18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Kaczor miał być rolnikiem. Jest aktorem, żeglarzem i graczem

Marek Zaradniak
Kazimierz Kaczor
Kazimierz Kaczor TOMASZ BOLT/POLSKAPRESSE
Kazimierz Kaczor, w dorosłe życie startował, mając w planie zajmowanie się... melioracjami wodnymi. Mimo że życie przyniosło mu mnóstwo dalekich od aktorstwa zajęć, w końcu trafił do teatru

Wiele lat temu był Pan studentem krakowskiej Wyższej Szkoły Rolniczej. Jak to się stało, że został Pan aktorem?
Kazimierz Kaczor: Pomiędzy Wyższą Szkołą Rolniczą a wstąpieniem do szkoły aktorskiej robiłem wiele rzeczy. Podejmowałem pracę fizyczną. Pracowałem jako pomocnik magazyniera. Właśnie wtedy przeczytałem ogłoszenie, że krakowski Teatr Lalek Groteska poszukuje kandydatów do zawodu aktora lalkarza. Tam się zgłosiłem i niespodziewanie dla siebie zostałem członkiem zespołu aktorskiego. Robiłem wszystko co potrzebne jest w teatrze. Od zmiany dekoracji po pomoc akustyka, ale również grałem lalkami i koledzy namówili mnie, abym wstąpił do szkoły aktorskiej.

A jaki wydział studiował Pan na WSR?
Kazimierz Kaczor: Studiowałem rolnictwo z nadzieją, że na trzecim roku będzie można wybrać specjalizację melioracje wodne.

Podobno debiutował Pan w teatrze w wieku 18 lat.
Kazimierz Kaczor: To prawda. Byłem członkiem zespołu teatru Groteska, gdy wystawialiśmy sztukę "Męczeństwo Piotra Oheya" Sławomira Mrożka i tam zagrałem.

Ale prawdziwy, poważny był o wiele później w roku 1965.
Kazimierz Kaczor: Taki już z dyplomem szkoły teatralnej w kieszeni. Na zaproszenie mojego profesora i ówczesnego dyrektora Starego Teatru w Krakowie Zygmunta Hübnera, była to "Nie-Boska komedia" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Ale prawdziwy był w Grotesce, bo graliśmy na scenie. Tylko, że w maskach.

A debiut filmowy to "Stawka większa niż życie"?
Kazimierz Kaczor: Byłem wtedy jeszcze chyba studentem szkoły aktorskiej, gdy do Krakowa zjechała ekipa z tegoż serialu i zaproponowano mi drobny epizod, który zagrałem.

Ale szczególną popularność przyniosły Panu dwa filmy: "Polskie drogi" i rola Leona Kurasia oraz serial "Jan Serce". To dwie różne role i dwa różne filmy. Która z tych ról jest Panu bliższa?
Kazimierz Kaczor: Mnie są bliskie wszystkie role, które gram. To nie jest próba uniknięcia odpowiedzi na to pytanie, ale z wielką powagą podchodzę do każdego zadania aktorskiego i darzę równym sentymentem obojętnie czy to jest epizod w teatrze, jednodniowy epizodzik w filmie, czy główna rola.

Ale bliższe Panu są te czarne charaktery, jak Franke z "Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy" czy rola Kamińskiego w filmie "Układ zamknięty" Ryszarda Bugajskiego, czy właśnie te role bohaterów pozytywnych?
Kazimierz Kaczor: A proszę powiedzieć czy lubi pan bardziej bigos, czy tort czekoladowy?

Chętnie jadam i to, i to...
Kazimierz Kaczor: No właśnie ja też. Tylko, że niczego nie powinno być w nadmiarze, bo się znudzi.

Czy po zagraniu w "Polskich drogach" i w "Janie Serce" czuł Pan się gwiazdą?
Kazimierz Kaczor: Gwiazdą nie czułem się nigdy. Łącznie z dniem dzisiejszym Natomiast po "Polskich drogach" stałem się aktorem bardzo popularnym i rozpoznawalnym, co wiązało się też z pewnym szokiem dla mnie, bo w sobotę chodziłem jeszcze jako człowiek prywatny, a w niedzielę po emisji serialu nagle wszyscy zaczęli się za mną oglądać. Podchodzili, dając spontaniczne recenzje. To było takie zadziwiające i zmuszało do przemyśleń, jak sobie z tym wszystkim radzić.

W telewizji przez kilka lat prowadził Pan teleturniej "Va Bank". Czy nie było to nudne dla Pana? Wszak każdy uczestnik wypowiadał zdanie: co możemy powiedzieć o...?
Kazimierz Kaczor: Nie. To nie było nudne. Formuła była taka, że padała odpowiedź i do niej należało sformułować pytanie. Formuła teleturnieju była dla mnie fascynująca. Byłem miłośnikiem teleturniejów. Szczególnie po moim dłuższym pobycie w Stanach Zjednoczonych, gdzie teleturnieje towarzyszą człowiekowi na każdym kroku. Jednym z nich jest idący od ponad 40 lat "Jeopardy". U nas nazywało się to właśnie "Va Bank". Dla mnie jako aktora było to wyzwanie. W teleturnieju wszystko zależy od nastroju, sposobu poprowadzenia, dynamiki. Tak, aby umożliwić uczestnikom wygranie jakichś pieniężnych nagród. To bardzo przypominało kabaret. Staje człowiek przed publicznością. Wszystko jest rejestrowane przez kamerę i trzeba sobie radzić.

Był Pan prezesem Związku Artystów Scen Polskich. I chociaż oczyszczono Pana z zarzutów powiedział Pan, że nigdy więcej nie podejmie się Pan żadnych funkcji społecznych. Dlaczego?
Kazimierz Kaczor: Całe moje życie wypełnione jest, oprócz spraw rodzinnych i zawodowych, najróżniejszego rodzaju służbą społeczną. Kiedy okazało się, że w czasie pełnienia dość ważnej dla mojego środowiska funkcji, spotkało mnie aż tyle fałszywych oskarżeń i nieprzyjemności, pomyślałem sobie, że przecież, gdybym nie pełnił tej służby społecznej, to by mnie to wszystko nie spotkało. A więc oznaczało to, że trzeba się z tego rakiem wycofać. Ale było to z mojej strony tylko powiedzenie. I tak jestem przynajmniej w kilku rozmaitych fundacjach. Zasiadam w radach tych fundacji. Działam charytatywnie na najrozmaitszych polach, więc z pracy społecznej na rzecz społeczeństwa jednak się nie wycofałem. Ale bardziej dokładnie będę przypatrywał się, co taka funkcja społeczna za sobą pociąga.

Wielu Pańskich kolegów poszło w politykę. Nie ciągnęła Pana ona?
Kazimierz Kaczor: Ciągnięto mnie. Natomiast pomyślałem, że to na pewno nie dla mnie. Powód był niezwykle prozaiczny, ale dla mnie niezwykle ważny. Ja lubię być aktorem i zawód, jaki uprawiam, jest moją pasją i umiłowaniem. A po drugie - w miarę upływu lat i przyglądaniu się ocenie społecznej na temat polityków tym bardziej nie chciałbym w czymś takim brać udziału.

W książce "Kazimierz Kaczor - Nie tylko "Polskie drogi" możemy przeczytać, że lubi Pan robić kolegom aktorom kawały.
Kazimierz Kaczor: To nie do końca tak. Są aktorzy kawalarze, którzy tylko marzą, żeby zrobić kawał. Natomiast ja, jeśli można wprowadzić jakąś drobną zmianę, to oczywiście tak. Odsyłam wszystkich do książki, gdzie kilka takich przypadków jest opisanych. Najbardziej chciałem "ugotować" mojego dyrektora i serdecznego przyjaciela Zygmunta Hübnera, gdy graliśmy razem. To mi się raz udało, ale zupełnie w sposób niezamierzony.

Ma Pan też swoje pasje niezwiązane z aktorstwem. Jedną z nich jest żeglarstwo. Gdzie Pan żeglował?
Kazimierz Kaczor: Żeglarstwo to moja pasja od wczesnych młodzieńczych lat. Uprawiam żeglarstwo śródlądowe i mogę powiedzieć, że Mazury znam jak własną kieszeń. Od ponad 20 lat pływam również po słonej wodzie i przytrafiło mi się być w odległych miejscach naszego globu. Na północ najdalej byłem na Szetlandach. Na zachodzie - na Karaibach, na wschodzie - w Izraelu, a na południu - w Casablance.

Czym Pan pływa?
Kazimierz Kaczor: Nie mam swojego jachtu. Od ponad 20 lat pożyczam od kolegów lub czarteruję, a duże wyprawy morskie odbywam na pokładzie Pogorii.

Pana pasją są także gry komputerowe.
Kazimierz Kaczor: Zaraziłem się nimi chyba 30 lat temu i towarzyszą mi do dzisiaj. Szczególnie poważam gry strategiczne, czyli takie, w których nie jest konieczna zręczność palców na klawiaturze czy na joysticku, natomiast główną cechą jest myślenie, jaki wykonać następny ruch. Podstawową grą strategiczną są dla mnie szachy, więc już wiadomo, o jakim sposobie grania myślę.

Czy w ten sposób odreagowuje Pan stresy?
Kazimierz Kaczor: Również i tak zapewniam sobie sukcesy. Gdy coś nie wyjdzie mi w życiu, to staram się wygrać jakąś drobną wojnę z Grekami lub z Hannibalem albo z Rzymem. To pokazuje mi, że niekoniecznie jestem zawsze na przegranej pozycji.

Jest Kazimierz Kaczor aktor, jest Kazimierz Kaczor żeglarz. Są gry komputerowe, ale jest także Kazimierz Kaczor skrzypek?
Kazimierz Kaczor: Do gry na skrzypcach nie wracam. To bardzo trudny instrument. Aby grać na nim, trzeba codziennie ćwiczyć. Nie da się do tego wrócić bez ćwiczenia. Skrzypce są instrumentem trudnym technicznie i palcem trzeba dokładnie trafić w dźwięk, bo jeśli się nie trafi, to może wyjść tylko fałsz, a tego nikt nie chce słuchać.

Jakie są Pana aktualne plany?
Kazimierz Kaczor: Z tego, co widzę, to planów filmowych poza drobnymi propozycjami nie ma. Podstawową moją pracą jest teatr. W tej chwili wchodzę w próby do trzech sztuk, więc wiem, co będę robił do początku kwietnia. Będę człowiekiem zajętym i trudno wtedy myśleć o czymkolwiek innym, bo gram nawet 20 przedstawień w miesiącu. Codziennie mam próby. Trafia mi się też Teatr Polskiego Radia.

A te wspomniane trzy spektakle może Pan wymienić?
Kazimierz Kaczor: Mogę tylko wymienić tytuły, ponieważ obsada nie jest jeszcze do końca ustalona. Zagram w "Cwaniarach" według książki Sylwii Chutnik, "Rewizorze" Gogola oraz w "Mokradełku" Katarzyny Surmiak--Domańskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski