Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Stoch: Chcę wyjść na ulicę z myślą, że nie jestem kontrolowany i oglądany

Michał Skiba
Michał Skiba
Stoch to najlepszy skoczek narciarski świata. Wygrał PŚ, Turniej Czterech Skoczni i obronił złoty medal olimpijski
Stoch to najlepszy skoczek narciarski świata. Wygrał PŚ, Turniej Czterech Skoczni i obronił złoty medal olimpijski imago/eastnews
Zaraz znowu zacznie się polowanie na Puchar Świata. Pół Polski ponownie oszaleje na punkcie Kamila Stocha, a ten będzie starał się temu podołać. Tak jak w poprzednich latach. - Gdy odmawiam zdjęcia lub autografu, to później myślę sobie: szkoda, mogłem zrobić to zdjęcie, człowiek by się cieszył, a ja miałbym z głowy. Nie mogę jednak dać sobie wejść na głowę, mam swoją prywatność i chęć bycia po prostu sobą - mówi trzykrotny mistrz olimpijski. Już w piątek kwalifikacje do pierwszego konkursu PŚ w Wiśle. Na żywo w Eurosporcie.

Michał Skiba: Sven Hannawald zaprosił już na kolację w ramach klubu zwycięzców wszystkich konkursów w jednym Turnieju Czterech Skoczni?

Kamil Stoch: Na razie nie. Nie wiem, czy bym skorzystał z zaproszenia...

Dlaczego?

Żartuję oczywiście, pewnie bym skorzystał, ale z drugiej strony, muszę przyznać, że akcja była naciągana. Najpierw Sven chciał stawiać wszystkim skoczkom piwo, jeśli ktoś ze mną wygra. Nie chciał, bym powtórzył jego wyczyn, a po ostatnim skoku w Bischoshofen witał mnie z otwartymi ramionami w ekskluzywnym klubie. Trochę to w stylu: jak zawieje, tak się przechylę. Było mi miło, pogratulował mi, ale to w sumie tyle.

Ale po dwóch złotych medalach olimpijskich w Soczi poleciał Pan na mecz Liverpoolu, tej wiosny też się udało?

Wtedy byłem na meczu z Newcastle. Wygrali 2:1. Teraz myślałem nawet o tym, by wyrobić sobie kartę kibica, ale widziałem, że to nie jest takie proste. Pewnie potem nie jest łatwo kupić bilet, bo trzeba siedzieć o określonej porze przed klawiaturą i „kto pierwszy ten lepszy”.

Miasto Beatlesów się podoba?

Byłem na małej wycieczce z Eurosportem. Nie byłem na meczu, tylko na samej wycieczce po stadionie. To był mój trzeci raz w Liverpoolu, gdy się spotkaliśmy pod Anfield, to był mój drugi raz. Później byłem już sam, właśnie po sezonie. W tym roku wiosną byłem na Stoke. Bezbramkowy remis. Drugi mój mecz, na którym było 0:0 (śmiech). Na Ligę Mistrzów trudno mi się wybrać, chyba dopiero jak skończę skakać, to się wybiorę.

Był taki moment, że był Pan w skokach jak Mohamed Salah - on strzelał gole w każdym meczu, a Pan wygrywał konkurs za konkursem.

Nikt tak nie mówił, ale czy Mohamed Salah to idealne porównanie? Mam za sobą bardzo udany sezon, aż zaskakująco dobry. Nie spodziewałem się tak mocnej końcówki sezonu, ale cóż - przyjąłem to z otwartymi ramionami. Mogę powiedzieć z lekką „szyderą”, że przyjąłem to wszystko z bólem serca, ale jednak.

Powiedział Pan, że trzeba sto razy przegrać, by raz wygrać. Czym dla Pana teraz jest porażka?

Teraz jestem kojarzony z sukcesem, ale tak nie było od początku. Tak naprawdę to było dziesięć lat mordęgi. Dużo czekania, nie chcę mówić słowa „porażek”, po prostu dużo trudnych momentów. Pracuję, mam bardzo ciężkie treningi, przygotowuję się psychicznie do każdego konkursu i mam do nich spory dystans. Przed zawodami nikt nie da mi medalu. Na zwycięstwo w skokach przecież składa się wiele elementów, na które wpływu nie mam - sędziowie, warunki atmosferyczne.

Ulica imienia Kamila Stocha w Zębie, to dla Pana krok za daleko? Z tego co Pana znamy, to chyba nie jest to dla Pana komfortowa sytuacja.

Niestety, to już się dzieje. To dla mnie bardzo krępujące. Nie jestem osobą, która lubi się afiszować, być cały czas na piedestale. Oczywiście, jest to w pewien sposób miłe, jest to docenienie mojej pracy. Ale mieszkać przy ulicy Kamila Stocha to krępująca sprawa. Również dlatego, że ta ulica powstała teraz, a nie za kilkanaście lat. Można było z tym poczekać. Ale to są zabiegi polityczne, wiem, że ktoś chciał na tym skorzystać.

Czas wyborów.

Tak, ale z tego co wiem, to była również decyzja społeczeństwa. Ludzie naciskali na ten projekt. Wątpię, by jedna osoba sobie to wymyśliła, a reszta za tym poszła. Skoro ludzie tak chcą, to cóż ja mogę zrobić. Pamiątkowego zdjęcia na Instagrama chyba nie zrobię (śmiech).

Trudno było nauczyć się asertywności, sztuki odmowy: zdjęcia, autografu? To minuta, która sprawia, że ktoś nazwie Pana bucem na całe życie.

Mam do tej pory tak, że są miejsca, gdzie mogę sobie zrobić zdjęcie i nic mnie to nie kosztuje, ale są miejsca, gdzie sytuacja jest mocno krępująca. Gdy odmawiam, to później myślę sobie: szkoda, mogłem zrobić to zdjęcie, człowiek by się cieszył, a ja miałbym z głowy. Nie mogę jednak dać sobie wejść na głowę, mam swoją prywatność i chęć bycia po prostu sobą. Chcę wyjść na ulicę z myślą, że nie jestem kontrolowany i oglądany.

Adam Małysz bardzo się zmienił po karierze. Doskonale rozumie media, wręcz w nich bryluje. Czy przewiduje Pan u siebie taką metamorfozę w przyszłości? Pan boi się każdego fałszywego ruchu.

Trochę tak jest. Mam taką świadomość, że nie jestem taką osobą, której nikt nie śledzi, nikt nie zna i na nią nie patrzy. Jednak to, co robię, jest rejestrowane i trzeba się hamować. Z drugiej strony - taki mam sposób bycia. To jest część mnie, że jestem trochę wycofany. Nie pokazuję się medialnie i nie robię nic na pokaz. Taki jestem.

W styczniowym Pucharze Świata w Zakopanem, gdy igrzyska olimpijskie w Pjongczangu zbliżały się wielkimi krokami, kibice traktowali was jak Beatlesów. Nawet przed kwalifikacjami zorganizowano konferencję prasową z waszym udziałem, bo takie było ciśnienie ze strony mediów.

Teraz mam już duże obawy przed inauguracją Pucharu Świata w Wiśle. Taki już jestem, chyba nigdy nie przyzwyczaję się do faktu, że ktoś mnie rozpoznaje, prosi o autograf czy zdjęcie. Z drugiej strony, to rozumiem. Trochę się tego nauczyłem, do końca się jednak nie przekonam. Ale dobrze, że tak jest. Cieszy mnie zainteresowanie skokami. Szkoda byłoby skakać przy pustych trybunach, bez sponsorów. Coś za coś.

PUCHAR ŚWIATA W SKOKACH W NIŻNYM TAGILE: TRANSMISJA, WYNIKI NA ŻYWO, PROGRAM

Wejdzie w życie jakiś plan ochronny w Wiśle przed nadgorliwością otoczenia?

Raczej nie. Bez przesady. Uczymy się na każdej sytuacji, szukamy rozwiązań, aby realizować wszystkie obowiązki. Same zawody są obciążające, a my mówimy jeszcze o spotkaniach z kibicami, mediami. To kosztuje dużo czasu i wysiłku.

Podczas konkursów w Polsce nawet kwalifikacje są wielkim wydarzeniem. Raw Air, Willingen Five, Planica Seven, TCS. Myśli Pan, że to wszystko zabiegi, by kwalifikacje też stały się częścią show?

Taka inwencja FIS, ludzi odpowiedzialnych za organizację. Dla nas to było duże ułatwienie, że pierwsza dziesiątka ma pewny udział w konkursie, bo bywają takie sytuacje, że kwalifikacje są trudne. Wieje wiatr i nawet dobra dyspozycja nie pomoże ci, gdy wieje pięć metrów w plecy. A jak masz TCS lub inny turniej, w którym w grę wchodzi więcej skoków niż dwa, to po jednym dniu możesz odpaść z całego turnieju. My zdajemy sobie sprawę, że jeśli kwalifikacje są i są puszczane w telewizji, to dobrze jest, by każdy musiał się zakwalifikować. To nas mobilizuje, by skoki były dobre.

Ogląda Pan czasem swoje skoki w internecie?

Czasami wracam do tych skoków, do konkursów, by porównać obecny stan z poprzednim. Sprawdzić pewne techniczne różnice.

Aspekt treningowy bardziej niż psychologiczny.

Psychologiczny również, są to miłe momenty, gdy wyrywam i skaczę daleko. Taki skok trwa kilka sekund. Nie jestem w stanie w czasie lotu wszystkiego zarejestrować każdym zmysłem. Czasami nawet nie pamiętam tego, co się wydarzyło. Wtedy chcę do tego wrócić i gdy widzę te skoki, to coś mi się w głowie odtwarza. Wspomnienia wracają. Nawet różnego rodzaju odczucia. To jest pomocne.

Jest jeszcze taki jeden skok, który podbił internet. Komentator Eurosportu Igor Błachut spróbował wczuć się w waszą rolę. Podobno każda próba "powalczenia" na progu mogłaby się skończyć groźnie...

Na pewno, gdyby powalczył na progu, to by się nie zabił (śmiech). Ale uważam, że i tak zrobił bardzo dużo. Sam fakt, że poszedł na górę, zapiął narty i zjechał z tej małej skoczni. Później powiedział mi takie słowa, które były dla mnie zaskoczeniem. Wtedy sobie uzmysłowiłem, że to jest normalne. Powiedział: Jak to się wszystko szybko dzieje, dosłownie ułamki sekund i jesteś na dole. Właśnie tak jest, na skok jest niewiele czasu, a przecież wszystko musisz zrobić perfekcyjnie. Fajnie, że mógł to poczuć. Zobaczyć, że nie ma chwili na przemyślenia podczas najazdu, po wybiciu również. Wszystko idzie z automatu. Twój skok zależy od twojego przygotowania.

Mówi Pan to w taki sposób, jakby rutyna Pana nie dotyczyła.

Ale ona mi bardziej pomaga, niż przeszkadza. Rutynę można podzielić na dwie części: przeszkadzającą, destrukcyjną i taką, która pomaga, sprawia, że się wykorzystuje swoje doświadczenie. Wiem, jak się zachowywać w określonej sytuacji. Znam lepsze rozwiązania. Ten sezon będzie inny niż poprzedni. Nikt nie poda mi tego wszystkiego na tacy, bo w zeszłym sezonie to wygrałem. Ten sezon może być dużo trudniejszy, może nie być w ogóle sukcesu.

To taki sygnał w świat, by kibice nie czuli się zaskoczeni, gdy ten sezon nie wyjdzie?

Nawet nie. To jest taka surowa ocena. Każdy sezon to nowe doświadczenie i wyzwanie. Nie spałem tego lata, nie odpoczywałem na plaży. Nie myślałem, jaki jestem super i już nic nie muszę. Zasuwałem. Zasuwałem przez cały rok ciężko. Nadal chcę się rozwijać i ulepszać skoki. Tak do tego podchodzę. Ten sezon będzie kolejną okazją. Wiem, że nie osiągnąłem wszystkiego. Aczkolwiek nie robię sobie większej presji, bo może się zdarzyć, że się nie uda. Wszystko się może wydarzyć.

Pamiętam, jak przed czwartym konkursem Turnieju Czterech Skoczni w Bischoshofen powiedział mi Pan, że nic nie musi, tylko ewentualnie może.

Bo tak właśnie jest. I takie powinno być podejście. Nie tylko moje. Idę na trening, mam przed sobą cel, że chcę dotrwać w formie do końca sezonu. Wiem, że ten trening, na który właśnie zmierzam - on mi w tym pomoże. Chcę wykonać jak najlepszą pracę. Każdy skok, ćwiczenie na 110 proc. To ma mi pomóc, nie ma mowy o presji. Nie muszę wygrywać wszystkich konkursów. Chcę być najlepszy, bo to jest miłe, z drugiej strony, mam poczucie, że jeśli nie wygram, czy nawet nie będę w pierwszej dziesiątce, lub zdarzy się nie wejść do drugiej serii, to świat się nie zawali.

Życia Kamila Stocha na skokach się nie kończy. Jest Pan teraz projektantem?

Moja żona Ewa jest niesamowitą osobą. Ma w sobie duszę artystki. Jest bardzo pracowita, czasami wpada na taki pomysł, który wydaje się totalnie odklejony od rzeczywistości i z kosmosu, a potem bierze się za niego i go realizuje. Tak było z klubem, z marką „Kamiland”, którą otworzyła w tym samym czasie. Ta marka skupia się na projektowaniu i tworzeniu kolekcji czapek zimowych. Są różne gadżety, ale głównie czapki. To Ewa je projektuje i razem ze swoim bratem Adamem szuka materiałów najlepszej jakości i wykonawców. To też się niesamowicie rozwinęło. Ja przygotowywałem się do sezonu zimowego pod sportowym kątem, oni pod kątem technicznym. Widzę to z boku, bo jestem z Ewą i widzę jej zapał. W tym roku będzie dużo modeli, jakościowo jest to top. Starają się te produkty rozwijać. W tym roku otrzymaliśmy ofertę z firmy 4F, która szyje stroje reprezentacji, by stworzyć wspólnie kolekcję sportową. Doszliśmy z Ewą do wniosku, że skoro robimy już czapki, to możemy spróbować czegoś innego. Jestem pod dużym wrażeniem z przebiegu tego projektu, cieszę się, że Ewa jest obok mnie, bo ma doświadczenie w projektowaniu ubrań. Mało kto wie, ale sama przez dwa lata studiowała w szkole artystycznego projektowania ubioru. Wykształcona pod względem marketingowym, fotograficznym i artystycznym.

Ma Pan świadomość, że pół Polski zazdrości żony?

Jak najbardziej. Ja sam sobie zazdroszczę. Mam podane na tacy wszystko, co potrzebuję. Nie mógłbym wymarzyć sobie osoby, która jest tak blisko mnie i tak mnie wspiera. Cieszę się, że wspólnie to zrobiliśmy. Chcę, by projekty z 4F były ładne wizualnie i jakościowo. Próbowałem te stroje podczas sesji, czy nagrań reklamowych - jest top.

Pani Ewa jest też mocno zaangażowana w wasz klub KS Eve-nement.

Ja jestem tak naprawdę jednym trybem w tej całej machinie. W dalszym ciągu jestem zawodnikiem. Pomagam, ile jestem w stanie. Natomiast największą pracę w ten projekt wkłada moja żona. Ona przede wszystkim ten klub założyła, jest jego motorem napędowym. Pomaga nam Adam Bilan. Wkłada w to mnóstwo energii i serca. I oczywiście trenerzy: Andrzej Zarycki i Krzysztof Miętus. Cieszę się, że rodzice się angażują.

Martwi się Pan o przyszłość skoków?

Wydaje mi się, że był taki moment - może nie kryzysowy - ale okres przestoju, gdy ta młodzież się trochę pogubiła. Uważam, że teraz zostało to dobrze poukładane. Związek nad tym pracował, wszyscy trenerzy. Mamy dobry sztab szkoleniowy w kadrze A, B i C. Wszystko jest na dobrym poziomie. Jest dobra komunikacja i wymiana informacji, co jest bardzo ważne. Zawodnicy się rotują, jeden idzie do kadry A, drugi schodzi do B i skacze w zawodach mniejszej rangi, co bywa pomocne. Trenerzy muszą się kiedyś wymieniać informacjami na temat zawodników. Kiedyś ten przepływ nie funkcjonował, dlatego cała sprawa kulała, teraz wszystko jest tak poukładane, by pojawił się rozwój. Za dwa lub trzy lata poziom będzie bardzo wysoki. Już widać, że mamy sukcesy wśród juniorów i seniorów. Młodzież też napływa, my widzimy, że co chwila do naszego klubu KS Eve-nement są zapisy nowych zawodników. Ważne, że młodzi chcą skakać na nartach.


Puchar Świata już od 16 listopada. Wszystkie skoki w kwalifikacjach i konkursach pokaże na żywo wyłącznie Eurosport. W dniach kwalifikacji oraz wybranych konkursów rywalizacji na skoczni towarzyszyć będzie studio z udziałem komentatorów i ekspertów Eurosportu. Podczas wszystkich europejskich konkursów i kwalifikacji do nich, na skoczniach obecni będą reporterzy Eurosportu, którzy przeprowadzą wywiady z polskimi i zagranicznymi gwiazdami skoków narciarskich

PUCHAR ŚWIATA W SKOKACH W NIŻNYM TAGILE: TRANSMISJA, WYNIKI NA ŻYWO, PROGRAM

Sportowy24.pl w Małopolsce

DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kamil Stoch: Chcę wyjść na ulicę z myślą, że nie jestem kontrolowany i oglądany - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski