Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa ekologiczna: Nie wykryto substancji, które miały zabić ryby

Marta Danielewicz
Wyławianiem śniętych ryb zajęli się wędkarze a także stowarzyszenia proekologiczne
Wyławianiem śniętych ryb zajęli się wędkarze a także stowarzyszenia proekologiczne Piotr Jasiczek
Chociaż cząstkowe wyniki analizy z Puław nie potwierdziły w rybach pyretroidów, WIOŚ jest zadowolony z badań: - To także jest dowód.

Od kilku dni Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i Powiatowy Lekarz Weterynarii czekają na wyniki analiz śniętych ryb z Warty, które zostały przesłane do Instytutu Weterynarii w Puławach. Jak pisaliśmy już w poniedziałek pierwsze wyniki nie wykryły jaka substancja zabiła ryby. Jednak na prośbę WIOŚ zlecono dodatkowe badania na występowanie w nich pyretroidów. To te substancje inspektorzy WIOŚ znaleźli w pojemnikach jednej z firm, podejrzanych o zatrucie Warty.

Czytaj też: Katastrofa ekologiczna w Warcie. "Mamy niezbity dowód na winę jednej z firm"

Twardy dowód
- Pierwsze badania wody w rzece także potwierdziły ich występowanie. To już nie poszlaki, a twardy dowód w sprawie - mówi Hanna Kończal, zastępca Wojewódzkiego inspektora Ochrony Środowiska.

Jednak, jak udało nam się dowiedzieć, badania z Puław nie potwierdziły występowania pyretroidów w organizmach ryb.

- To substancje, które bardzo szybko ulatniają się z organizmów. Dlatego trudno potwierdzić ich występowanie. Instytut Weterynarii w Puławach zdecydował się jednak zrobić dodatkowe badania, które być może wskażą jeszcze inne substancje, które mogły spowodować masowe śnięcie ryb . Ich wyniki poznamy prawdopodobnie w przyszłym tygodniu - zaznacza Ireneusz Sobiak, Powiatowy Lekarz Weterynarii.

Zdaniem WIOŚ informacja z Puław, to dobra wiadomość.

- Brak trujących substancji w rybach świadczy o tym, że to one mogły je zabić - mówi WIOŚ

- Wiemy, że pyretroidy bardzo szybko się rozkładają. Dlatego brak tej substancji w rybach, to także potwierdzenie, że to ona mogła je zabić. Czekamy jednak na ostateczny raport z Puław. Jesteśmy dobrej myśli - mówi Hanna Kończal. I podkreśla, że jeśli nie zostaną wykryte żadne dodatkowe substancje, to inspektorzy będą mieli stuprocentową pewność do tego co i kto zatruł rzekę, chociażby biorąc pod uwagę samą identyfikację tego środka.

- Mamy nadzieję, że przyszły tydzień to będzie już zwieńczenie naszego śledztwa w tej sprawie - dodaje Hanna Kończal.

Każda z firm jest winna
Chociaż w sprawie zatrucia rzeki wciąż jest dużo domysłów, a grono podejrzanych się zacieśnia, ani policja, ani WIOŚ wciąż nie chcą podać nazwy firmy, która jest głównym podejrzanym w sprawie zatrucie Warty. Doszło do niego pod koniec października. Kontrolowane firmy także nie przyznają się do winy. Żadna z nich nie wydała oświadczenia o awarii w swoim zakładzie, która mogła przyczynić się do zatrucia rzeki.

- Nie możemy zdradzać kulis śledztwa. Zebraliśmy już jednak bardzo ciekawe informacje, zwłaszcza w sprawie konkretnej firmy. Jednak materiał musi być wzbogacony o wyniki badań, które ma nam przekazać WIOŚ - tłumaczy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

Jak zdradziła nam w poniedziałek Hanna Kończal, niezbitym dowodem na winę jednej z firm jest fakt, że miała ona bezpośredni dostęp do Warty, przez kanał ściekowy, gdzie mogła odprowadzić niebezpieczne substancje, które spowodowały zatrucie rzeki.

- Oczywiście każda z tych czterech firm, które są przez nas kontrolowane, ma coś za uszami. Skala przestępstw jest różna. Na niekorzyść tej danej firmy, która mogła zatruć Wartę, działają też braki w dokumentach, gdzie nie ma wykazu i identyfikacji wszystkich substancji, używanych przez nich w produkcji - mówi zastępca Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska i podkreśla, że w żadnym z czterech zakładów kontrola jeszcze się nie zakończyła.

WIOŚ swoje, policja swoje
WIOŚ w sprawie zatrucia rzeki prowadzi postępowanie administracyjne. Jak przyznaje Hanna Kończal, zarzuty muszą być postawione w oparciu o wszystkie wyniki badań a także dokumenty, także te, które dostarczyła firma.

- Zakład najbardziej podejrzany nie współpracuje z nami. Nie dostarczono całej, wymaganej przez nas dokumentacji. To także znak, że mają coś do ukrycia - mówi zastępca inspektora WIOŚ.

Jak przyznaje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, śledczy nie muszą dzielić się postępami w sprawie, także z WIOŚ. - Policja prowadzi osobne postępowanie karne. Oczywiście, kluczowe przy postawieniu zarzutów będą wyniki badań, które musi nam przekazać WIOŚ - mówi Andrzej Borowiak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski