Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa na budowie dworca. Przyczyną grząski grunt

Łukasz Cieśla, Rafał Cieśla
Wskutek katastrofy zginął robotnik. Drugi został ranny.
Wskutek katastrofy zginął robotnik. Drugi został ranny. Waldemar Wylegalski
Nieutwardzony i zbyt pochyły grunt był przyczyną przewrócenia się dźwigu na budowie nowego dworca PKP w Poznaniu. Ciężki sprzęt powinien stanąć w innym miejscu. To nieoficjalne informacje na temat grudniowej katastrofy, ale potwierdziła nam je osoba znająca szczegóły badania miejsca wypadku.

Czytaj także:
Poznań: Dźwig przewrócił się na budowie dworca PKP [FILM]
Zarzut dla operatora dźwigu: spowodował katastrofę po pijanemu!
Wypadek dźwigu: Są wyniki badań krwi operatora
Wypadek na budowie dworca: Oskarżony czuje się niewinny

Na razie jedynym podejrzanym jest Tadeusz M., operator dźwigu. Miał doprowadzić do katastrofy, będąc pijanym.

- Nie mamy jeszcze opinii biegłego na temat stanu gruntu. Nie wykluczamy też zlecenia przeprowadzenia badań geologicznych terenu - mówi prokurator Paweł Barańczak, szef prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej Poznań Wilda.

Oficjalnych danych o stanie gruntu nie ma także adwokat Krzysztof Urbańczak, obrońca operatora.

- Ale nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie to okazało się przyczyną wypadku. Jeśli grunt był zbyt grząski, to mój klient o tym nie wiedział. Dlatego w sytuacji, gdy zostanie oficjalnie stwierdzone, że grunt był grząski, nie widzę powodów, by operatora obciążać winą - zaznacza Urbańczak.

- Gdyby okazało się, że to nie operator odpowiada za posadowienie dźwigu na grząskim gruncie, to jeszcze nie zwalnia go to z odpowiedzialności za katastrofę. W grę wchodzić może jednak zmiana kwalifikacji czynu na art. 160 kodeksu karnego (grozi za to do 3 lat więzienia - dop. red.). Mówi o narażeniu innych osób na utratę zdrowia i życia. W przypadku operatora tym czynnikiem narażającym na odpowiedzialność jest praca w stanie nietrzeźwości - przekonuje prokurator Barańczak.

Po katastrofie u dźwigowego stwierdzono ponad 2 promile alkoholu we krwi. Jego obrońca oraz sam operator twierdzą, że wypił wódkę po katastrofie wskutek doznanego szoku. I powołują się na biegłego, który wydał jedyną do tej pory opinię o stanie trzeźwości Tadeusza M. Ekspert rzeczywiście stwierdził, że nie można ocenić, czy operator pił po czy przed katastrofą. Śledczy zlecili już wykonanie uzupełniającej opinii. Chodzi m.in. o sprawdzenie, w jaki sposób operator spędził dzień poprzedzający katastrofę, czy pił wtedy alkohol, co jadł etc.

Prokuratura wraz z policją wyjaśnia okoliczności katastrofy. Jedna z osób zaangażowana w śledztwo powiedziała nam, że wersja operatora jest mało wiarygodna. Ponieważ operator miał na pierwszym przesłuchaniu przyznać się do picia alkoholu przed rozpoczęciem pracy. Ponoć za chwilę to odwołał, a wpływ na to miał mieć jego obrońca. Po drugie, wątpliwości budzi to, co robił tuż po upadku dźwigu. Z jego twierdzeń wynika, że poszedł do siedziby swojej firmy w Suchym Lesie. Stamtąd koledzy zawieźli go na policję.

Dystans około 10 km miał pokonać w ciągu kilkudziesięciu minut, popijając jeszcze w tym czasie wódkę. Żeby w tym okresie pokonać tak długi odcinek, musiałby biec. A to, biorąc pod uwagę stan jego upojenia, wydaje się mało wiarygodne. Niewykluczone więc, że ktoś pomógł operatorowi w ucieczce z miejsca zdarzenia.

- To nieprawda, że Tomasz M. przyznał się do pracy pod wpływem alkoholu. On w pierwszej chwili nie zrozumiał pytania i za chwilę to sprostował. A jeśli chodzi o jego dotarcie do bazy firmy, to on nie twierdził, że tam trafił pieszo. Nie mogę jednak powiedzieć, jak tam dotarł, bo chroni mnie tajemnica adwokacka - podkreśla mec. Urbańczak.

Kluczowa dla oceny stanu trzeźwości operatora będzie uzupełniająca opinia biegłego od badań retrospektywnych.

Jest i kolejny wątek. Inwestorem budowy dworca jest firma Trigranit. Ale w miejscu katastrofy pracowała poznańska spółka Pekabex. Ona z kolei zleciła pracę na dźwigach firmie Lewandowska. Przedstawiciele obu podmiotów nie chcieli komentować sprawy. Usłyszeliśmy jednak, że za zły stan gruntu powinien odpowiadać kierownik budowy, wyznaczony przez Trigranit.

- Jako inwestor mamy kierownika budowy. On sprawuje ogólny nadzór nad inwestycją. Natomiast szczegóły, jak choćby kwestie dotyczące pracy dźwigów, były przedmiotem umowy między Pekabeksem a firmą, której własność stanowią dźwigi - mówi z kolei Przemysław Terlecki, rzecznik Trigranit w Poznaniu. Kwestię odpowiedzialności ustali prokuratura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski