Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy mama ucieka od taty

Redakcja
Alina twierdzi, że zrobi wszystko, by być z dziećmi
Alina twierdzi, że zrobi wszystko, by być z dziećmi Arkadiusz Dembiński
Nawet rozwód nie był dla niej happy endem. Przez lata poniżana przez własnego męża w końcu postanowiła się przełamać i przemówiła. O tym, co działo się za ścianami małżeńskiego domu Aliny - pisze Joanna Stefaniak

Pani Alina jest matką dwóch wspaniałych córek. Ma też byłego męża, który nie jest już tak wspaniały, jak jej się wydawało. Zniszczył jej to, co miała najlepsze, lata młodości zamienił w lata kłótni, bicia i powolnego wyniszczania psychicznego. Kobieta postanowiła opowiedzieć nam historię, która ma być przestrogą dla innych kobiet. Historię, która nie tylko wzrusza i smuci, ale też złości i zmusza do przemyśleń.

Ślubuję ci miłość, wierność...

Dyskoteka w Popowie Kościelnym w powiecie wągrowieckim w czasach swej świetności, czyli kilkanaście lat temu, przyciągała tłumy. Całonocne imprezy przy muzyce kończyły się albo kacem, albo nową znajomością. Właśnie taką zawarli tam, zimą 1995 roku, Alina i Paweł. Ona, niepozorna brunetka i on, wysoki, dobrze zbudowany. Niemal od razu się w sobie zakochali.

CZYTAJ TEŻ:

CZY RADWAŃSKA JESZCZE MOŻE?

Po pierwszych motylach w brzuchu, nieprzespanych nocach, przedstawieniu rodzicom i znajomym, byli przekonani, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. To, że nie opuszczą się aż do śmierci, przysięgli sobie na ślubnym kobiercu w półtora roku po tym, jak spotkali się po raz pierwszy. Już kilka dni po ślubie Alina wprowadziła się do rodzinnego domu męża w gminie Skoki.

Tam czekała na nią miłość, nowe perspektywy, wkrótce dzieci, ale też ostre spojrzenia teściowej, której druga kobieta w kuchni absolutnie przeszkadzała. Paweł wiele dla niej znaczył, lubiła mu dogadzać i od czasu do czasu krytykować synową, która nie pasowała, w jej mniemaniu, do boku jej doskonałego syna.

Miłe złego początki

Życie upływało małżeństwu na pracy, odwiedzaniu znajomych i dopełnianiu przysięgi małżeńskiej. Wkrótce po ślubie urodziła się ich pierwsza córeczka - Karolina. Wraz z jej narodzinami pojawiło się jednak więcej problemów. Mąż był o żonę bardzo zazdrosny. Pomimo że lubił chwalić się nią przed kolegami, po przyjściu do domu wyrzucał jej, że była zbyt wyzywająca,że była o krok od zdradzenia go. Lubił alkohol, a jeszcze bardziej robić burdy pod jego wpływem, które stawiały cały dom na nogi. Czasami nadużywał też alkoholu, co kończyło się małżeńską kłótnią, podczas której kilkakrotnie padały ciosy w stronę Aliny.

Kobieta nie chciała też drugiego dziecka. Uważała, że nie był to najlepszy czas na takie decyzje, tak samo jak jej matka, która przekonywała ją, że dziecko nie jest narzędziem, które naprawi mocno nadpsuty już związek. Po przemyśleniach, Alina zmieniła jednak zdanie. Wmawiała sobie, że to jej małżeński obowiązek, że potem już wszystko się poprawi. Nie wiedziała, jak bardzo się myli. Wiedziała za to jej matka, z którą z tego powodu poważnie się pokłóciła i przez długi czas nie utrzymywały ze sobą kontaktów. I tak po kolejnych czterech latach na świat przyszła Małgosia.

Życie na klucz
Z dnia na dzień w domu rodziny działo się gorzej. Coraz częściej Alina zabierała dzieci i uciekała z nimi do Wągrowca. Do rodziców. Jak najdalej od męża. Ale zawsze wracała, przebłagana groźbami samobójczymi, o których jej ojciec doskonale wiedział, że nigdy się nie spełnią. Prosił córkę, by została, ta jednak nie chciała rujnować dzieciństwa swym córkom.

Jej ognisko domowe zaczęło się stopniowo wypalać. Mężczyzna był o nią chorobliwie zazdrosny. Wyzywał ją od najgorszych po każdym przyjeździe od znajomych, bo przed nimi nadal był kochającym mężem, kolegą, pracodawcą. Kiedy kobieta nie chciała zaspokajać jego żądz, kazał jej sypiać na materacu na podłodze. Nie pozwalał jej niczego dotykać, twierdząc, że na nic nie zapracowała.

A przecież dokładała się do mieszkania i wspólnego wychowywania córek, bo pracowała, a potem należały jej się pieniądze po urodzeniu dzieci. Do domowego budżetu dokładała się jak tylko mogła. Pomagała też mężowi w pracy, wożąc pracowników czy jeżdżąc z towarem. W mniemaniu Pawła, nie dawało jej to jednak prawa do niczego.

Córki Aliny ciągle słyszały, że ich mama jest nikim.

- Ciągle powtarzał im, że mama śmierdzi. Że nie można się do mnie odzywać - mówi ze łzami w oczach kobieta.

Doszło do tego, że po każdym ich powrocie ze szkoły, mąż zamykał się z nimi w pokoju.
Alina nie widywała dziewczynek, bo mąż uniemożliwiał jej to na wszelkie sposoby. Kobieta musiała prosić go o klucz do toalety, o pozwolenie na kąpiel. Wszystkie drzwi były przed nią zamykane. Poza jej drzwiami, bo ich.... nie miała - Paweł wyciągnął je wraz z futryną, a jego żona sypiała na polówce, bo przecież na nic więcej nie zasłużyła.

Osobisty Anioł Stróż

Alina ze wszystkim była sama. Znosiła szykany męża, wyzwiska, które z dnia na dzień bolały mocniej i mocniej. Uderzały w nią nie tylko jako kobietę, ale przede wszystkim matkę. Wszystkiemu przysłuchiwały się bowiem córki, które coraz bardziej były oplatane władczymi mackami ojca.
Miniona zima była dla niej przełomowa. W lutym kobieta zgłosiła się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wągrowcu. Tam znalazła się pod opieką Jolanty Tomaszewskiej.

- To mój Anioł Stróż, nie wiem, czy bez niej bym sobie poradziła, czy byśmy mogły tu dzisiaj rozmawiać - zdradza Alina.

Postanowiła wyprowadzić się od męża. Nie miała dokąd. Nagle odwróciła się od niej rodzina.

- Siostra i brat wierzą mężowi. Początkowo mogłam liczyć na ich pomoc, ale teraz wszystko wróciło do dawnego stanu rzeczy - dodaje Alina.

Wyprowadziła się, ale nie obyło się bez policji. W maju ubiegłego roku odbyła się jej pierwsza sprawa rozwodowa. Druga, decydująca, odbyła się w styczniu. Z powodzeniem. Dostała rozwód i prawa rodzicielskie na równych prawach wraz z mężem, ale dzieci nie widziała od kilku miesięcy. Jej psycholog jest dumna z kobiety.

- Podziwiam upór i determinację, z jaką pani Alina walczy o dzieci. Nie da się wymazać z pamięci dzieci wizerunku ich matki i odpowiedzialny opiekun powinien dołożyć wszelkich starań, aby relacje pomiędzy dziećmi a drugim rodzicem układały się dobrze - potwierdza Jolanta Tomaszewska.

Opuszczona przez ludzi i instytucje

Kobieta ma żal do adwokata, który prowadził jej sprawę. Równolegle do sprawy rozwodowej toczyła się sprawa przeciwko jej mężowi Pawłowi. Wkrótce po orzeczeniu o prawnym rozwiązaniu małżeństwa, jej mąż otrzymał wyrok za znęcanie się nad nią psychicznie i fizycznie.

- Adwokat nie zrobił wszystkiego, co mógł zrobić. Nie walczył o mnie, o dobro mych dzieci - podsumowuje.

Pomimo wszystko, tylko dlatego, że kobiety nie stać na wynajem własnego mieszkania, opiece ojca pozostawiono córki. Dwa kształtujące się charaktery, które do prawidłowego rozwoju potrzebują matki. Prawdziwej matki, a nie cioci-mamy, która obecnie związała się z ich ojcem.

Alina na razie mieszka u koleżanki, co miesiąc powinna łożyć alimenty w wysokości 200 złotych, niestety, dotychczas nie miała takich pieniędzy. Ma za sobą regularne sesje u psychologa, który prowadzi ją przez biurokratyczne piekło. Kobieta ze smutkiem wspomina sytuację, kiedy chcąc jechać do domu po resztę swoich rzeczy, w skockim komisariacie od jednego z funkcjonariuszy usłyszała, że nikt z nią tam nie pojedzie. Dlaczego? Bo może mąż kupił te rzeczy sam i tylko wypożyczył je żonie. Męża, ponieważ jest pod nadzorem, regularnie odwiedza kuratorka oraz pracownica z opieki. Alina wspomina, że obydwie były nim zachwycone.

- Na rozmowie z nimi czułam się jak intruz. Byłam tą złą, wyrodną matką, która zostawiła dzieci, a teraz chce je odebrać najbardziej porządnemu mężczyźnie na świecie. Na każde moje słowo, odpowiadały, że przecież były mąż twierdzi inaczej - żali się Alina.

Wyrodna matka?
Sąsiadki, rodzina męża, z którą od dawna nie utrzymuje żadnego kontaktu, niektórzy znajomi, jej rodzeństwo - wszyscy mają ją za nikczemną kobietę, która już dawno pozbyła się kręgosłupa moralnego.

- Ludzie nie rozumieją, że musiałam opuścić dziewczynki, chociaż bardzo je kocham i nie ma dnia, żebym o nich nie myślała. Mają mnie za złą matkę, bo nie wzięłam ich ze sobą. A dokąd miałam je zabrać, skoro sama nie mam gdzie się podziać? - pyta kobieta, która jest w beznadziejnej sytuacji, a pomoc uzyskała od nielicznych ludzi.

Starsza z córek - Karolina odwróciła się od niej. Nie wahała się powiedzieć w sądzie, że była przez nią bita, mimo że do takich zdarzeń nigdy nie dochodziło, jak zapewnia Alina. Nie wahała się też namalować swej mamy wiszącej na szubienicy.

- Skoro ciągle słyszy, że jej matka już niedługo umrze, jest nikim, nie kocha jej, to co może myśleć - zastanawia się Alina, ale serce jej się kraje, że lata wychowania i miłości nie zakiełkowały tak, jak powinny. Z 10-letnią Wiktorią kobieta utrzymuje kontakt dzięki szkole.

- Nauczycielki wiedzą, w jakiej sytuacji jestem, mogę rozmawiać z moją córeczką pod opieką pedagoga. Słyszę wtedy, jak mała za mną tęskni i że ma nową mamę - konkubinę męża, która mówi, że ja już nigdy do nich nie wrócę - opowiada.

Choć sąd zezwolił matce na regularne kontakty, ta nie ma takich możliwości.

- Mąż kazał mi dzwonić do siebie z trzydniowym wyprzedzeniem, jednak zmienił numer telefonu i w żaden sposób nie mogę się z nim skontaktować. Próbowałam przez teściową, ale też na nic - relacjonuje Alina.

Nadzieja na lepsze jutro
Zadbana kobieta, która z pozoru nie wyróżnia się niczym szczególnym. A jednak. Na jej zmęczonej walką twarzy maluje się troska i cierpienie. Nie nienawidzi swojego męża. Wyzbyła się tego. Pozostał żal, że nie wzięła spraw w swoje ręce szybciej.

- Karolina zarzuca mi, że ich nie kocham, że nic dla niej nie znaczę. Powtarza słowa męża, ale ja kocham córki nad życie i będzie tak bez względu na to, co myśli - mówi przez łzy.

Kobieta kilka dni temu zaczęła pracę, odbyła się kolejna sprawa sądowa. Alina wniosła o ograniczenie praw rodzicielskich swego męża. Nie wie jeszcze, z jakim skutkiem. Wie, że skoro tyle już przeszła, to wytrzyma. Odda wszystko za bycie z dziećmi, bo przecież nic nie trwa wiecznie. I jej walka z mężem, ma nadzieję, też nie będzie trwać.

*Imiona dzieci zostały zmienione przez redakcję

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski