Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Karasiński: To nie było pożegnanie z Lechem

Jacek Pałuba
Jerzy Karasiński przez  46 lata był związany z Lechem
Jerzy Karasiński przez 46 lata był związany z Lechem Fot. Grzegorz Dembiński
Od 1981 roku był kierownikiem d/s organizacji i bezpieczeństwa podczas piłkarskich spotkań Lecha, ale nie tylko. W miniony poniedziałek podczas meczu ligowego Kolejorza z Zagłębiem Lubin, Jerzy Karasiński (bo o nim mowa), po raz ostatni pełnił swoją funkcję.

Przez 46 lata związany z Lechem. Od 1965 do 1972 roku był bramkarzem Kolejorza, który rozgrywał w tamtych latach spotkania w trzeciej, drugiej i pierwszej lidze. Potem pracował przy organizacji spotkań piłkarskich na wielu poznańskich stadionach.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
Lech Poznań: Rudniew odejdzie?

Warto dodać, że Jerzy Karasiński był bramkarzem w reprezentacji Polski juniorów, która w 1961 roku zdobyła srebrny medal podczas turnieju UEFA do lat 20 (nieoficjalnych mistrzostwach Europy).
Przez trzydzieści lat nazbierało się wiele interesujących sytuacji w pracy pana Jerzego.

Dzisiaj można je wspominać lepiej lub gorzej. - Nie zapomnę ligowego meczu Lecha z Widzewem wiosną 1984 roku. Wtedy sędzia Roman Kostrzewski zezwolił na to, aby kibice siedzieli wokół murawy. Na stadionie było ponad 40 tysięcy kibiców, którzy mimo porażki Kolejorza, zachowywali się poprawnie i nie było żadnych ekscesów.

Ale po latach, dla odmiany, zdarzył się też inny pojedynek Lecha, tym razem z Legią, kiedy doszło do brutalnych, bardzo niebezpiecznych starć ludzi z policją - mówi Jerzy Karasiński, który pracował również przy organizacji spotkań międzynarodowych, jakie odbywały się przy ul. Bułgarskiej.

- Kiedy Bułgarska wyglądała jeszcze zupełnie inaczej, pod stadion podjechało mnóstwo autokarów i z nich wysypały się setki kibiców, którzy weszli na murawę. Momentalnie zrobiło się na niej pomarańczowo. Wszyscy robili sobie zdjęcia. Po naszej interwencji, w ciągu kilkunastu minut holenderscy kibice opuścili stadion, wsiedli do autokarów i odjechali. To było przed meczem Polska - Holandia w 1993 roku - dobrze wspomina zdyscyplinowanych fanów tego kraju Jerzy Karasiński.

- Szkoda że podczas meczu Lecha z Zagłębiem doszło do odpalenia rac i petard. Nasi kibice najpierw obiecywali, że nic złego się nie stanie. Znakomicie dopingowali drużynę, zaprezentowali piękną oprawę, ale potem złamali obietnicę. Mimo wszystko wierzę, że w końcu dojdzie do porozumienia wszystkich zainteresowanych stron i na naszych trybunach znowu będzie spokojnie, ale jednocześnie głośno i radośnie - podsumował ostatni mecz Lecha pan Jerzy.

- Na pewno będę przychodził na mecze Kolejorza i jeszcze nie skończyłem współpracy z klubem. Henryk Szlachetka, dyrektor d/s organizacji i bezpieczeństwa obiecał, że z moim doświadczeniem, jeszcze się przydam w przyszłości przy organizacji różnych imprez - zakończył Jerzy Karasiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski