Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Kus: Wsiadł do pociągu do muzyki, który zatrzymał się na stacji Majdan [POSŁUCHAJ]

Agnieszka Świderska
Karol  Kus (na zdjęciu pierwszy od prawej z gitarą) w Tarace znalazł to, czego zawsze  szukał w muzyce
Karol Kus (na zdjęciu pierwszy od prawej z gitarą) w Tarace znalazł to, czego zawsze szukał w muzyce Archiwum zespołu
Ludzie rodzą się do różnych rzeczy. O takich jak Karol Kus mówi się, że urodzili się do muzyki. W ubiegłą niedzielę ta muzyka zaprowadziła go w sam środek ukraińskiej rewolucji - na scenę na Majdanie

Pierwszy był… grzebień. To na nim 7-letni Karol Kus zagrał słynne "oooooo" z "Mniej niż zero" Lady Pank. Bo w życiu można zapomnieć wiele rzeczy, ale nie pierwszy koncert. Kolejny ważny wydarzył się dziewięć lat później na Ogólnopolskich Spotkaniach Zamkowych w Olsztynie. Karol był już wtedy w szkole w Goraju. Nie była to zwykła przeludniona tysiąclatka, tylko ukryty w lesie prawdziwy zamek. Po ostatnim dzwonku nic nie odrywało w nim od pierwszej miłości - Pink Floyd i Leonarda Cohena. Mieli dość czasu, by wryć mu się na całe życie.

Słowiańskiej muzyki nie możesz okłamać, śpiewając o pierdołach, a nie o życiu. To tak, jakby czarny muzyk chciał oszukać bluesa

Olsztyn nie należał jednak do nich, tylko do polskich poetów. Karol pojechał tam z bajką "Wół minister" Krasickiego, do którego sam ułożył muzykę. Układała mu się zresztą przez całe życie. Tak jak chciał. Pierwszą muzyczną szkołą było dla niego Studium Piosenkarskie w Poznaniu. Pierwszą, bo kolejna okazała się jeszcze ważniejsza, ale tamta miała dopiero się przydarzyć. Nie czuł się najlepiej w szkolnym gorsecie.

- Źle znosiłem szkolenie emisji głosu - mówi Karol. - Uczyłem się czegoś, co przeszkadzało mi wyrażać to tak, jak czułem. Bunt też zrobił swoje. Na Zachodzie uczeń ma swojego mistrza, który potrafi go wyczuć. Gdybym mógł przenieść do Polski ten model edukacji artystycznej, bo nie chodzi przecież tylko o muzykę, to wolałbym, żeby śpiewu uczyli mnie tacy nauczyciele jak Grzegorz Markowski czy nieżyjący już Maciej Zembaty i Rysiek Riedel. Bo śpiew to nie technika, to świadomość.

Skończył jednak studium piosenkarskie. W przeciwieństwie do kulturoznawstwa, na które wybrał się po nim.
- Wypiliśmy z kolegą wódkę i poszliśmy do domu, nie widząc już żadnego sensu w tych studiach - opowiada. - To zdarzyło się już po pierwszym tygodniu.

W świecie show-biznesu
Tymczasem życie miało dla niego inną niespodziankę: dziecko. Musiał zarobić na rodzinę. Chciał zarabiać tym, co potrafił robić najlepiej. Śpiewem. Udało się. Zaczepił się w poznańskim studiu Giełda. Był jednym z "dzieci" pirackich lat dziewięćdziesiątych.

- Nagrywaliśmy po dwie, trzy płyty w tygodniu - wspomina. - I nagrywaliśmy za wszystkich. Śpiewałem za chłopców z Backstreet Boys i im podobnym. Kim ja wtedy nie byłem? Mniej mnie to jednak interesowało niż wypłata na koniec miesiąca. Te kilka tysięcy godzin spędzonych w studiu dały mi jednak więcej niż jakakolwiek akademia.

Były także także lekcją muzycznego show-biznesu. Ze Sławkiem Sokołowskim i Aldoną Dąbrowską urządzili pierwszy w Polsce casting na boysband. Tak narodził się zespół Just 5. Ich największy przebój "Kolorowe sny" wyszedł spod ręki Karola Kusa. A spod ręki całej trójki - Sławka, Aldony i Karola, wyszli jeszcze Gabriel Fleszar i Alicja Bachleda-Curuś. Karol pisał w tym czasie także własną historię. I pisał ją bluesem w takich zespołach jak Ptaaki czy FBI i na takich festiwalach jak Rawa Blues czy Blues Express.

- Kiedy grałem bluesa, często spotykałem ludzi, którzy klepali mnie po ramieniu, a potem kopali mnie w tyłek - opowiada. - Wszedłem w show-biznes, bo miałem już dość kopania i chciałem zrozumieć ten "mechanizm". Zrozumiałem, że każdy chce w tym muzycznym interesie ugrać coś dla siebie. To nie była do końca moja gra. W końcu mi się znudziła. To jak kopanie się z koniem, na którego już nie wsiądziesz. Chciałem odpocząć.

Pomysłem na odpoczynek był fotel dyrektora ośrodka kultury w Margoninie. Rok temu, po trzech latach, znowu porwała go muzyka i studio, które urządził w lesie niedaleko Chodzieży. Z Margonina zabrał tam ze sobą prawdziwy skarb, Alicję Golianek.

- Pewnego dnia zjawiła się u mnie taka mała dziewczynka. Przyjechała z małej wsi, z Prosny. Szukała stażu. Powiedziała, że właśnie wróciła z Anglii, gdzie skończyła inżynierię dźwięku… - wspomina.

Była już w leśnym studio, kiedy Taraka nagrała jesienią ubiegłego roku pierwszą płytę "Białą wódkę".

Dwie skrzynie muzyki
Najpierw jednak Karol musiał pojechać na Ukrainę i raz na zawsze przegonić zmorę Cepelii.

- Czas komuny sprostytuował słowiańską muzykę - przekonuje. - Mieliśmy ją podaną w jedynej oficjalnej wersji. W wersji Cepelii. Słuchanie czegoś takiego było wtedy obciachem. Pamiętam jak cierpiałem, kiedy w soboty wieczorem wracałem do domu z jakiegoś mojego koncertu, a rodzice słuchali w radio programu "Z malowanej skrzyni". Moja dusza wyła, kiedy słyszałem to rzępolenie i piskliwe głosy.

Zmieniła to właśnie Ukraina i muzyk stamtąd, Marian Lomaha. To on otworzył przed nim "skrzynię" z zupełnie inną słowiańską muzyką.
- Nie miałem świadomości, że to muzyka aż tak moja, że mogę się w niej aż tak dobrze czuć i aż tak zatracić. Nic lepszego nie mogło mi się zdarzyć - mówi. - Wychodzę na scenę i niczego nie udaję. I to, co najważniejsze, śpiewam o prawdziwym życiu. Bo tej muzyki nie możesz okłamać, śpiewając o pierdołach. To tak, jakby czarny muzyk chciał oszukać bluesa. Tym właśnie dla nas, dla Słowian, jest ta muzyka. I nikt oprócz nas nie wyśpiewa za nas jej duszy.

Więc najpierw Karol pojechał na Ukrainę, a później Marian przyjechał do Polski. "Robimy płytę?" Trzeba było jeszcze skrzyknąć zaprzyjaźnionych muzyków. I tak powstała Taraka z polsko-ukraińsko--białoruskim składem. "Biała wódka" była w 100 procentach naturalna. Nagrali ją nie tylko bez żadnych sztucznych dźwięków, ale bez jakichkolwiek instrumentów elektrycznych. Tak, by można było wygrać tę muzykę tak samo na środku pola, przy dużym stole w domu czy na scenie dużego festiwalu.

Takie same korzenie miała piosenka "Podaj rękę Ukrainie". Napisał ją dla Mariana i dla tamtych nieznanych koczujących w namiotach na mrozie. Napisał tak, jak czuł. Że chciałby im wszystkim podać rękę. Udało się to w ubiegłą niedzielę na Majdanie. Oni też to poczuli. Przychodzili po koncercie podziękować za tę jedną piosenkę, która dała im siłę. Nie wiadomo, jak długo jeszcze będą musieli walczyć. A cofnąć się już przecież nie mogą, bo nie mają dokąd.

- Rewolucja najpierw uderza cię w nozdrza. Potem bije cię po oczach. I kiedy widzisz te zmęczone twarze przy lichych namiotach na mrozie, ich upór i determinację, by doprowadzić swoją walkę do końca, to czujesz, że patrzysz na bohaterów - opowiada Karol Kus. - I kiedy stojąc na scenie, czujesz wdzięczność tych ludzi, to wiesz, że nic mocniejszego w życiu nie możesz już przeżyć.

"Podaj rękę Ukrainie" Majdan na bis zaśpiewał sam. Piosenka nagrana w tym leśnym studio pod Chodzieżą miała wtedy zaledwie dwa tygodnie i była puszczana we wszystkich polskich i ukraińskich stacjach radiowych. Nikt jednak nie mówił o przeboju, tylko o pieśni, a nawet o nieformalnym hymnie Majdanu: "Jest nadzieja, co wiecznie przypomina, sze ne wmerła, ne wmerła Ukraina".

W hotelu Taraka mieszkała razem z nacjonalistami ze Swobody. Nie wiedzieli o sobie nic aż do koncertu. Potem spotkali się znów w hotelu. Na papierosie. Pierwsi przywitali się Ukraińcy: "Bracia Polacy..."

Solidarność na trzy języki
4 marca ukaże się płyta "Podaj rękę Ukrainie". Tytułowa piosenka będzie na niej w trzech wersjach: polskiej, ukraińskiej i angielskiej. Dochód z płyty zostanie przeznaczony na pomoc rodzinom ofiar Majdanu. Tym zajmie się już Fundacja Otwarty Dialog. Taraka zostawia dla siebie muzykę. Majdan już nią uzbroiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski