Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Juwenalia dawniej czyli gdy studenci grali dla studentów [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Marek Zaradniak
W roku 1969 roku studenci zorganizowali przejazd rektorów i prezydenta miasta powozami.
W roku 1969 roku studenci zorganizowali przejazd rektorów i prezydenta miasta powozami. Archiwum Tomasza Kolańczyka
W Poznaniu trwają Juwenalia. Jak poznańscy żacy bawili się kiedyś dowiedzieć możemy się z relacji tych, którzy organizowali Juwenalia przed laty.

Pierwsze juwenalia w Poznaniu odbyły się na fali popaździernikowej odwilży w roku 1957. Jednak ledwo się pojawiły, już komunistyczne władze je zgasiły, gdyż uznały zachowanie studentów i proponowany przez nich program zabawy za godzące w ówczesne sojusze.

- Tamte juwenalia pamiętam z plakatów. Nie uczestniczyłem w nich jako student, ale jako maturzysta. W sobotę od popołudnia do późnego wieczora bawiłem się jak student. Nikt nie pytał o legitymację. Studenci natomiast dumni byli z tego, że noszą żakowskie czapki. Każda uczelnia miała inne. Akademia Medyczna białe - wspomina Marian Król, maturzysta roku 1957, potem absolwent Wyższej Szkoły Rolniczej i wojewoda poznański. - Pogoda była średnia, ale nie było zimno. Grały różne zespoły. Nie wiem, skąd były i nie pamiętam, gdzie odbyło się przekazanie kluczy, ale wydaje mi się, że przy Zamku. W zasadzie cały Święty Marcin, wtedy ulica Armii Czerwonej, zajęty był przez studentów. Rok później już nie było juwenaliów. Dlaczego, nie wiem, choć przyznam, że na nie czekałem. Z poprzednich utkwiła mi w pamięci ogromna swoboda, ów powiew. Studentów można było spotkać w całym mieście - śpiewali, bawili się.

Poznańscy studenci, aby uczestniczyć w juwenaliach, wyjeżdżali więc do innych miast - np. do Krakowa. Jak Zbigniew Jaśkiewicz (germanista, w latach 60. przewodniczący Rady Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich). Jaśkiewicz był tam trzy razy, ale od czasu, gdy został przewodniczącym RO ZSP w 1964, postanowił, że Juwenalia będą także odbywać się w Poznaniu.
Pierwsze były już wiosną 1965 roku. Studenci odebrali klucze od władz miasta przed ratuszem. Cały Stary Rynek był pełen młodych ludzi. Nieopodal, na estradzie na placu Wielkopolskim, śpiewały ówczesne gwiazdy - Karolina Szyman, Teresa Tutinas czy Krzysztof Cwynar, ale także Skaldowie.

- Nie organizowaliśmy wtedy koncertów zawodowców. Ruch kulturalny w Poznaniu był wówczas niezwykle silny, co było ogromnym atutem przy organizacji takiej imprezy. Funkcjonowały zespoły studenckie i kluby czy organizacje takie jak Towarzystwo Przyjaciół Opery - wspomina Zbigniew Jaśkiewicz. - Z klubu Nurt wyszły takie późniejsze gwiazdy piosenki jak Urszula Sipińska czy Zdzisława Sośnicka. Działał Teatr Ósmego Dnia, który w czasie juwenaliów wystawił znakomite przedstawienie "Marata Sada" Petera Weiss'a.

Niestety, recenzji ze spektaklu czytelnicy gazet już nie doczekali się - w "Gazecie Poznańskiej", będącej wtedy organem KW PZPR, obowiązywał zapis na to przedstawienie. Nie pomogły nawet interwencje samej redakcji do KW. Pojawiła się za to recenzja z wystawianego również przez Ósemki "Wielkiego testamentu" Francoisa Villona.

- To mnie śmieszyło, bo "Marate Sada" to było wspaniałe przedstawienie, a przede wszystkim poprawne politycznie, bo przecież o rewolucji francuskiej. Później "Marate Sada" zrealizowano w Teatrze Polskim, ale to już nie było to - dodaje Zbigniew Jaśkiewicz.

Przypomina też, że ówcześni studenci byli bardzo mocno zaangażowani w przygotowanie juwenaliów. Wielu przebierało się w stylowe, malownicze stroje wypożyczone z Teatru Wielkiego. Kolorowo dekorowali nawet samochody. Żacy opanowali cały Poznań. Jaśkiewicz mówi, że odnosiło się wrażenie, że całe miasto chodziło na palcach, byle tylko młodzież mogła się wyszumieć.

- Kiedyś przebierańcy szli przed tramwajem, udając, że go ciągną. Oczywiście tramwaj musiał dostosować prędkość do ich możliwości - wspomina. - I nikt nie robił z tego powodu awantury.

Tamtego roku juwenaliowy pochód ruszył z kilku miejsc w kierunku placu Mickiewicza. Były koncerty w klubie "Od Nowa", który wtedy mieścił się przy ulicy Wielkiej 1, a w Auli UAM odbyły się wybory Miss Juwenaliów. W klubie "Sęk" występował kabaret "Fafik", nieżyjącego już dziś Waldemara Kukurowskiego. Z Krakowa przyjechał Grzegorz Warchoł, który wystąpił z programem adresowanym do tych, którzy pomogli zorganizować juwenalia.

- Gdy kończyła się moja kadencja, mój następca, Eugeniusz Mielcarek, nie zorganizował już juwenaliów. Nastąpiła długa przerwa.

Z kolei Edmund Dudziński, który w latach 60. związany był z Estradą Winogrady, z której powstał klub Nurt, wspomina, że gdy nie było juwenaliów, dla żaków organizowano w klubach festiwale kultury studenckiej. Dzięki temu m.in. do Poznania przyjechał wtedy kabaret Hybrydy, w którym konferansjerem był Wojciech Młynarski.

- Juwenalia były przede wszystkim świętem integrującym całe środowisko akademickie Poznania. Wszystkie uczelnie przygotowywały się do uczestnictwa w pochodzie juwenaliowym, który przeszedł głównymi ulicami miasta - opowiada Zbigniew Napierała, były przewodniczący Komisji Kultury RO ZSP, dziś prezes EdiPresse. - Każda uczelnia przygotowała platformę ze specjalnymi dekoracjami. Wydaje mi się, że juwenalia można przyrównać do brazylijskiego minikarnawału, bo była to impreza niezwykle spontaniczna i radosna. Były to dni wolności dla studentów, którzy rządzili w mieście.

To z okazji juwenaliów można było w wtedy w Poznaniu posłuchać czołowych ówczesnych zespołów - Skaldów czy Polan, ale także Piwnicę pod Baranami i Marka Grechutę. Miasto było wypełnione imprezami. Kluby tętniły życiem. Wybrana Miss Juwenaliów jechała przez miasto na głównej platformie, pozdrawiając poznaniaków. Całość koordynowała Rada Okręgowa ZSP i szef juwenaliów. Był to też zarazem spory sprawdzian umiejętności organizowania się studentów.

Natomiast Andrzej Jacek Kowalski, prezes Akademickiego Klubu Seniora, wspomina juwenalia z 1966 roku.

- W Poznaniu występowali Wojciech Młynarski, Mieczysław Święcicki i Maciej Zembaty. Te nasze juwenalia były od początku do końca organizowane przez studentów. Nie wynajmowano żadnych profesjonalnych czy półprofesjonalnych zespołów ani żadnej firmy, która miałaby je zorganizować. Wszystko robiła bądź koordynowała Rada Okręgowa Zrzeszenia Studentów Polskich i członków ZSP. A trzeba pamiętać, że w tamtych latach do tych organizacji należało ponad 90 procent młodzieży. Oprócz ZSP działały wtedy na uczelniach kręgi instruktorskie ZHP, Związek Młodzieży Socjalistycznej i Związek Młodzieży Wiejskiej funkcjonujący tylko na ówczesnej Wyższej Szkole Rolniczej. Ponieważ wcześniej były juwenalia o podtekście politycznym, dlatego później władze nie wyrażały zgody na organizowanie takiej imprezy. W końcu zgodziły się, ale na imprezę pod nazwą "Igry Żakowskie". Tak było napisane na plakacie. Dla utrzymania porządku powołaliśmy własną milicję studencką albo - inaczej mówiąc - służbę porządkową. Tworzyli ją studenci. Milicji na ulicach nie było. Właśnie to, że wszystko robiliśmy sami, stanowi podstawową różnicę między dawnymi a aktualnymi juwenaliami. W każdym akademiku był przecież klub. Wszędzie coś się działo. Oprócz tego były imprezy na wolnym powietrzu. Każda Rada Uczelniana przygotowała swój cykl imprez oraz reprezentację na korowód idący w kierunku Starego Rynku. Przed ratuszem odbywało się przekazanie kluczy.
Ale to w tamtym roku doszło do wypadku śmiertelnego. Studenci Wyższej Szkoły Rolniczej, mieszkający na Winogradach, udekorowali samochód i dołączyli przyczepę i tak jechali w kierunku centrum miasta. Kierowca chciał jechać najkrótszą drogą. Ulica Armii Poznań była wtedy dwukierunkowa. Gdy platforma ze studentami podjechała pod wiadukt, okazało się, że dekoracja jest za wysoka i nie można przejechać. Kierowca postanowił zawrócić i jechać ulicą Pułaskiego. Jedna z dziewczyn siedziała przodem do jazdy na tylnej burcie samochodu. Jej chłopak siedział na przyczepie i kiedy samochód stanął przed wiaduktem, postanowił na dyszlu przejść do samochodu. W tym czasie kierowca zaczął skręcać i dyszel stopniowo chował się pod samochód, a chłopak zaczął tracić równowagę, chwycił się dziewczyny i ją ściągnął. Koła przyczepy ją przejechały. Tego wieczoru odbywał się w Auli UAM koncert Wojciecha Młynarskiego. Sala była pełna.

- Po występie ogłosiliśmy, że przerywamy Igry Żakowskie, a artysta zrezygnował z honorarium - wspomina Andrzej Jacek Kowalski. - Pamiętam, że dziewczyna pochodziła z Nakła. Mi przyszło w udziale przekazać jej zwłoki rodzinie. Matka koniecznie chciała, by córka spoczywała w trumnie w białej sukni.

Mimo tzw. wydarzeń marcowych juwenalia odbyły się w Poznaniu także w roku 1968. Opowiada o nich Eugeniusz Mielcarek (dziś emerytowany dyplomata), ówczesny przewodniczący Rady Okręgowej ZSP.

- Władza robiła wszystko, aby pokazać, że w Poznaniu zawsze panuje porządek i ład. W juwenaliach uczestniczyła cała ówczesna kulturalna, studencka czołówka - kabaret Nurt, ale i Klops, z którego potem wyrósł Tey. Występowali wszyscy, którzy się liczyli - zespoły jazzowe, kabarety, teatry. Wydaje mi się, że był też Wojciech Młynarski, którego zawsze zapraszaliśmy - opowiada Mielcarek.

Zwraca uwagę, że dziś juwenalia polegają na zapraszaniu zespołów komercyjnych za duże pieniądze, a wtedy istotą studenckiej imprezy były występy ich samych.

- Nigdy nie przyszło nam do głowy zapraszanie artystów zawodowych - zapewnia Mielcarek. - Zresztą różnica między zawodowcem a niezawodowcem wtedy polegała na tym, że nasz niezawodowiec był często lepszy od profesjonalisty. Młynarski, Kofta, Laskowik - te nazwiska mówią same za siebie. Płaciliśmy symboliczne stawki, a część wykonawców występowała bezpłatnie.

A skąd pieniądze?

- Zrzeszenie Studentów Polskich miało własny budżet, a poza tym zawsze występowaliśmy o wsparcie finansowe do władz miasta, które, szanując studentów, przyznawało je bez mrugnięcia okiem - tłumaczy Eugeniusz Mielcarek. - Poważnie traktowaliśmy też wtedy tak zwane dochody własne z imprez, które organizowaliśmy. Myślę, że jedną czwartą budżetu juwenaliów zarabialiśmy na zabawach czy wejściówkach na imprezy. Trochę dokładały też uczelnie. W lutym 1969 roku wyjechałem do Warszawy i już nie interesowałem się poznańskimi juwenaliami.

Ale akurat do tych z tego roku chętnie wraca wspomnieniami Tomasz Kolańczyk, absolwent Politechniki Poznańskiej, działacz Akademickiego Klubu Jeździeckiego.

- W 1969 roku zorganizowaliśmy uroczysty przejazd powozami przez miasto rektorów i prezydenta Poznania. Wypożyczyliśmy je na Woli, gdzie odbywały się zawody w powożeniu - opowiada Tomasz Kolańczyk. - Towarzyszyła im nasza eskorta w mundurach z czasów Księstwa Warszawskiego, które wypożyczyliśmy z Opery. Wśród eskorty był znany potem mistrz jeździecki Jacek Wierzchowiecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski