskiej. Z uwagi na to przydzielono mu niezbyt obciążającą czasowo tematykę polityczną. Dyplom obronił w czerwcu 1992 roku. Zostały mu już wtedy tylko dwa miesiące życia. Pisał o sprawach politycznych i społecznych, ale krótko przez porwaniem pokazał się z innej strony. Opisał przekręty przy prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw transportowych, w które zamieszane były osoby z kręgów władzy. Sprawa przyniosła mu rozgłos w środowisku po tym, gdy jego artykuł "Miękkie pobocze" przedrukowała "Rzeczpospolita". Dociekliwych publikacji Ziętara miał w dorobku znacznie więcej w czasie, gdy pracował we "Wprost".

"Pogłoski o KGB, CIA i Mosadzie przedstawiciele spółki kwitują śmiechem. Zagadnięci o Bank Światowy poważnieją" - pisał Jarosław Ziętara we "Wprost" w połowie czerwca 1991 roku o Art-B, firmie której nazwa kojarzy się teraz z jednym z największych przekrętów gospodarczych okresu transformacji ustrojowej Polski. Było to kilka tygodni przed ucieczką z Polski właścicieli tej firmy i objęciem jej zarządu przez Aleksandra G., późniejszego senatora, obecnie podejrzanego o podżeganie do zamordowania poznańskiego dziennikarza. Autor artykułu "Pierwsze skrzypce" spotkał się w Warszawie z właścicielami Art-B, rozmawiał też z pracownikami firmy. "Najważniejsze w biznesie to nie przejmować się pieniędzmi, tym, że raz są, a innym razem ich nie ma. To jest hazard, a w nim ryzyko jest normą" - powiedział mu Andrzej Gąsiorowski, wiceszef Art-B. Przedstawił przy tym Ziętarze na rysunku "model geometrycznego wzrostu" spółki.

Nie była to ani pierwsza, ani ostatnia publikacja Jarka o nieprawidłowościach w polskim biznesie początku lat 90. Napisał m.in. o grze wywiadów w strategicznej polskiej spółce KGHM ("Szpiedzy z miedzi").

Młodego dziennikarza interesowała nie tylko szara strefa gospodarki, ale także przestępczość przygraniczna. Pisał o przemycie towarów oraz zrealizował reportaże wcieleniowe - o korupcji na granicy z Białorusią i o szmuglowaniu ludzi na Zachód.
"Upatrujemy sobie ofiarę: wojskowego, który wyraźnie się nudzi i szuka ciekawego zajęcia. Przyjmuje zaliczkę, uważnie słucha. Decydujemy się szybko: będziemy szturmować granice" - relacjonował Ziętara w artykule "Powrót z włamaniem". W reportażu "Zielony exodus" opisał natomiast, jak udawał zbiega z Armii Czerwonej (stacjonowała ona wtedy jeszcze w Polsce), który stara się przedostać do Niemiec. Wykorzystując swoją biegłą znajomość rosyjskiego (znał równie dobrze francuski i esperanto i intensywnie uczył się angielskiego), nawiązując kontakty z Rumunami, dotarł po różnych perypetiach w Słubicach do organizujących przemyt. "Kieszenie kurtki Rosjanina są nienaturalnie wypchane. Kiedy staję przed nim, wielkim jak góra blondynem nogi się pode mną uginają" - tak opisywał spotkanie z przemytnikiem.

Wiele tematów podejmowanych przez Ziętarę (w tym wszystkie wspomniane wyżej) pokrywało się z zainteresowaniem Urzędu Ochrony Państwa. Prawdopodobnie z tego powodu zwrócono uwagę na młodego dziennikarza. O jego zatrudnienie zabiegały delegatury w Poznaniu i rodzinnej Bydgoszczy (zachowały się notatki Jarka na to wskazujące). UOP latami się tego wypierał. W 2011 roku do próby zatrudnienia dziennikarza przyznał się tylko wywiad. Dziennikarz wszystkie propozycje pracy odrzucał, ale nie rezygnowano z niego, probowano nakłonić go do współpracy. Zachętą do tego miało być m.in. udostępnianie poufnych wiadomości. Wskazują na to niektóre zachowane dokumenty należące do Jarka oraz informacje od byłych pracowników UOP, uzyskane przez dziennikarzy wyjaśniających los porwanego dziennikarza.

Musiał mieć on dobre kontakty w UOP już ponad rok przed zniknięciem, kiedy w lipcu 1991 roku napisał ostry artykuł "Wspólnik in blanco". Mówił o przekręcie biznesmena - byłego agenta Służby Bezpieczeństwa w czasach PRL z powiązaniami na wysokich szczeblach władzy, który był zadziwiająco ulgowo traktowany przez prokuraturę (notabene tę samą, która potem prowadziła nieudolne śledztwo w sprawie uprowadzenia Ziętary). Dziennikarz dysponował tajnymi dokumentami, które wtedy posiadały wyłącznie służby specjalne. Zaskoczyła go reakcja kierownictwa "Wprost", które przeprosiło czarnych bohaterów artykułu bez rozmowy z autorem i zapytania go o posiadane dowody na przedstawione w artykule tezy. Było to dla Jarka tak dużym rozczarowaniem, że w proteście złożył wypowiedzenie i przez kilka miesięcy wahał się, czy wrócić do pracy dziennikarskiej.

Pozostałe po Ziętarze notatki dowodzą, że tematy, nad którymi (bez wiedzy przełożonych i kolegów) pracował przed porwaniem, były co najmniej równie mocne jak te, którymi zajmował się we "Wprost". I wszystkie z nich mieściły się w sferze zainteresowań służb specjalnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski