Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Niśkiewicz: Subtelna dziewczyna rzuca zapaśniczkami na macie

Agata Kaźmierczak
Justyna  Niśkiewicz "w cywilu" - kto by pomyślał, że ta subtelna dziewczyna rzuca przeciwniczkami na macie
Justyna Niśkiewicz "w cywilu" - kto by pomyślał, że ta subtelna dziewczyna rzuca przeciwniczkami na macie Fot. Archiwum Justyny Niśkiewicz
W tym roku minie 20 lat, odkąd w Polsce kobiety uprawiają zapasy. Jedna z nich to Justyna Niśkiewicz z Orpiszewa pod Krotoszynem, która już 11 lat walczy na macie. W pokoju ma medale ułożone są chronologicznie. Gdy bierze je z szafy, brzęczą, uderzając jeden o drugi. Jest ich tyle, że musi sięgać po drugi pęk. Złote, srebrne, brązowe Dyplomy wiszą na ścianie. Przy szafie leży sukienka, kolczyki, buty na obcasie. Wpatrujemy się w ekran laptopa. Na pulpicie słodki uśmiech dziecka...

- To moja siostrzenica Julka - mówi dumna ciocia Justyna.
- Rozpieszcza ją jak może - słychać głos z korytarza. To Szymon, chłopak Justyny.

Razem oglądamy nagrania. Jedno z nich przyciąga uwagę. To filmik nakręcony podczas ostatnich, październikowych zawodów w Chełmie. Justyna energicznie obłapuje przeciwniczkę i swobodnie rzuca ją na matę, ale ta nie odpuszcza. Odwet. Justyna nie daje się i po raz drugi przewraca dziewczynę tak, że ta nie ma już żadnych szans.

- Ludzie mówią, że zapasy w wykonaniu kobiet nie są przyjemne dla oka, że niby kobiecie to nie wypada - stwierdza. - Ale jak tu nie walczyć, gdy zapasy są dla mnie tak ważne… stały się dla mnie jak butelka dobrego wina. Im jestem starsza, tym większe mam zapasy energii - dodaje.

Jej słowa zagłusza skandowanie: "Ju-sty-na! Ju-sty-na!" - krzyczą przyjaciele. Wszyscy wstają, w euforii podnosząc ręce do góry. "Rzutem na matę, będzie brąz!" - słychać.

- Świetny chwyt - komentuje Szymon, który z zapasami związany jest podobnie jak ukochana 11 lat.
Po chwili obie zawodniczki podnoszą się z maty. Najpierw grymas twarzy skrywa zadowolenie, za chwilę kąciki ust podnoszą się ku górze. Delikatny makijaż spływa po policzku wraz z kroplami potu. Aż nie chce się wierzyć, że po takiej walce można się uśmiechać, gdy ból włada całym ciałem. Zaraz po tym przeglądamy zdjęcia z wakacji. W objęciach ukochanej osoby ból znika, a czas się zatrzymuje. W czerwonej sukience zapaśniczka wygląda kwitnąco…

Dni zapaśniczki wyglądają podobnie.
- Śniadanie, trening, obiad i… moja ukochana czekolada - śmieje się Justyna, a Szymon dodaje, że mogłaby ją jeść tonami, i że to chyba dzięki niej ma tyle energii.

- W gorącym okresie trening zajmuje mi nawet 70 procent dnia - opowiada dziewczyna. Cały dzień ćwiczeń to zbyt wiele, by myśleć o przyjemnościach i zbyt mało, by mieć pewność zwycięstwa. Ale zarazem to może być jedyna recepta na sukces.
- Oprócz czekolady - wtrąca się żartobliwie Szymon.

- Moje motto życiowe? Cel bez wysiłku to jak droga bez celu - mówi przekonująco i wspomina o naderwanym ostatnio mięśniu.
Bywa, że na zawodach zdarzają się różne kontuzje. Ale jej nogi i tak rwą się do treningu. Kiedy jednak z jakiegoś powodu nie może trenować, długo w miejscu nie posiedzi.
- Ona nigdy nie odpuszcza - mówi Szymon.

W 2006 roku w Giżycku podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży zdobyła swój pierwszy wymarzony medal.
- Dla wszystkich to był brąz, dla mnie to było złoto - wspomina Justyna i dodaje, że ten medal jest dla niej najważniejszy.
Później zwycięstwa posypały się jak z rękawa. 2009 rok, Bydgoszcz - I miejsce i złoty medal na Mistrzostwach Polski Juniorek. 2010 rok - kolejny sukces, srebro na Mistrzostwach Polski w Trzcielu.

W ubiegłym roku w październiku podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski do lat 23 w Chełmie do kolekcji Justyny trafił kolejny brąz. Najbliższe zawody dopiero w tym roku.
- Chcę wystartować na Mistrzostwach Polski, które odbędą się w maju w Środzie Wlkp. I właśnie tu, jeśli tylko mi się uda, chciałabym stanąć na podium - marzy Justyna.

- Czy zwyciężę? Nie lubię wyprzedzać faktów. Z zapasami jest trochę jak z grą w karty - twierdzi młoda zapaśniczka. - Nigdy nie wiadomo, co ukrywa przed nami rywal. Dlatego zawsze warto mieć asa w rękawie. Siłę, chwyt albo…
- ... czekoladę za pazuchą - śmieje się Szymon.
- Tak, nie lubię wyprzedzać faktów - powtarza Justyna i pokazując na medale, dodaje, że w życiu pewne jest tylko to, co już za nami…

W klubie "Ceramik" Justyna jest jedyną dziewczyną. Zna tylko kilka, z którymi warto się zmierzyć w zapasach. Jednak jej zdaniem liczba kobiet, które związałyby życie z zapasami, ciągle maleje.
- By uprawiać ten sport, trzeba mieć dużo samodyscypliny i wytrwałości, a wiele dziewczyn woli spędzać czas na zakupach lub na spotkaniach ze znajomymi - twierdzi zapaśniczka.

A wszystko zaczęło się jeszcze w Szkole Podstawowej. - Wtedy w ogóle nie wiedziałam, że największa radość rodzi się wtedy, kiedy zupełnie nic jej nie zapowiada - mówi zapaśniczka.

We wrześniu 2002 roku pojawił się w orpiszewskiej szkole trener zapasów Roman Ratayczyk z LKS Ceramik w Krotoszynie.
- Tak ot, po prostu zaproponował nam darmowe zajęcia - wspomina Justyna.
Miała wtedy 12 lat. Tego dnia była już po lekcjach, więc postanowiła zostać. Pierwsze treningi opierały się na grach i zabawach, ale już wtedy coś zaiskrzyło.

- Czy od razu byłam geniuszem? Nie - odpowiada i zakrywa ręką twarz. - Chociaż zajęcia wciągały mnie coraz bardziej, pamiętam, że byłam totalną łamagą. Wszystko przegrywałam. Nic mi nie wychodziło. Chciałam uciec z treningów albo zapaść się pod ziemię, gdy wszyscy byli lepsi. Byłam zła sama na siebie - tłumaczy. - Ale mój ówczesny trener próbował mi udowodnić, że w ucieczce ginie więcej wojowników niż w walce, dlatego musiałam spróbować…

- Niejedną tabliczkę czekolady zjadłam, żeby w końcu ugryźć złoto - śmieje się Justyna. Przecież dopiero po czterech latach walk na macie zdobywa swój pierwszy medal na mistrzostwach Polski. Nie było to łatwe, ale dobra passa gdy się już zaczęła, nie opuszcza Justyny. - To trochę historia jak z filmu - ciągnie rozmowę. - Teraz trenuję rzadziej, ale za to z chłopakami, a oni mnie nie oszczędzają. A że mam wrodzoną siłę fizyczną, więc i ja im nie odpuszczam - śmieje się zawodniczka, pokazując mięśnie.
Sąsiedzi widzą w niej twardzielkę.

- Pod wieczór, prawie codziennie widać ją, jak tu przez wieś biega. Zawsze grzecznie się ukłoni, biegnie dalej - mówią mieszkańcy wsi. Ale mówią o niej nie tylko w Orpiszewie. Biega aż do Baszyn.

- I zawsze dzień dobry powie - tłumaczą tamtejsi mieszkańcy. Ale nie wszyscy, są wśród nich "marudy", którzy twierdzą, że mata nie jest dla dziewcząt, i że tym świata nie zdobędzie. - Ja na takie marudy mam swoje sposoby - śmieje się zawodniczka. - Traktuj drugiego człowieka tak, jak sam chcesz być traktowany - dodaje.

Obecnie Justyna Niśkiewicz jest studentką 5. roku wychowania fizycznego na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Często przebywa też w domu rodzinnym, w Orpiszewie. Wtedy dojeżdża do Krotoszyna, by w wolnym czasie instruować młodzież, jak walczyć, by stanąć na podium. Często pomaga w klubie LKS Ceramik Krotoszyn. Twierdzi, że czuje się tam jak w domu. Z zapasami związała całe życie. Co podczas treningów tłumaczy swoim podopiecznym?
- Że przeciwnik na macie to nie wróg, że nawet dla przeciwnika trzeba mieć serce.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski