Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa smoleńska: Największa tragedia w powojennej Polsce

Norbert Kowalski
12 kwietnia 2010
12 kwietnia 2010
Ta podróż od początku miała być niezwykła. Lecieli bowiem oddać hołd polskim oficerom, którzy zostali zamordowani przez Rosjan w Katyniu. Nikt nie mógł jednak przypuszczać, że kilka godzin później to właśnie im cała Polska będzie oddawać honory...

To był wstrząs dla wszystkich. Najpierw niedowierzanie, że taka tragedia rzeczywiście mogła się wydarzyć i nadzieja, że ktoś ocalał. Potem głęboki smutek, gdy w telewizji zobaczyliśmy wstrząsające obrazy ze Smoleńska - wspomina wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku Piotr Florek, wojewoda wielkopolski.

Katastrofa smoleńska spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Kiedy w sobotni poranek Polskę obiegła informacja o wypadku samolotu prezydenckiego z 96 pasażerami na pokładzie, początkowo tliła się w nas nadzieja, że być może nie doszło do niczego poważnego. Im więcej czasu upływało, tym ta nadzieja stawała się mniejsza, tym bardziej nie mogliśmy się otrząsnąć z wiadomości, które do nas napływały.

70 LAT Z GŁOSEM WIELKOPOLSKIM! Zobacz więcej rocznicowych artykułów

"Gdy przychodzi taka chwila, tak trudno znaleźć odpowiednie słowa, by oddać to, co czujemy. To największa tragedia w najnowszej historii wolnej Polski. (…) Rzeczpospolita poniosła stratę, której nikt i nic nie wypełni" - pisaliśmy po katastrofie.

"Głos Wielkopolski" przez ponad tydzień codziennie informował o najważniejszych wydarzeniach związanych z tragedią w Smoleńsku. Na naszych łamach pokazywaliśmy zdjęcia modlących się ludzi czy tysiące zniczy pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Pokazywaliśmy reakcję świata na tę katastrofę, wypowiedzi polityków, informacje dotyczące pogrzebu oraz najnowsze wiadomości dotyczące przyczyn wypadku. Przygotowaliśmy również wydanie specjalne, w którym przybliżyliśmy sylwetki wszystkich ofiar katastrofy oraz zamieściliśmy ostatni wywiad z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Szok, smutek i niedowierzanie
- Byłam w domu, gdy zadzwonił do mnie kolega. Powiedział, bym szybko włączyła telewizor. Włączyłam i zamarłam. Od razu zadzwoniłam do męża. Krzyknęłam: "Wracaj do domu. Nie żyje prezydent. Katastrofa w Smoleńsku". Wydawało mi się, że w tej sytuacji muszę kogoś mieć przy sobie - wspomina pierwsze chwile po katastrofie Krystyna Łybacka, europosłanka SLD, której przyjaciele znajdowali się na pokładzie samolotu.

Ona również mogła lecieć do Smoleńska. - Kilka osób dzwoniło i pytało, czy jestem na miejscu, bo byłam brana pod uwagę do wylotu - opowiada. Propozycję lotu do Smoleńska miał również Waldy Dzikowski, poseł PO. Chociaż, jak sam przyznaje, nie rozważał jej zbyt poważnie. - Dyrektor naszego klubu poselskiego dzwonił z pytaniem, czy chcę wybrać się do Smoleńska. Już nie pamiętam, co mu odpowiedziałem, ale to było coś na odczepnego, że nie dam rady. Akurat musiałem się wybrać wtedy do Poznania i pozałatwiać partyjne sprawy - wspomina Waldy Dzikowski.
Podobnie jak większość osób o wypadku dowiedział się z telewizji. Szoku i smutku po wypadku nie krył Szymon Szynkowski vel Sęk, radny PiS. Do dzisiaj doskonale pamięta, co robił tego feralnego dnia.

- To są trudne wspomnienia. Dzień wcześniej mieliśmy wieczór kawalerski u moich przyjaciół, a do tego to był jeszcze weekend, więc z rana spałem trochę dłużej. Zaniepokoiła mnie jednak lawina telefonów około godziny 9.30. W poniedziałek byłoby to normalne, lecz w sobotę była to anomalia - opowiada Szymon Szynkowski vel Sęk.

W końcu postanowił sprawdzić, co się dzieje. Włączył telewizor i nie mógł uwierzyć, co się wydarzyło.

- Dzwonili już do mnie dziennikarze, którzy pytali, czy coś wiem. Jednak o tej porze, około godziny 10, wszyscy jeszcze wiedzieliśmy niewiele - wspomina. Od razu postanowił pojechać na zaplanowaną już wcześniej mszę świętą w intencji ofiar Katynia w parafii św. Wojciecha. - Atmosfera była pełna jedności, smutku i szoku - podkreśla poznański radny PiS i dodaje: - Jeszcze w sobotę zdecydowaliśmy wyłożyć księgę kondolencyjną w biurze PiS. Kiedy późnym popołudniem przyszedłem do biura PiS, przed nim paliły się znicze. To zrobiło na mnie mocne wrażenie i potwierdziło, że to jest szczególny moment - przypomina sobie Szymon Szynkowski vel Sęk.

Wraz z upływem czasu zniczy pod biurem PiS przybywało. Przez kilkanaście dni były spontanicznie zapalane przez ludzi. Z mediów o tragedii dowiedział się również Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego. Kilka dni później musiał być w Brukseli.

- 13 kwietnia miałem wystąpienie na sesji plenarnej Komitetu Regionów w Brukseli. Podziękowałem za wyrazy współczucia ze strony przedstawicieli innych państw. Wyjaśniłem także, co to za miejsce - Katyń - opowiada Marek Woźniak.

Z kolei Piotr Florek w dniu katastrofy odsypiał długi lot samolotem. W nocy wrócił bowiem z urlopu, który spędził u córki w Stanach Zjednoczonych.

- Żona wstała pierwsza i obudziła mnie, gdy zobaczyła szokującą relację w telewizji. Po chwili odebrałem telefon wicewojewody, który usłyszał wiadomość w radiu, będąc w drodze do urzędu. Uzgodniliśmy, że przyjadę tak szybko jak to możliwe - opowiada wojewoda.
I dodaje, że w następnych dniach trudno było mu zwyczajnie pracować, zwłaszcza że kilka tygodni przed katastrofą spotkał się z parą prezydencką. W marcu na obchodach 20-lecia samorządności, w Poznaniu gościł bowiem prezydent Kaczyński. Z kolei w trakcie poznańskich targów "Książka dla Dzieci i Młodzieży" Piotr Florek miał również okazję, by spędzić cały dzień z Marią Kaczyńską. - Pani prezydentowa, zachwycona targami i Poznaniem, przed odlotem zaprosiła mnie do złożenia wizyty w Pałacu Prezydenckim. Nie zdążyłem z rewizytą - zauważa Florek.

Polska się pojednała... Na chwilę
- Katastrofa wszystkich nas zatrzymała. Przed nią każdy był rozpędzony, a po tej tragedii Polska na tydzień stanęła. Miałam nadzieję, że rozmiar tej traumy skłoni do refleksji, a polityka będzie dużo bardziej przyjazna - podkreśla Krystyna Łybacka.

Tragedia smoleńska wywołała bowiem w Polakach poczucie jedności. Na kilka dni zapomnieliśmy o różnicach politycznych, niesnaskach i kłótniach. Wszyscy byliśmy połączeni w smutku, bólu i przeżywaniu katastrofy.

- Pierwsze dni to była powszechna żałoba, ale też pokrzepiające poczucie wspólnoty i solidarności w nieszczęściu. Byliśmy naprawdę zjednoczeni i to pomagało. Niestety, później pojawiła się destrukcja. Dziś wydaje się, że im więcej czasu upływa od katastrofy, tym trudniej o niej rozmawiać - mówi Piotr Florek.

Z kolei Waldy Dzikowski dodaje: - To była podniosła chwila, wydarzenie tragiczne w historii Polski. Jeśli o czymkolwiek mogliśmy wtedy zapomnieć, to właśnie o różnicach i niesnaskach. Wtedy wszyscy byliśmy razem. Szkoda jednak, że łączymy się ze sobą, gdy ktoś umiera.

Zbliżoną opinię ma także Szymon Szynkowski vel Sęk.

- Katastrofa smoleńska była jednym z takich wydarzeń, które z jednej strony wstrząsają narodem, łączą obywateli, ale z drugiej, niestety, w dłuższej perspektywie czasu, potrafią dzielić i być wykorzystywane do celów, do których nie powinny - przekonuje radny PiS.

Nie musiało bowiem minąć dużo czasu, a zamiast jedności pojawiły się spory. Najpierw o miejsce pochówku pary prezydenckiej. Później o przyczyny wypadku prezydenckiego samolotu. Spory trwają do dziś, a ich końca nie widać.
- Kłótnie o przyczynę katastrofy nas podzieliły. Na tej bazie budowano różnice. Zawsze mnie to bolało i nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć, jak można na trumnach budować politykę, ale jak widać można - mówi Waldy Dzikowski.

Krystyna Łybacka zwraca uwagę za to na banalność przyczyn katastrofy.

- Wydaje się, że w porównaniu z tragizmem skutków jest ona nieproporcjonalna. Część osób nie godzi się, że przyczyny były tak banalne, jak niedopatrzenie czy złe komunikaty. Szukają irracjonalnych powodów i stąd biorą się trwające od tamtego momentu spory - tłumaczy Krystyna Łybacka.

A po chwili dodaje: - To wydarzenie bez wątpienia mocno wpłynęło na naszą scenę polityczną.

By pamięć o ofiarach katastrofy nie zniknęła
"Dziś oddajemy hołd tym wszystkim, którzy zginęli niepotrzebnie, ale których śmierć być może nabierze sensu i znaczenia, abyśmy nigdy nie zapomnieli o Katyniu i jego ofiarach. O wszystkich bezbronnych ofiarach w historii Polski" - pisaliśmy przed pogrzebem pary prezydenckiej.

- Dla mnie najważniejsza jest pamięć o ofiarach, o tym dlaczego tam lecieli i dlaczego zginęli - podkreśla Szymon Szynkowski vel Sęk.

Mimo sporów partyjnych, o konieczności zachowania pamięci o ofiarach, przekonują również politycy innych opcji politycznych.
- Co roku 28 grudnia składam wiązankę kwiatów pod pomnikiem Ofiar Katastrofy Smoleńskiej na warszawskich Powązkach. To w ramach organizowanych przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego uroczystości dedykowanych pamięci zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego - opowiada Marek Woźniak.

I dodaje: - Co roku wspominamy też ofiary katastrofy smoleńskiej podczas organizowanych przez nas uroczystości w Poznaniu, upamiętniających ofiary zbrodni katyńskiej i zsyłki na Sybir.

Szymon Szynkowski vel Sęk zauważa również, że katastrofa smoleńska nie jest pierwszym wydarzeniem we współczesnej historii Polski, które mogło połączyć Polaków. W przeszłości wydawało się, że może nim być śmierć papieża Jana Pawła II. Ostatecznie, podobnie jak w przypadku Smoleńska, pojednanie było tylko chwilowe.
- Ludzie mają różne motywacje, intencje i charaktery. Idealizmem byłaby wiara w to, że ten wspaniały nastrój jedności tuż po katastrofie będzie trwały. Trzeba mieć jednak wiarę w ideały, bo one wyznaczają cele naszych działań. Jeśli nie będziemy mieć idealnego celu, to trudno mówić o jakimkolwiek kierunku, w którym byśmy podążali - podkreśla Szymon Szynkowski vel Sęk.

Ostatni papieros, życzenia, czy przełożona kolacja
- Po katastrofie wracałam myślami szczególnie do trzech osób. Jedną z nich był Jerzy Szmajdziński, który był wtedy kandydatem lewicy na urząd prezydenta. Dzień przed wylotem miał urodziny. Powiedziałam mu: "Obym Ci składała ostatnie życzenia w tej roli…". Życzyłam mu oczywiście prezydentury - wspomina Łybacka.

I po chwili przypomina sobie o sytuacji z Jolantą Szymanek-Deresz.

- Jeszcze w piątek proponowała mi, byśmy zapaliły razem papierosa. Ona nigdy sama nie paliła. Powiedziałam jej, że bardzo się spieszę i nie dam rady, więc zapalimy w przyszłym tygodniu. Ten niezapalony papieros mam w głowie do dzisiaj - opowiada Krystyna Łybacka.

W katastrofie straciła nie tylko znajomych z partii, lecz przede wszystkim prawdziwych przyjaciół. Podobnie jak Waldy Dzikowski znała większość osób, które tego dnia poleciały do Smoleńska.

- Bardzo zabolała mnie śmierć Grzegorza Dolniaka i Sebastiana Karpiniuka. Byliśmy ze sobą naprawdę blisko. Jeszcze dzień przed wylotem Grzegorz proponował mi wspólne wyjście na kolację. Wówczas odmówiłem, bo spieszyłem się do domu. Było mi źle, że przyjąłem zaproszenia - przyznaje Waldy Dzikowski.

Dodaje również: - W tamtym okresie opiekowałem się żoną i córką Grzegorza Dolniaka. Długo rozmawiałem z jego żoną, ona tego potrzebowała - relacjonuje poseł PO.

Krystyna Łybacka nie ma wątpliwości, że katastrofa smoleńska wywarła na nią ogromny wpływ. I skłoniła do refleksji.
- Pamiętajmy, że każda chwila i każde spotkanie z drugą osobą może być ostatnim. Nie psujmy tej chwili i wykorzystujmy ją maksymalnie. Nigdy nie dokuczajmy oraz nie obrażajmy, bo będziemy tego żałować. A możemy nigdy nie mieć szansy tego naprawić - podkreśla europosłanka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski