Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy ma w sobie coś z Lorda Vadera i Luke'a Skywalkera

Agnieszka Świderska
Aldona Talarczyk w jednej z sześciu sukni Padmé Amidali
Aldona Talarczyk w jednej z sześciu sukni Padmé Amidali Fot. Archiwum Aldona Talarczyk
Fani "Gwiezdnych wojen" są tak różni jak różne są części sagi. Łączy ich jednak niepowtarzalna galaktyczna więź i te same słowa, które były na początku historii każdego fana Stars Wars: „Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...”.

Wielkanocny Poniedziałek, 27 marca 1989 rok. Telewizyjna „jedynka” puszcza czwartą część sagi „Gwiezdne wojny” - „Nową nadzieję”. Przed telewizorem siedzi 12-letni Maciej. Dziesięć lat później będzie jednym z założycieli Poznańskiego Fan Klubu Star Wars. Drugim będzie Kuba. Miał sześć lat, kiedy obejrzał w kinie „Imperium kontratakuje”.

Będzie też Marcin, który w podstawówce za figurki z „Gwiezdnych wojen” pisał koledze wypracowania. I Beata, dla której był to jedyny film z księżniczką, o którym mogła porozmawiać z kolegami.

Mając już po dwadzieścia parę lat, będą pisać z „Gwiezdnych wojen” prace magisterskie i organizować poznańską premierę dla fanów w „Kinepolis”. To będzie ich ostatnia wspólna akcja pod szyldem fanklubu, ale ich historia, podobnie jak saga, trwa dalej. Spotykają się w każdy wtorek. Jeżdżą razem na konwenty.

Ci, którzy mieli odejść, odeszli już na początku. Ci, którzy mieli dołączyć, jak Łukasz, dołączyli i zostali. Każdy z nich ma swoje życie. Maciej, 38 lat, pracuje jako opiekun zwierząt w poznańskim zoo, 39-letni Kuba w agencji reklamowej. 35-letni Łukasz jest tłumaczem, 38-letnia Beata psychologiem i trenerem biznesu, a 40-letni Marcin zarządza komputerową bazą dróg.

- Nabyta gwiezdnowojenna rodzina - mówi Maciej. - Gdyby nie oni, byłbym dziś kimś innym, zajęty innymi rzeczami w innym miejscu. Poznaliśmy się jako fani, ale przyjaźnimy jako ludzie. Nie musimy i nie rozmawiamy codziennie o „Gwiezdnych wojnach”, choć pewnie teraz przez najbliższy miesiąc będziemy rozmawiać tylko o tym.

W latach osiemdziesiątych musiały im wystarczyć fotosy ze „Świata Młodych”. Teraz Marcin kupuje synowi szampon z Lordem Vaderem. Mają jednak swoje prawdziwe skarby: Kuba spinki do mankietów, znaczki pocztowe z Wybrzeża Kości Słoniowej i kolekcjonerskie figurki, Beata autograf Raya Parka, a Łukasz duńskie komiksy z lat osiemdziesiątych.

W latach dziewięćdziesiątych marzyli o amerykańskich premierach „Gwiezdnych wojen”. Z aktorami i kostiumami. Nie doczekali się. W 2005 roku, kiedy na ekrany wchodziła „Zemsta Sithów”, zorganizowali własną. Pierwszy raz pojawili się wtedy ludzie w przebraniach.

- Kiedyś ludzie mdleli na widok szturmowców. Nawet na nas robili wrażenie. Teraz są nawet na Święcie Pierogów - mówi Kuba.

- Jesteśmy starzy, zblazowani, ale kiedy Han Solo powiedział „Wróciliśmy”, to prawie miałem łzy w oczach - mówi Marcin.

Fenomen „Gwiezdnych wojen” to przede wszystkim dla nich fenomen filmowy.

- Przed „Star Wars” nie było nic. To była absolutna forpoczta - mówi Kuba.

- Ich uniwersalność polega na tym, że poruszają wszystkie struny, z których zbudowani są ludzie - mówi Beata.

- Jak człowiek się zastanowi, to świat z tego filmu nie wygląda jak ewolucja, ale jak coś, czego nigdy nie osiągnęliśmy - dodaje Kuba.

- Można było uwierzyć w to, że ten świat mógł funkcjonować - kończy Łukasz.

Na pewno jest gdzieś blisko. To na ślubie Łukasza i Pauliny zabrzmiał „Marsz imperialny”.

W galaktycznej sieci
Na tamtej premierze, przygotowanej przez Maćka, Kubę i resztę, był Bartek Burzyński, dziś 29-letni programista. Dla niego przygoda ze „Stars Wars” zaczęła się trzy lata wcześniej od internetowych dyskusji wokół „Ataku klonów”. I tak już zostało. Dziś współtworzy największy polski serwis gwiezdnowojenny - Bastion Polskich Fanów Stars Wars.

- To najlepsze miejsce w sieci, by dzielić się tym światem i promować go - mówi Bartek.

Jako Bastion organizowali konkursy na najlepszego bałwana z „Gwiezdnych wojen”, ale też na opowiadania, powieści, a nawet wiersze i piosenki. To na Bastionie Bartek jako pierwszy w Polsce podał informację o tym, że Disney kupił Lucasfilm.

Był Bastion i był cały świat wokół. To po premierze drugiego epizodu fani zaczęli się skrzykiwać i spotykać na imprezach. Bartek zaczął spędzać weekendy we Wrocławiu, Bydgoszczy, Poznaniu, Warszawie czy Katowicach. Spotykali się niekoniecznie po to, żeby rozmawiać o SW. Spotykali się, bo lubili spędzać ze sobą czas.

- Fani „Star Wars” to najlepsi ludzie, których spotkałem w życiu - uważa Bartek.

Wyłamują się z kanonu, tak jak wyłamują się z niego setki książek, komiksów i gier, którym Disney nadał status tylko legendy, alternatywnej, ale nieoficjalnej historii „Gwiezdnych wojen”. A przecież tworzyły one spójny świat, który się zazębiał, przenikał, uzupełniał. Unieważniony przez Disneya wciąż jest ważny dla Bartka.

- Moje ulubione książki to te, które przedstawiają daleki plan, zwykłe życie w Galaktyce - mówi.

Tym, co odkrył dla siebie, dzieli się z innymi. To po jednej z prelekcji, której tematem były zapowiadane przez Disney kolejne produkcje, a sześć jest już pewnych, usłyszał od jednego z fanów „Kurczę, żeby tylko dożyć tych premier”.

- Po raz pierwszy jest realne niebezpieczeństwo, że nie dożyje się jakiejś premiery - żartuje. - Za to na Bastionie będziemy mieli pracę do końca życia.

„Gwiezdne wojny” to dla niego opowieść o wybrańcu, przeznaczeniu, o tym, jak wypełnić to przeznaczenie i o balansowaniu między dobrem a złem. Jej sukces to dla niego największa zagadka. Do filmu, najczęściej do starej trylogii, wraca średnio raz na rok. Dlatego, że ma dobry dzień. Czasami dlatego, że zły.

Niekończąca się gra
Maciej Głuszek z Klubu Fantastyki Druga Era „Star Wars” oglądał jeszcze na video. Miał 9 lat i ledwo nadążał za napisami.
- Cieszę się, że obejrzałem ten film jako dziecko, bo gdybym oglądał go bez sentymentu, mógłby on nie wytrzymać zderzenia z rzeczywistością dorosłego widza - mówi Maciej.

- Tak wyszło, że każde pokolenie ma swoje „Gwiezdne wojny” - mówi Marcin Bieliński, jego kolega z Drugiej Ery i wydawnictwa gier planszowych, w którym obaj pracują.

U Marcina nastąpił gwiezdnowojenny efekt śnieżnej kuli. Najpierw film, potem książki, komiksy, filmy animowane, gry bitewne, gdzie grało się figurkami, teraz fabularne, gdzie gra się postacią. Grają obaj: Maciej jako mistrz gry, Marcin jako rycerz Jedi, ostatnio jako przemytnik.

Dla nich obu „Star Wars” to nieśmiertelny archetyp ubrany w kosmiczną baśń.

- Nie zużyje się, bo jest prosty. Mamy bardzo ciekawe uniwersum, mnóstwo planet, mnóstwo inteligentnych ras i kultur. I to przekonanie, że za każdym zakrętem jest coś nowego, że wszystko jest możliwe - mówi Maciej.

- „Dawno , dawno temu w odległej galaktyce”, czyli może wciąż gdzieś jeszcze istnieje. I jeszcze ten prosty schemat. Od zera do bohatera, czyli Luke Skywalker - dodaje Marcin. - Każdy z nas potrzebuje baśni.

- Nie znam faceta, który by nie chciał mieć świetlnego miecza - mówi Maciej.

Szafa Amidali
Cosplay, czyli kostium i zabawa. Żaden inny film poza „Gwiezdnymi wojnami” nie może się pochwalić równie dużą liczbą cosplayerów. Żaden z nich nie ma swoich legionów. Legion 501 - ten od ciemnej strony mocy i Rebel Legion, ten od jasnej, to międzynarodowe organizacje zrzeszające fanów „Star Wars”, którzy posiadają profesjonalne stroje bohaterów z odległej galaktyki. Takich jak suknie Amidali, które trzyma w swojej szafie Aldona Talarczyk.

- Zawsze obracałam się w fandomach związanych z SF i blisko maszyn do szycia - mówi Aldona, technik technologii odzieży, językoznawca, obecnie copywriter. - To Amidala ma tak wielką szafę, że uznałam, że znajdę w niej coś dla siebie. „Gwiezdne wojny” pod względem kostiumowym to fenomen. Tylko tutaj w samym środku kosmosu nagle wbiega ktoś w pięknej sukience wyjętej jakby z epoki wiktoriańskiej.

Pierwszym kostiumem Aldony była suknia, w której królowa pojawia się w „Mrocznym widmie” zaledwie przez trzy minuty. Są jednak albumy, w których można obejrzeć stroje z najmniejszymi detalami. Są strony internetowe. Znacznie większym wzywaniem jest skompletowanie materiałów.

A potem przychodzi ten etap, kiedy wszystko już jest i można zacząć szyć, haftować, zdobić. I nie można się oderwać. Najprzyjemniejszy moment to ten, kiedy suknia jest już gotowa, a ty wiesz, że włożyłaś w nią wszystko. Jak w ten misterny haft na gorsecie sukni piknikowej.

W szafie Aldony wisi już sześć sukien Amidali. Będzie jeszcze siódma i ósma. To stroje, w których królowa pokazuje się w pierwszej i drugiej części sagi. Tych z trzeciej, w której jest w ciąży, nie będzie.

- Lubię wierność oryginałowi. Pod tym względem jestem perfekcjonistką. Nie włożę pod suknię poduszki, żeby udawać ciężarną królową - mówi Aldona.

Własnoręcznie uszyty kostium bohatera „Gwiezdnych wojen” to coś więcej niż strój wypożyczony na bal karnawałowy.

- Udziela się magia postaci. Przejmuje się jej cechy. W przypadku Amidali jej dostojeństwo - mówi Aldona. - Na co dzień jestem rozbiegana. W kostiumach zwalniam. Dostosowuję się do roli. Ludzie nie oczekują ode mnie, że będę zabawna jak postacie z japońskich kreskówek, niczego, co byłoby sprzeczne z charakterem postaci, którą odgrywam.

Do premiery chce skończyć dla swojego chłopaka kostium Kylo Rena, czarnego charakteru „Przebudzenia mocy”.
- Sama jestem trochę zawiedziona, bo główna postać kobieca biega w samych szmatkach. Liczę na jakiś moment w sukience - żartuje.

Połączeni przez moc

Żeby pojechać na premierę z Legionem do Wrocławia, Zuzanna Dominiak przełożyła wszystkie zaliczenia. Jej chłopak, Marcin Kalbarczyk, wziął urlop. Ona pojedzie do Wrocławia w stroju Ahsoki Tano, on pilota Floty Rebelii. To dzięki „Gwiezdnym wojnom” się poznali. Dzięki „Gwiezdnym wojnom” są razem.

Marcin miał 9 lat, kiedy obejrzał „Mroczne widmo”. Dziesięć lat później miał już na sobie strój szturmowca. Po drodze były książki i koncert „Gwiezdne wojny” na Malcie w wykonaniu Filharmonii Poznańskiej. To tam po raz pierwszy zobaczył postacie z Legionu. Potem była rozmowa z kolegą „A może kupimy sobie stroje szturmowców?” Na to, żeby sprowadzić je z Kanady, kolega wziął kredyt. Wycinanie i składanie zbroi zajęło im ponad dwa miesiące.

Jako szturmowcy najczęściej służą... jasnej stronie mocy. Są wszędzie tam, gdzie potrzebują ich dzieci. Na akcjach charytatywnych, w ośrodku dla niewidomych dzieci w Owińskach, na festynach z okazji Dnia Dziecka, w „bazie”, czyli muzeum „Gwiezdnych wojen” w Witaszycach pod Jarocinem. To przed festynem dla dzieci na Krzesinach pojawił się pomysł nowego kostiumu - Luke’a, pilota Rebelii. Potrzebna była nie tylko krawcowa, ale także tokarz i hełm amerykańskiego pilota śmigłowca.

- Luke jest wygodniejszy niż szturmowiec - żartuje Marcin. - Nigdzie nie uwiera, nie wrzyna się, nie ociera do krwi, nie skrzypi.

Zuzanna na swój pierwszy kostium wybrała strój Ahsoki Tano. Dla niej „Gwiezdne wojny” nie kończą się na sześciu częściach.
To także seriale animowane, z których pochodzi jej bohaterka.

- Nie interesuje mnie tylko to, co dostałam na tacy, czyli samą sagę „Gwiezdne wojny”, ale to, co zostało wokół niej stworzone i co ja sama mogę stworzyć. Pisząc, rysując czy pracując nad kostiumami.

To z następnym strojem - Leią jako niewolnicą Jabby - dostała się do Legionu.
- To fajne uczucie, kiedy człowiek się wyróżnia. Jest inaczej. Ja sama jestem inna. Bardziej otwarta - mówi Zuzanna. - Wcześniej byłam dość zamkniętą osobą. Kiedy poznałam starwarsowców, wyszłam do świata, a ten dał mi dużo możliwości. To był przełom. Od tego zaczęło się kręcić moje życie.

Zobacz też: Star Wars: Fani Gwiezdnych Wojen z Poznania i nie tylko
- A moje stało się ciekawsze - mówi Marcin.

Na StarForce, zlocie fanów w Toruniu, poszli do pizzerii. „Czy znajdzie się stolik dla oficera Rebelii?”. Znalazł się.

Po jasnej stronie mocy

Krystian Włodarczak ze Stowarzyszenia Na Tak nie był specjalnym fanem „Gwiezdnych wojen”. Zmienił go Lord Vader, a konkretnie kostium, przy pomocy którego od półtora roku promuje stowarzyszenie i akcje pomocy dzieciom niepełnosprawnym.

- To niesamowite, ile dobrego może zrobić Lord Vader - mówi Krystian. - Jedno jest pewne: moc jest z nami.

Jego zdaniem, nie da się racjonalnie wytłumaczyć fenomenu „Gwiezdnych wojen”. To największa zagadka kosmosu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski