Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Dworakowski: Nie będę rządził z tylnego siedzenia

TS
Józef Dworakowski
Józef Dworakowski Grzegorz Dembiński
Z Józefem Dworakowskim, prezesem żużlowców Unii Leszno, który zapowiedział rezygnację ze swojego stanowiska rozmawia Tomasz Sikorski

Podtrzymuje Pan decyzję o swojej rezygnacji z funkcji prezesa klubu?
Oczywiście. Pewna era w leszczyńskim żużlu musi dobiec końca. Proszę się jednak nie obawiać. Żużel w tym mieście nie upadnie tylko dlatego, że Józef Dworakowski odejdzie ze stanowiska. O jego przyszłość jestem spokojny. Miałem swój pomysł na żużel, ale w innych ośrodkach nie został on wysłuchany i dlatego teraz mamy taką sytuację jaką mamy. Skoro tak się stało, to uznałem, że więcej w tym sporcie już nie osiągnę. Dlatego odsuwam się w cień. Czas, aby władzę w klubie przejęli inni. Klub potrzebuje świeżej krwi i nowych pomysłów. Mam nadzieję, że moi następcy będą odnosili same sukcesy.

Na tak zwanym mieście coraz głośniej mówi się, że tym następcą będzie Piotr Rusiecki z firmy Polcopper lub dotychczasowy dyrektor zarządzający w klubie, czyli Ireneusz Igielski. Potwierdza Pan te informacje?
Ja do końca października oficjalnie sprawuję swoją funkcję, a potem wspólnie z zarządem dokonamy zmiany na stanowisku prezesa. Obojętnie, kto nim zostanie, to uważam, że trzeba mu będzie dać do pomocy jedną czy dwie osoby. Chciałbym, aby w tym gronie był człowiek umiejętnie poruszający się w sprawach prawniczych, bo regulamin żużlowy jest obecnie tak gruby i tak skomplikowany, że łatwo się w nim zagubić.

A nie boi się Pan, że wszyscy będą mówić, że Józef Dworakowski i tak rządzi Unią, tyle tylko, że z tylnego siedzenia?
Proszę się o to nie martwić. Zapewniam, że nie będę się nikomu narzucał i wtrącał do jego pracy. Co nie znaczy, że całkowicie odwrócę się do Unii plecami. To nie jest tak, że mam już dość klubu i dość żużla. Nie chcę już być prezesem, ale to nie jest tak, że nie będę uczestniczył w życiu klubu. To chyba normalne, że będę przychodził na mecze. Obiecuję też, że w ramach swoich możliwości będę pomagał Unii. Od rządzenia będą już jednak inni.

Co Pan uważa za swój największy sukces i największą porażkę przez te wszystkie lata sprawowania władzy w klubie?

Sukcesów było sporo. Wspólnymi siłami zorganizowaliśmy kilka naprawdę fajnych imprez z turniejami Grand Prix i Drużynowym Pucharem Świata na czele. Najwięcej radości sprawił mi jednak tytuł Mistrza Polski wywalczony w 2010 roku. Najbardziej boli mnie natomiast tegoroczna frekwencja na stadionie. Tego się nie spodziewałem.

Co Pana zdaniem miało wpływ, że tak mało ludzi przychodziło na mecze?
Niewątpliwie wpływ na to ma sytuacja na naszym rynku pracy. Ogromne znaczenie miały również transmisje telewizyjne. Proszę pamiętać, że pięć naszych ostatnich meczów z tego sezonu można było zobaczyć w telewizji. I z tego, co wiem, miały świetną oglądalność! Ale też były to kapitalne widowiska o dużą stawkę, bo Unia do samego końca walczyła o miejsce w fazie play-off. Wielu kibiców wolało więc usiąść w fotelu i obejrzeć mecz w telewizji, zamiast płacić za bilet.

Byki zakończyły ten sezon na szóstym miejscu. To dla Pana satysfakcjonujący wynik?

Trudno to jednoznacznie oceniać. Na budżet, którym dysponowaliśmy na pewno nie jest to zły rezultat. Mamy młody zespół, w którym na pewno drzemie duży potencjał. Dlatego nie sądzę, aby drużyna potrzebowała rewolucyjnych zmian. Być może trzeba będzie dokonać małych korekt na jednej czy dwóch pozycjach. Kto zawiódł? Najwięcej pretensji można mieć do naszego zawodnika z Grand Prix, czyli Fredrika Lindgrena, który choć zdobywał punkty, to nie wygrywał wyścigów, a tego można było od niego wymagać. Liderem miał być Przemek Pawlicki, bo już rok wcześniej udowodnił, że stać go na pełnienie tej roli. Niestety, kontuzja z końcówki ubiegłego roku sprawiła, że ten sezon rozpoczął z pewnymi problemami. Tak to już jednak w sporcie jest. Tutaj trudno jest wszystko dokładnie przewidzieć i zaplanować.

Do którego zawodnika, który jeździł lub nadal jeździ w Unii ma Pan największy sentyment?

Bez wątpienia jest to Leigh Adams. Przez wszystkie lata naszej współpracy nigdy nie było z nim żadnych problemów. Nigdy nie zawodził i to zarówno na torze, jak i poza nim. Miałem nawet pomysł, aby jego pożegnalny mecz był również moim ostatnim meczem. Nic z tych planów jednak nie wyszło, bo zostałem namówiony, aby nadal być prezesem. Cały czas mamy ze sobą kontakt, choć teraz najczęściej drogą mailową. Australijczyk na pewno dostanie zaproszenie na moją pożegnalną imprezę, choć nie wiem czy z tego zaproszenia, z wiadomych względów, skorzysta.

Czego Pan życzy nowemu prezesowi?
Zrobię wszystko, aby mojemu następcy pracowało się dużo lepiej niż mi. Zawsze myślałem o klubie w dłuższej perspektywie, wybiegając o dwa, a nawet trzy lata do przodu. Nie inaczej jest teraz. Zostawię klub w dobrej formie. Tak jak wspomniałem o przyszłość leszczyńskiego żużla kibice mogą być spokojni.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski