Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Antkowiak: Robiłem, co chciałem i jak chciałem! [ZDJĘCIA]

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Poznań to miasto pełne energii i wspomnień - mówi Jerzy Antkowiak
Poznań to miasto pełne energii i wspomnień - mówi Jerzy Antkowiak Archiwum Jerzego Antkowiaka
Mistrz z charakterystycznym szalikiem nonszalancko owiniętym wokół szyi ma w pamięci do dziś prawie wszystkie swoje pokazy. To on w szarym PRL-u przywoził z Paryża kolory, tkaniny, szyk i styl, w który starał się ubierać Polki. Urodzony w Wolsztynie – Jerzy Antkowiak – projektant mody, 18 maja obchodzić będzie 80 urodziny!

Każdy jego pokaz był dziełem sztuki. Opracowany i rozpisany w najmniejszych szczegółach. W epoce, w której nie było komputerów, siadał na podłodze z mazakiem w ręce, rozkładał wielki brystol, zamykał oczy, a potem pisakiem rozrysowywał. Od nazwiska modelki, przez kreację, w której się prezentowała, dekorację wybiegu, aż do muzyki i świateł.

Dzieciństwo
Sukienki, kapelusze, woalki, apaszki. To zawsze go interesowało. Tym się otaczał i bawił w dzieciństwie. Przed wojną mama prowadziła w Wolsztynie nieduży sklep z kapeluszami. Jurek kręcił się w nim bez przerwy. Dobierał woalki i piórka do kapeluszy zachwyconych klientek. Miał oko do kolorów. Do dziś pamięta procesję Bożego Ciała i zachwyt, jaki wywołał u niego widok dziewczynek sypiących kwiatki z koszyczków. – Wyrwałem jednej z nich koszyczek i chciałem razem z innymi sypać kwiaty, ale… ojciec nie był tym zachwycony, uniemożliwił mi ten występ – wspomina po latach.

Potem nastała wojna. Ojciec trafił do obozu, a Jerzy Antkowiak wraz z matką wyjechał z Wielkopolski do rodziny w Mińsku Mazowieckim. Tam mama robiła interesy, a on spędzał czas z ciotką Agatą. Czasami jeździł z nią do Warszawy.

– Miałem siedem lat, kiedy po raz pierwszy poszedłem do opery na „Krainę uśmiechu”. Pamiętam, że siedzieliśmy na balkonie i kiedy kurtyna szła w górę, to ja miałem wrażenie, że lecę w dół! To było dla mnie tak magiczne uczucie, że aż z wrażenia… posikałem się! – uśmiecha się projektant. – Operę i teatr pokochałem całym sercem.

Pomagał przewozić towar na sprzedaż, czasami czuł, że jest to trochę niebezpieczne, ale był z siebie dumny i zadowolony. Ktoś wpadł na pomysł, by ufarbować Jurkowi włosy na blond. Bywał w różnych domach. Niektórym damom ukradkiem zaglądał do szaf i zachwycał się płaszczami, garsonkami. Miodowo-brązową suknię pewnej doktorowej wspomina do dziś.

Po powstaniu mama została wywieziona do Niemiec na roboty. Stamtąd udało się jej wyjechać do Kanady. 9-letni Jurek wraz z ciotką Agatą wrócił do Wolsztyna. Mamy już nigdy nie zobaczył… Tęsknił za nią, korespondował przez lata, ale nigdy nie udało się im spotkać.

Ojciec po powrocie z obozu ożenił się z ciotką. O mamie jednak nie dał synowi zapomnieć. Wspominał ją przy różnych okazjach. Po maturze Jurek musiał mocno przekonywać ojca, by puścił go na wrocławską ASP. Wybrał wydział ceramiki. – Ojciec pytał, po co mi te plastyki – wspomina dziś. – Chciał dla mnie bardziej męskiego zawodu – opowiada Jerzy Antkowiak. Ale ostatecznie znalazł się w świecie, który go oczarował. Z Wolsztynem pożegnał się już na zawsze.

Młodość
Studia, a potem praca w Modzie Polskiej i pokazy w Paryżu pochłonęły go bez reszty. Jeszcze podczas nauki poznał Danę. Są małżeństwem do dziś. Projektant mówi, że żona jest prawdziwym darem od Boga i gdyby jej nie spotkał, to nigdy by się z nikim innym nie ożenił. Dziś troskliwie się nią opiekuje i wcale nie narzeka, że choroba zabiera im radość z codzienności…

W latach 70. i 80. sukces gonił sukces. Kolekcja kolekcję. To w jego ręce wpadały paryskie żurnale, to on jeden z niewielu bywał w Paryżu!

– Żyłem, tworzyłem, działałem – wspomina. – Zawsze jednak szedłem pod prąd. Jak inni ogłaszali, że wiosną będzie królował fiolet z zielenią, to ja głośno krzyczałem, że wcale nie! Że moim zdaniem królować będzie beż z brązem i robiłem swoje. Każda moja kolekcja to była fascynacja, a to muzyką, a to tkaniną, a to światłem, a to obrazem. Ale tak naprawdę kolekcję tworzyły modelki. Piękne, świadome, mądre. Dziś na wybiegu plątają się gąski, lolitki poprzebierane w rzeczy dla kobiet po 30. Te młode, wychudzone panienki niczego z mody nie rozumieją. Ale cóż, takie czasy. Liczą się celebryci, sponsorzy...

Jerzy Antkowiak w latach 90. bardzo często bywał w Poznaniu. Każdy jego pokaz podczas Poznańskiego Tygodnia Mody, który odbywał się na terenie MTP, był wielkim wydarzeniem. Stolica Wielkopolski była przez kilka lat prawdziwą stolicą polskiej mody.

Stefan Kostecki był wtedy dyrektorem Agencji Modelek i Modeli Mod-Art, która organizowała Poznański Tydzień Mody.
– Pojawienie się Jerzego Antkowiaka zawsze gwarantowało sukces. To był powiew prawdziwego świata, czuć było zapach Paryża, blichtr, smak i szyk. Był niepowtarzalny, perfekcyjny, ale i wymagający. Kochał trampki, które nawet kiedyś przemalował sobie na złoty kolor. Lubił zaskakiwać, lubił prowokować.

Kostecki jak z rękawa sypie anegdotami dotyczącymi Antkowiaka. Kilka z nich dotyczy modelek. Każda chciała wystąpić w jego pokazie. On jednak dobierał je bardzo dokładnie. Musiały pasować do całego pokazu. Jedna z poznańskich modelek przez kilka godzin czekała pod rondem Kaponiera, bo wiedziała, że Antkowiak jest w hotelu Merkury i podziemnym przejściem będzie szedł na dworzec. Stała z nadzieją na to, że przekona go do angażu. W końcu, gdy zobaczyła projektanta, podeszła i zaczęła rozmawiać. Mistrz cierpliwie jej wysłuchał, spojrzał i powiedział stanowczo: Wybacz Boska, nie tym razem!

– Projektant został kiedyś zamknięty w hali, w której do późnej nocy trwały próby do pokazu. Ktoś nie zauważył, że Jerzy Antkowiak poszedł do toalety i zamknął wszystko na klucz. Projektant został więc na noc w pomieszczeniu z wybiegiem, pełnym oświetleniem i całą kolekcją. Usnął na krześle. O świcie obudziły go sprzątaczki, które przyszły posprzątać hale i toalety. Mistrz spojrzał na nie, zabrał im z rąk mopy, miotły i odkurzacze i każdą ubrał w zaprojektowane stroje. Było oświetlenie, była muzyka i na scenie w pokazie przy jednoosobowej publiczności w osobie samego projektanta szły panie z obsługi hali! – opowiada z uśmiechem Stefan Kostecki.

– Mistrz kokard wiązanych na różne sposoby oraz szali i szalików – mówi Anna Pawłowska, poznańska projektantka, która współtworzyła z Jerzym Antkowiakiem kilka kolekcji. – Gwiazdor, cynik, ale przy tym bardzo wesoły i dobry człowiek . Nigdy nikogo nie obrażał, zawsze słuchał i mówił, co sądzi. Młodzi projektanci zabiegali o jego względy, a on oszczędnie oceniał, ale tak, by nikogo nie urazić. Był więc bardzo złym jurorem, bo nie umiał oceniać, we wszystkim doszukiwał się czegoś pozytywnego – opowiada i wspomina, że jednym z ulubionych miejsc w Poznaniu był dworzec. – Lubił dworcowy bigos. Siedzieliśmy więc godzinami, jedliśmy go i rozmawialiśmy, a on przyglądał się ludziom. Przed oczami, jak w kalejdoskopie, zmieniały się tłumy. Antoś co chwila mnie szturchał i mówił: patrz na tego, zobacz tego, o, a tamten, widzisz? Ten dworzec to było świetne miejsce do obserwacji ulicznej mody. A gdy dziennikarze na pokazach dopytywali się, co jest modne w tym sezonie, to on odpowiadał zawsze: nie patrzcie na wybieg, spójrzcie na widownię!

Anna Pawłowska doskonale znała historię jego rozstania z matką. Na każdym pokazie dbała więc o to, by projektant dostawał fiołki, ulubione kwiaty jego mamy. Zawsze się uśmiechał na ich widok.

– On zawsze był bardzo pogodnym człowiekiem, uśmiech to chyba obok szalika jego prawdziwy znak rozpoznawczy – opowiada Pawłowska.

Beata Ruszkowska, projektantka i stylistka dodaje, że znakiem rozpoznawczym Mistrza była także Małgorzata Niemen. Żona piosenkarza przez wiele lat otwierała każdy pokaz Antkowiaka.

– Byli wręcz nierozłączną parą – dodaje Beata Ruszkowska i podkreśla, że styl Antkowiaka to romantyczna wręcz historyczna bohaterka z przydymionych fotografii.

Antkowiak przyznaje, że sam reżyserował swoje pokazy i nie wyobraża sobie, by ktoś mógł to zrobić za niego. – Dziś projektuje się ciuchy, a inni robią wszystko dalej. Dobrze, że już nie jestem w branży, bo nie potrafiłbym tego zaakceptować – wyznaje Jerzy Antkowiak. – Rozumiem , że są dziś pewnie jacyś sponsorzy, zobowiązania, itp. Ja byłem od tego wolny, robiłem co chciałem i jak chciałem i ta wolność była dla mnie kluczowa. Szedłem inaczej niż wszyscy. Płaszcze, kiecki, musiały być, wiadomo, a na finał suknia ślubna. Obowiązkowo. Tak robiłem, tylko że u mnie nie zawsze suknia ślubna była biała, raz zrobiłem wesołą wdówkę i to dopiero był dla wszystkich szok. Innym razem pokazałem parę patriotów, ona w czerwonej sukni, on w bieli – opowiada.

Dojrzałość
Jerzy Antkowiak od lat nie uczestniczy w życiu publicznym. Wszystkie stroje, które miał z pokazów i przez lata przechowywał w piwnicy, oddał do muzeum. Jego oazą jest teraz dom i ogród. Razem z żoną cieszą się każdym wspólnym dniem. Oglądają zdjęcia, wspominają i cieszą z narodzin kolejnych prawnuków.

– Czasami mnie jeszcze gdzieś zapraszają. Ale nie zawsze mogę tam dojechać. Ostatnio miałem zaproszenie na wielką galę, wyrychtowałem się więc, kapelusik, szaliczek już prawie na siebie włożyłem, a tu telefon od syna. Że wnuczka ma miarę na komunijną albę, w której muszę ją zobaczyć. I co? Rzuciłem w diabły to swoje strojenie i pojechałem tam, gdzie bardziej byłem potrzebny – opowiada Jerzy Antkowiak.

Tydzień temu żona Jerzego Antkowiaka miała urodziny. Do matki, babci i prababci przyjechała cała rodzina. Było kolorowo, było smacznie, były wspomnienia.

– Świętowaliśmy trzy dni. Było wesoło – wyznaje Jerzy Antkowiak. – Mamy teraz taki mały festiwal osiemdziesiątek. Ja swoją będę świętował w poniedziałek. Będzie impreza w ogrodzie. Do mnie oprócz rodziny z całego świata przyjadą też moje byłe modelki. Dziś kobiety dojrzałe, ale mądre i wciąż piękne!

Jerzy Antkowiak kończy właśnie autobiografię. Książka ma się pojawić na rynku wydawniczym jesienią.

– Pomaga mi w tym pisaniu taka pani Agnieszka, bo ja to felieton potrafię skubnąć, ale żeby tak całą książkę, to już nie. Wyda je wrocławskie wydawnictwo, ale będzie dużo o Poznaniu i o Paryżu. Bo Poznań to miasto pełne emocji od Drzewieckiego, przez targi, Stary Rynek, knajpki, wspomnienia i niezapomniane chwile – mówi z uśmiechem i dodaje, że mimo wycofania się z życia publicznego i zawodowego wciąż śledzi współczesne trendy. – Podoba mi się to, co jest ładne. Nieco na modzie się znam, więc umiem ocenić. Trochę śmiać mi się chce, jak młodzi wygadują głupoty i kategoryczne opinie na temat tego czy innego projektanta. Ale z drugiej strony nie mam się co dziwić, sam byłem młody i też czasami głupoty gadałem! O modzie można dyskutować, kłócić się godzinami, z tego zawsze coś dobrego wyjdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski