Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Gurawski: Chronić miasto, ale przed czym?

Karolina Koziolek
Jerzy Gurawski
Jerzy Gurawski
Wybitny architekt Jerzy Gurawski, autor takich perełek jak m.in. kampus na Morasku zaprzecza, że Grotowski był gejem i przekonuje do tego, by na Malcie stanął pomnik- rozmawia Karolina Koziolek

Studiował Pan architekturę, ale swoją drogę zawodową zaczynał Pan zupełnie inaczej. Nietypowo, bo w teatrze.
Jerzy Gurawski: W latach 50. i 60. Kraków był miastem żyjącym teatrem. Dyplom robiłem więc oczywiście z teatru, związałem się z tą dziedziną sztuki potem na długie lata. To były szczególne lata. Odszedł od władzy Bierut, a przyszedł Gomułka, zrobił się lekki ferment, dzięki któremu teatr mógł egzystować. Podobna odwilż dotyczyła architektury. Po epoce socrealizmu zaczął się pojawiać modernizm. Zaczęły się kontakty z Zachodem. A przypominam sobie, że jeszcze na studiach na wszystkich zachodnich pismach o architekturze była pieczątka poufne.

Zanim trafił Pan do Poznania przez kilka lat mieszkał w Opolu. Pojechał Pan tam za twórcą teatru Jerzym Grotowskim.
Jerzy Gurawski: Na początku lat 60. Jerzy Grotowski ściągnął mnie do dziury jaką było wtedy Opole. Robiliśmy wspaniały teatr, który wyniósł Grotowskiego na wyżyny. Czytam z fascynacją to, co teraz zarzucają Grotowskiemu m.in. homoseksualizm. To bzdura. Nie miał takich skłonności, miał za to zupełnie inną: był podglądaczem. Robił to, by wzbogacić swoją wrażliwość. To było podglądactwo nie w sensie erotycznym, ale rzeczywiście było w tym coś niezdrowego, może perwersyjnego.
W połowie lat 60. ówczesny prezydent Wrocławia ściągnął Grota do siebie oferując bardzo ładną salę w Rynku, a także mieszkania dla aktorów. Teatr przeniósł się więc do Wrocławia, ale ja nie chciałem już ciągnąć za nimi. Pracowałem już wtedy w Miastoprojekcie.

W Opolu będąc przy Grotowskim paradoksalnie zaczął się Pan oddalać od teatru. Poznał Pan opolskich architektów.
Jerzy Gurawski: Spotkałem fajnego kolegę Mariana Fikusa, obecnie profesora Politechniki Poznańskiej. Zaczęliśmy robić konkursy architektoniczne. Mieliśmy naprzeciwko opolskiej katedry poddasze, gdzie popołudniami robiliśmy swoje rzeczy obok pracy zawodowej. Swoją drogą żałuję, że nasza znajomość nie przetrwała próby lat. Obstawialiśmy wtedy wszystkie konkursy, jakie tylko były. Nie istniał jeszcze system zamówień publicznych, ani żadne ograniczenia z tym związane. Projektowaliśmy Centrum Pompidou w Paryżu, Centrum Muzułmańskie w Madrycie, oczywiście robiliśmy też masę konkursów dla Polski i bardzo wiele wygrywaliśmy. Staliśmy się ważniakami. Mając trzydzieści parę lat osiągnęliśmy apogeum. Wtedy zaczęto nas ściągać do większych ośrodków, m.in. na Śląsk. Zjawił się też nie- żyjący już poznański architekt Jurek Buszkiewicz z pytaniem czy nie przenieślibyśmy się do Poznania. Roztaczał przed nami wizję, że będzie rozbudowywany Uniwersytet, powstanie kampus na Morasku i moglibyśmy to projektować. Z drugiej strony mówił o planach utworzenia Wydziału Architektury na Politechnice Poznańskiej i proponował, żebyśmy tam uczyli.

Uwiódł Was tymi wizjami, obaj przenieśliście się do stolicy Wielkopolski.
Jerzy Gurawski: Tak, przystąpiliśmy do konkursu na kampus Morasko UAM-u i wygraliśmy go. To był rok 1974. Z Opola trafiliśmy więc do Poznania. Miasto robiło wówczas szokujące wrażenie. Mój ojciec, lwowiak, opowiadał mi o Poznaniu, że to miasto pyr, lanych klusek, a poza tym strasznie czyste i porządne.

Przyjechaliśmy, poszedłem na Św. Marcin i patrzę rzeczywiście, facet w białym ceratowym szynelu i białej czapce z miotłą sprząta chodnik. To było dla mnie szokujące.
Jerzy Gurawski: Dostaliśmy mieszkanie z przydziału na Boninie. Poczułem wtedy, że ściągnięto nas na poważnie. Rozbudowa kampusu miała wielkie znaczenie. Wybrano piękne tereny, około 320 ha na Morasku. Stworzyliśmy pracownię, która zajmowała się tylko kampusem. Dostaliśmy piętro w budynku Miastoprojektu, który wówczas mieścił się przy Al. Niepodległości.

A jak przyjęło Was poznańskie środowisko. Pracowało tu w tym czasie wiele architektonicznych osobowości, jak choćby wspomniany już Buszkiewicz, Jan Wellenger, Zbigniew Skupniewicz.
Jerzy Gurawski: Pod względem towarzyskim atmosfera była znakomita. Szczególnie wspominam trójkę świetnych architektów: Leszka Sternala, który już nie żyje, Witka Milewskiego, który teraz na koniec swojej kariery buduje Zamek Przemysła (śmiech) i Zbigniewa Skupniewicza. Oni projektowali m.in. Akademię Rolniczą, czy wieżowiec Collegium Altum Akademii Ekonomicznej. Byli bardzo sympatycznymi ludźmi i przyjęli nas bez niechęci. Mimo iż to my wygraliśmy konkurs, który oni mogli wygrać.

Teraz się Pan śmieje, ale nigdy publicznie nie skrytykował Pan Zamku Przemysła mimo iż środowisko poznańskich architektów nie zostawia na nim suchej nitki. Spłaca Pan dług wdzięczności z dawnych lat wobec Witolda Milewskiego?
Jerzy Gurawski: Oczywiście, gdzież bym się ośmielił krytykować jego pracę (śmiech).

Ale zgodzi się Pan, że pomysł odbudowy zamku to dość szalona idea? Nie uważa Pan, jak wielu innych, że przestrzeń publiczna to świętość, którą łatwo skrzywdzić złą realizacją. Myśli Pan, że nie ma potrzeby jej bronić?
Jerzy Gurawski: Zależy kiedy. Ostatnio wiele osób chce obronić Poznań przed pomnikiem Wdzięczności, który mam przyjemności projektować w zakresie otaczającej go przestrzeni. Dla mnie to niepojęte. W ogóle nie spodziewałem się, że ten projekt wzbudzi tyle emocji. Dlaczego komuś miałby przeszkadzać pomnik nad jeziorem Malta.

Przeciwnicy twierdzą, że to teren rekreacyjny, a tak wielki obiekt jak pomnik Wdzięczności będzie rekreacji przeszkadzał, zmieni charakter Malty. Co więcej złośliwi twierdzą, że Komitet Odbudowy użył triku. Zaangażował do projektu "wielkie nazwisko", czyli Pana, po to, by częściowo zamknąć usta krytykom.
Jerzy Gurawski: (śmiech) Tutaj ważniejszy jest ode mnie Klemens Mikuła, projektant Malty, to on zaproponował tę lokalizację. Ja włączyłem się w dalsze prace, bo on jest chory. To jedyny powód. Zadzwonił do mnie i powiedział jak sprawa wygląda, a mnie się pomysł spodobał. Byłem na miejscu, wyobraziłem sobie wielki biały łuk tryumfalny na tle wody. Mamy wizualizacje, które pokazują, że okolica pomnika może być świetnym miejscem wypoczynku, będzie też można przysiąść na schodach pomnika. Mimo sprzeciwu prezydenta walka o lokalizację nad Maltą jeszcze trwa.

Komitet Odbudowy Pomnika zgodzi się, aby grać w piłkę w pobliżu pomnika?
Jerzy Gurawski: Tak. Widziałem kiedyś jak przy Panteonie, jednej z największych rzymskich świętości, chłopacy grali w piłkę, odbijali ją od drzwi. Nikomu to nie przeszkadzało.

Wie Pan dobrze, że pomnik Wdzięczności miał wielu przeciwników jeszcze przed wojną. Ówczesny poznański architekt Władysław Czarnecki nazwał pomnik szafą. Nie miał racji?
Jerzy Gurawski: Miał. Ale nie ma się co obrażać, według mnie to porządna, stara gdańska szafa.

Czy powinniśmy w przestrzeni publicznej zgadzać się na coś co nie przeszkadza, czy powinniśmy chcieć czegoś, co będzie nas fascynować?
Jerzy Gurawski: (śmiech) Pani mnie zamorduje. Właściwie już wszystkie atuty powiedziałem. Pomnik nie tylko mi nie przeszkadza, ale mi się podoba. Będzie intrygować. Już intryguje, wzbudza tyle emocji wśród poznaniaków… Jak już coś robić, to żeby jednych szlag trafił, a drudzy byli wniebowzięci. Inaczej to żadna frajda.

Argumenty przeciw dotyczą m.in. sakralnego charakteru obiektu. Dla Pana to wada czy zaleta?
Jerzy Gurawski: To bez znaczenia. Jestem "wierzący globalnie", uchodzę za agnostyka. Ale wie Pani, cieszę się, że Franciszek został papieżem. Może on da popalić komu trzeba. (śmiech)

Pana życie, to głównie architektura, a nie pomniki. Ma Pan na swoim koncie sporo sukcesów jak choćby podwójną poznańską nagrodę Jana Babtysty Quadro za Aulę Akademii Muzycznej oraz kampus Morasko. Z jakich swoich realizacji jest Pan najbardziej dumny?
Jerzy Gurawski: Szczególnie dobrze wspominam projekt Wydziału Matematyki i Informatyki w Krakowie oraz Centrum Nauk w Chorzowie na Śląsku . Moje projekty poza Poznaniem biorą się stąd, że na nasz poznański kampus przyjeżdżali ludzie z różnych stron Polski, zwracali uwagę na architekturę, może nie chodziło o to, że piękna, ale że prosta i funkcjonalna. Mówili, że chcą mieć też coś takiego u siebie. Ówczesny rektor prof. Stefan Jurga kierował ich więc do mnie.

Oprócz projektowania wychował Pan kilka pokoleń poznańskich architektów.
Jerzy Gurawski: Od lat prowadzę także zajęcia na Wydziale Architektury Politechniki Poznańskiej, nie jako żaden doktor, docent zrehabilitowany, ale jako starszy wykładowca. Profesorami są tam już moi dawni studenci i wciąż jeszcze proszą mnie albo o prowadzenie ćwiczeń, albo dyplomantów. Ostatnio miałem ciekawą grupę ćwiczeniową, prawie same dziewczyny, bo teraz większość studentów to dziewczyny. Robiliśmy teatr w miejscach nieteatralnych. Udało mi się ich namówić aby robili projekty w tych miejscowościach, z których pochodzą: na Pomorzu, w Jarocinie, w Tykocinie, w Trzemesznie. Studenci znajdowali np. stare synagogi funkcjonujące jako magazyny i przerabiali je na przestrzeń teatralną. Zrobiliśmy z tego wystawę w Teatrze Nowym, gdzie dyrektorem jest obecnie Piotr Kruszczyński, mój dawny dyplomant.

Do Poznania przyjechał Pan z żoną. Tu założyliście rodzinę.
Jerzy Gurawski: Moją małżonkę Teresę poznałem jeszcze w Opolu, kiedy studiowała polonistykę. Świadkiem na naszym ślubie był Jerzy Grotowski. Moja rodzina jest w porządku. Mam dwóch synów. Starszy, Wojtek jest wziętym malarzem. Młodszy, Bartek skończył architekturę, choć nie namawiałem go do tego. Teraz jeździ po świecie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski