18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Językoznawca: Bez wulgaryzmów można żyć

Elżbieta Sobańska
Joanna Smól, językoznawcą z UAM w Poznaniu
Joanna Smól, językoznawcą z UAM w Poznaniu Fot. Archiwum Joanny Smól
Rozmowa z dr Joanną Smól, językoznawcą z UAM w Poznaniu, o wizji świata bez wulgaryzmów i potędze słowa.

Czytaj także:
Trwa krucjata Nowaka. Peja za wulgaryzmy znów do prokuratury
Jak język polski staje się obcy

Pohamletyzujmy: przeklinać czy nie przeklinać?

Joanna Smól: - Na pewno można nie przeklinać. Znam sporo osób, które nie przeklinają. I mogą bez tego zupełnie dobrze funkcjonować. A to zależy od kultury osobistej, kultury bycia czy świadomości językowej. I jak są osoby, które w zasadzie nie mogą żyć bez przekleństw, tak są też osoby, które nie wyobrażają sobie, że mogłyby się bez nich obejść. Zresztą, jeśli chodzi o przeklinanie i o wulgarność, to są to dwie różne sprawy. Przeklinanie nie musi być wcale wulgarne, można np. powiedzieć "matka przeklina syna za roztrwonienie pieniędzy" albo "obyś tam nogi połamał", "idź do stu diabłów!" - to przecież też przekleństwo. Rzucanie przekleństw, klątw na kogoś to pierwsze znaczenie słowa przeklinać. Natomiast same wulgaryzmy nie służą tylko do przeklinania.

Jeśli tak trudno uniknąć nam tego przeklinania, to czy możliwa jest zmiana, wejście na właściwą ścieżkę? Ostatnio podjął się tego Kościół. Kardynał Dziwisz apeluje do wiernych o wyeliminowanie z języka wulgarności…
Joanna Smól: - Najlepiej będzie, jeśli sami wybierzemy tę ścieżkę. Jeżeli po prostu dojdziemy do wniosku, że mamy problem z używaniem wulgaryzmów i często przeklinamy i że to nie jest dobre. Dlaczego? Bo jesteśmy wtedy postrzegani jako osoby niekulturalne, źle wychowane czy nawet chamskie…

A nie silne? Niektórzy w ten sposób pokazują swoją siłę, taki twardy charakter…
Joanna Smól: - Są subkultury, w których przeklina się, żeby pokazać swoją siłę, lekceważenie wszelkich norm społecznych i te wzorce przenikają też do innych środowisk (zwłaszcza młodzieżowych). Natomiast większość ludzi, która nie jest związana z tymi subkulturami, powinna mieć świadomość, że przeklinanie czy używanie wulgaryzmów jest rzeczą niekulturalną. Należałoby sobie uzmysłowić, że ich stosowanie jest związane z negatywnymi emocjami, z dawaniem upustu swojej złości. Tylko trzeba zwrócić uwagę na to, żeby robić to w społecznie akceptowalny sposób. Tak samo, jak jeśli ktoś nas zdenerwuje, to nie rzucamy się na niego z pięściami czy nie plujemy mu w twarz, choć też tak również moglibyśmy odreagować złe emocje. Umiejętność zapanowania nad tego typu reakcjami wiąże się z wychowaniem, kulturą osobistą. Trzeba mieć świadomość, że te emocje można rozładować w zupełnie inny sposób. Chociaż, jak twierdzą psycholodzy, chowanie ich w sobie nie jest dobre dla naszego samopoczucia. Ale pozbyć się tych złych emocji - przynajmniej jeśli chodzi o werbalną stronę - można za pomocą eufemizmów, czyli takich nieco łagodniejszych słów.
Hierarchowie kościelni idą dalej - zalecają unikania wulgaryzmów. Ale dlaczego Kościół?
Joanna Smól: - Są zapewne reguły kościelne, zabraniające użycia pewnych słów, chociażby przykazanie "Nie będziesz wzywał imienia Pana Boga nadaremno", więc tu te wszystkie zwroty typu "O Jezu!", "Matko Boska!", które - jeśli nie są wypowiadane z należytym szacunkiem, w kontekście religijnym - są niedopuszczalne. Mówi o tym "Katechizm Kościoła katolickiego": "Drugie przykazanie zabrania nadużywania imienia Bożego, to znaczy wszelkiego nieodpowiedniego używania imienia Boga, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i wszystkich świętych".
Druga rzecz, że samo przeklinanie bliźniego, w znaczeniu "życzę ci źle" ("idź do diabła", "niech cię piekło pochłonie") świadczy o naszym stosunku do bliźnich. Trzecia rzecz - wszystkie tzw. ostre wulgaryzmy wiążą się z naruszaniem tabu związanego z seksualnością, bo one nazywają i to w sposób drastyczny i wulgarny pewne profesje czy też części ciała związane z seksualnością. Myślę, że napomnienia Kościoła mogą także dotyczyć tych kwestii.

A co z mocą przekleństw?
Joanna Smól: - Oczywiście, warto i na to zwrócić uwagę, iż wiele z naszych przyzwyczajeń językowych wiąże się z dość pierwotną wiarą w magiczną moc słowa. Mówimy "nie dziękuję", gdy ktoś życzy nam powodzenia, albo upominamy "nie wywołuj wilka z lasu", gdy czegoś się boimy. Nie chcemy "powiedzieć czegoś w złą godzinę" czy też "zapeszyć". Stąd też wiele eufemizmów dotyczących ciężkich chorób (np. nowotworowych), śmierci. Nie wypowiadamy pewnych słów, aby nimi nie sprowadzić na siebie nieszczęścia. Dlatego też naganne jest przeklinanie innych, życzenie im zła.

Ale jest ponoć lista dozwolonych przekleństw jak np. "ja nie mogę", czy "do jasnych kominów", ale chyba mało kto tak przeklina…
Joanna Smól: - Oczywiście, każdy może sobie znaleźć swój sposób wyrażania złych emocji. Dla niektórych będzie to "kurczę", dla innych słowa "cholera", "choroba" czy "motyla noga", a dla innych coś znacznie ostrzejszego. Każdy jednak powinien sobie gdzieś ustalić swoją granicę, tego co mu wypada, a tego co uznaje dla siebie za niedozwolone.

A jak dla kogoś granicą będą słowa na k.. i ch...?
Joanna Smól: - To wtedy daje o sobie świadectwo, tworzy swój własny wizerunek - osoby niekulturalnej, wulgarnej.
A czy istnieją dozwolone wulgaryzmy?
Joanna Smól: - Można byłoby sprawdzić w słowniku, które wyrazy mają kwalifikator wulgarny, a które eufemistyczny. Te ostatnie są raczej dozwolone, a z pewnością aż tak bardzo nie rażą. Na ten temat wypowiadają się znawcy kultury języka. Mamy też nawet słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów Macieja Grochowskiego i tam rozróżniono te bardziej i mniej wulgarne słowa.

Czy na przestrzeni wieków te wyrazy jakoś ewoluowały?
Joanna Smól: - Tak, bo ogólnie wiele słów z czasem zmienia swoje znaczenie, swój zakres. Kiedyś dziwka była słowem oznaczającym dziewczynę, a teraz jest to nazwa pewnego zawodu. To się zmieniało i ewoluowało w czasie. W tym wymiarze bardzo ważnym zagadnieniem jest to, że zmienia się przyzwolenie na używanie przekleństw. Jeżeli robi się badania np. wśród studentów, którzy mają być elitą intelektualną narodu, to się okazuje, że oni dopuszczają używanie wulgaryzmów i co jest istotne - nie tylko studenci, ale także studentki przyznają się do tego, że przeklinają. Kiedyś było tak, że to mężczyźni przeklinali, w swoim własnym towarzystwie, a wśród kobiet - jeśli jakiś mężczyzna powiedział słowo grubiańskie - to był uznawany za prostaka, wszyscy zwracali mu uwagę. A jak teraz popatrzymy na naszą rzeczywistość, to i w tej kwestii mamy pełne równouprawnienie. Na owo przyzwolenie na wulgarność mają też wpływ media. Nie można powiedzieć, że w przekazach medialnych wulgaryzmów jest mnóstwo, np. w programach informacyjnych, ale już w programach rozrywkowych są one akceptowane i przyjmowane raczej z rozbawieniem niż z zażenowaniem, osoba, która potrafi siarczyście przekląć jest uznawana za luzaka. Chociażby ostatnio mamy program kulinarny Magdy Gessler, sympatycznej skądinąd pani, która ma właśnie taki sposób wyrażania swoich emocji. Taka osoba, znana, popularna, często staje się dla innych autorytetem, także językowym. I niewątpliwie osoby występujące w mediach powinny mieć świadomość również takiego wpływu na odbiorów.

Jak wygląda używanie przekleństw w innych krajach?
Joanna Smól: - Oczywiście, słowa wulgarne nie są jakąś specyficzną cechą polszczyzny. Również w innych językach pojawia się tego typu słownictwo. A przyzwolenie na jego stosowanie wszędzie jest uzależnione kulturowo, środowiskowo.

A jak kwestia używania wulgaryzmów wyglądała dawniej?
Joanna Smól: - Oczywiście i nasi przodkowie przeklinali, fakt ten znajduje potwierdzenie w różnych źródłach historycznych. Niemniej trzeba podkreślić, że często to, co dziś uważa się za słowo wulgarne, dawniej takowym nie było i odwrotnie, to co dziś zupełnie neutralne, jak np. kobieta, dawniej była słowem obraźliwym.
Czy dziś nie można mówić o jakiejś modzie na wulgarność, np. ostatnio karierę robi słowo "zajebisty" przez młodych ludzi nieuważane za niedozwolone?
Joanna Smól: - Warto najpierw zwrócić uwagę, od jakiego słowa ono powstało, co jest jego podstawą. Tu pojawia się problem, bo młodzież zupełnie nie odbiera tego słowa jako wulgarne, gdyż oznacza ono coś pozytywnego. Niemniej pewną świadomość jego wulgarnego odcienia widać w tym, że od tego słowa tworzy się eufemizm "zajefajny". Podobnie jest z pewnym słowem na k…, zastępowanym eufemizmami "kurna", "kurcze", "kurde".

To ile mamy wulgaryzmów w obiegu?
Joanna Smól: - Trudno to policzyć, bo trzeba by ustalić, co uznamy jeszcze za wulgaryzm, a co już nie, a także wziąć pod uwagę wszelkie derywaty pochodzące od danego słowa. Nawet to, że powstają słowniki wyrazów zakazanych, wulgarnych, nie świadczy, że gromadzą one całość tego typu słownictwa. Trzeba pamiętać, że język żyje, wciąż powstają nowe wyrazy.

Tacy jesteśmy pomysłowi?
Joanna Smól: - Pewnie jeśli chodzi o wulgaryzmy, to nie można tutaj mówić o jakimś szczególnie wielkim rozroście liczby leksemów. Choć są osoby, które za pomocą czterech podstawowych słów wulgarnych opowiedzą wszystko, tworząc od nich całą masę pochodnych, ale to taka osobliwa kreatywność językowa. Mamy też wulgarne zapożyczenia angielskie, niemieckie, rosyjskie i inne, co także wzbogaca nam tę warstwę leksykalną.

To można żyć bez przekleństw?
Joanna Smól: - To złożona sprawa. Badania pokazują, że już dzieci przyswajają sobie pewne niecenzuralne zwroty, ale nie - jak można by sądzić - od ojców, lecz od matek i babć, z którymi przebywają. I często te najmłodsze nie mają świadomości, że mówią coś niewłaściwego. Ona przychodzi z czasem, gdy obserwują reakcję otoczenia - dobrze, żeby nie był to jedynie śmiech czy zachwyt. Trzeba też jednak zwrócić uwagę, że poważnym problemem są nie tylko wulgaryzmy, ale postępująca brutalizacja języka - chociażby widoczna w dyskursie politycznym. I nie trzeba przeklinać, żeby obrazić. Słowo szmata nie jest wulgaryzmem, ale nazwanie tak kogoś niewątpliwie urazi tę osobę. Dlatego ważne jest, abyśmy wzajemnie nie ranili się słowami, gdyż jest to o wiele bardziej szkodliwe, niż gdy ktoś chociażby zaklnie przy uderzeniu się młotkiem w palec. I należy unikania agresji językowej uczyć młode pokolenie, także dzieci, bo one są niekiedy bardzo brutalne - pierwsze przezwiska pojawiają już w przedszkolu, a potem tendencja do wzajemnego ranienia się słowem jedynie się pogłębia. Pamiętajmy też, że obrazić można nie tylko wulgarnym wyrazem czy gestem, ale także tym, jak mówimy, gdy np. szkalujemy, obmawiamy czy żartujemy (np. opowiadając poniżające kogoś dowcipy).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski