- Ujrzeliśmy w nich niewykorzystany potencjał. Uznaliśmy, że mogą intrygować również bez głośnej i agresywnej otoczki brzmieniowej, która je zdominowała - twierdzą członkowie grupy.
Jak to bywa w przypadku każdego remake'u, "Dethroned & Uncrowned" budzi mocno mieszane uczucia. Punktem odniesienia jest tu bowiem prawie doskonały pierwowzór. "Dead End Kings" w idealnych proporcjach łączył subtelność z ciężarem, które od lat tworzą muzyczny krajobraz zespołu. Natomiast w pozbawionym metalowego pierwiastka, a co za tym idzie - kulminacji, wydaniu, kompozycje lepiej sprawdzą się w roli tła do rozmów przy herbacie w jesienne wieczory niż jako dzieło, na którym da się w pełni skupić uwagę.
Niezmieniona w stosunku do "Dead End Kings" kolejność utworów sprawia, że robi się przewidywalnie. Wrażenie to potęgują dość nijakie niuanse gitarowe, które ani na chwilę nie pozostają w pamięci. Spośród całości muszę jednak wyróżnić nową aranżację "Buildings", który w oryginalnej wersji lubiłem najmniej, natomiast tu wdzięczy się do mnie delikatnym tematem fortepianu Później jednak brakuje zaskoczeń, a środkowy przedział albumu wypada niemal identycznie ze swym równie spokojnym odpowiednikiem sprzed roku.
Na pewno inny miałbym stosunek do tej płyty, gdyby dwanaście miesięcy temu stanowiła bonusowy dysk do oryginału. Niestety, słowa twórców o nieodkrytym potencjale należy traktować z rezerwą, bo ich nowe brzmieniowe szaty nie powalają. I choć nadal w swej lidze są królami, to tym razem korona zdaje się nieco im ciążyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?