Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy chciałby spróbować jeszcze raz

Daria Kubiak
Aktorka Ewa Błaszczyk, założycielka fundacji Akogo przez 10 lat zabiegała o wybudowanie kliniki Budzik, pomagającej dzieciom po ciężkich urazach mózgu. Osiągnęła swój cel. W weekend Ewa Błaszczyk gościła w Kaliszu.

Gra pani w filmach, występuje na deskach teatralnych, śpiewa sięgając po teksty mistrzów słowa, a jednocześnie aktywnie działa społecznie. Która z tych działalności pochłania panią najbardziej? Jak pani je godzi?
- Wszystkie wzajemnie się uzupełniają i przenikają. Aktorstwo to wybór. Pomaganie innym, w tym wypadku dzieciom, a wkrótce też dorosłym, wymagającym neurorehabilitacji po doznanych urazach, to przymus wewnętrzny. A śpiewać po prostu lubię. Jeżdżę z recitalami, ale nie są to ot takie, zwykłe piosenki. W każdym z tych utworów, które wykonuję, najważniejszy jest dla mnie tekst, historia, którą opowiada i emocje jakie wywołuje.

Podczas recitalu w Kaliszu wykonała pani przejmujący utwór „Pozwól mi spróbować jeszcze raz” ( kultowy song Ryszarda Riedla - przyp. red. ). To także tytuł pani ostatniego albumu z piosenkami. Do kogo i w czyim imieniu wnosi pani tę prośbę?
- To prośba do Boga. Śpiewając te słowa, myślę o sobie o mojej córce Oli i o tych wszystkich dzieciach, pacjentach kliniki Budzik, będących w śpiączce, w swoim świecie, czekających na przebudzenie i na swoją szansę powrotu do najbliższych. Myślę, że każdy w życiu chciałby spróbować jeszcze raz...

Na scenie towarzyszy pani córka - Marianna Janczarska. Jest pani zadowolona i dumna, że również ona podąża artystyczną drogą?
- To jest jej wybór. Wiedziałam, że na pewno zdecyduje się na coś humanistyczno-artystycznego. Studiuje aktorstwo, z czego się cieszę. Jest niespokojnym duchem. Cały czas poszukuje czegoś nowego. Kręci etiudy, coś pisze. Myślę, że nie poprzestanie na jednym fakultecie.

Zwykło się uważać, że wszystko co nas spotyka dzieje się w jakimś celu. Potrafi pani w ten sposób patrzeć na wypadek, jaki w 2000 roku przydarzył się pani drugiej córce Oli, po którym zapadła w śpiączkę?
- Oczywiście. Trzeba to było jakoś zracjonalizować, po prostu po to, aby nie zwariować z rozpaczy. Pomyślałam, że skoro już stało się coś tak strasznego, to niech to ma jakikolwiek sens. Tym sensem jest Fundacja Akogo. Pomagamy w niej tym wszystkim dzieciom, wśród nich i Oli, które w wyniku głębokich urazów mózgu wymagają długotrwałej rehabilitacji neurologicznej.

Jak się pani udało znaleźć w sobie siłę i determinację, aby zająć się własnym chorym dzieckiem, a jednocześnie, po śmierci męża, stworzyć normalny dom dla drugiej córki i jeszcze poświęcić się całym sercem innym?
- Utrzymywanie Oli w dobrej formie stało się po prostu żmudną, codzienną pracą. Nie miałam innego wyjścia. To był po prostu przymus. Jednocześnie, patrząc jak moje drugie dziecko rośnie, rozwija się, musiałam znaleźć siły i czas na to, aby poświęcić mu uwagę, otoczyć je miłością i dać mu poczucie bezpieczeństwa.

Wraz z księdzem Wojtkiem Drozdowiczem założyła pani fundację, a po 10 latach starań przy Centrum Zdrowi Dziecka powstała Klinika Budzik, która pomogła już tylu dzieciom. Wierzyła pani w taki cud?
- To nie cud, to nauka. Jej osiągnięcia powodują, że ludzie pozostający w śpiączce wybudzają się z niej i dzięki mozolnej rehabilitacji powoli dochodzą do sił i do pełni sprawności. Od momentu powstania Kliniki Budzik wybudziło się już trzydzieścioro dzieci.

Pytam o cud w sensie organizacyjnym. Wybudowanie pierwszego w Polsce wzorcowego szpitala dla dzieci po ciężkich urazach mózgu nie było przedsięwzięciem karkołomnym? Nie miała pani chwil zwątpienia?
- Oczywiście , że tak, ale zawsze w takich momentach pojawiali się koło mnie ludzie życzliwi. Niejednokrotnie doświadczyłam wyrazów sympatii i życzliwości. Gdy jeździłam autem z logo fundacji, ludzie poklepywali je czule.

Okazywali sympatię, otwierali serca, ale czy także portfele?
- Tak, do fundacji płynęły datki. Bez współudziału darczyńców nie byłoby kliniki Budzik, nie moglibyśmy myśleć o podejmowaniu nowatorskich metod leczenia, jak wszczepianie stymulatorów mózgu i o zapraszaniu uznanych autorytetów. Wśród pierwszych pacjentów, których poddano takiej operacji, była moja córka. Chcemy, aby do końca tego roku wykonano u nas jeszcze osiem takich operacji.

Jeden stymulator mózgu kosztuje 70 tys. zł. Czy sądzi pani, że ta metoda może stać się w naszym kraju dostępna dla wszystkich?
- Sądzę, że przy dobrej współpracy z NFZ możemy ten cel osiągnąć. Przed nami też nowe wyzwania. Myślimy o powstaniu podobnej kliniki dla osób powyżej 18. roku życia u prof. Wojciecha Maksymowicza z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie. Myślimy o programach eksperymentalnych i organizowaniu konferencji naukowych. Nasze działania zmierzają ku temu, aby w nasz system ochrony zdrowia wdrożyć coś, czego dotąd w naszym kraju nie było. Dążymy to tego, aby korzystać z wiedzy i osiągnięć światowych. Badania nad ludzkim mózgiem są bardzo obiecujące.

Jak reaguje pani na wpisy na Facebooku typu - Ewa Błaszczyk powinna być ministrem zdrowia?
- To jest sfera polityki, która raczej mnie nie zajmuje, tak jak pomaganie innym. Poprzestanę więc na tym, co robię. A przed fundacją, jak już wspomniałam, jeszcze sporo przedsięwzięć.

Mimo bolesnych przeżyć osobistych, zachowała pani optymizm. Uśmiecha się pani jakże często. Wiem, że kiedyś ktoś gorąco panią do tego uśmiechu zachęcał...
- Tak. To był nieżyjący już Tadeusz Łomnicki, który namawiał mnie do uśmiechania się. Mówił: Uśmiechaj się, bo ludzie bardzo tego potrzebują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski