Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy rodzi się drugie dziecko, czyli subiektywny dziennik Ojca Utracjusza (cz. IV)

Marcin Fuszpaniak
Ja, dumny tata z Groszkiem!
Ja, dumny tata z Groszkiem! Fot. Archiwum rodzinne
8:30 JUŻ PO WSZYSTKIM!

Postępując zgodnie z instrukcją o zazdrosnym rodzeństwie, któremu trudno pogodzić się z faktem, iż już nie będą pępkiem świata, zaopatrzyłem się przezornie, odpowiednio wcześniej, w atrakcyjny prezent urodzinowy dla Fasolki i wkroczyłem do domu z okrzykiem: Kochanie, masz ślicznego braciszka!
Musiała ze mnie buchać niezwykła energia, ponieważ Fasolka zareagowała nad wyraz entuzjastycznie. Wzruszyłem się kolejny już raz tego niesamowitego poranka.
- A masz dla mnie jakiś prezent? - zapytała po chwili szybko.
Jak dobrze być w domu.

Wracając do domu marzyłem o tym, żeby się przespać chwilę lub co najmniej poleżeć i odreagować stres. Nic z tego. Adrenalina buzowała w krwiobiegu jak porcja świeżo zaaplikowanej kokainy i zmuszała zmęczony organizm do ciągłego działania. W dodatku zaczęły napływać esemesy z gratulacjami. Ciągle i ciągle…
Babcia Basia z Nataszką (Fasolką), mogę zająć się zatem sobą - dzięki Bogu i Teściowej! W dodatku dołączył jeszcze Dziadek Zbyszek, a Babcia Hala już w drodze z Gniezna. Wszystkie trybiki rodzinnej maszynki działają jak w szwajcarskim zegarku. Ciekawe, czy ten rodzaj zorganizowania można także podciągnąć pod wielkopolską solidność i zaradność, czy to zwyczajna kochająca się rodzina? Z Wielkopolski, rzecz jasna.
Znam takich, którzy zaraz dorobiliby do tego teorię o wykradaniu chwil, które rodzice powinni przeżywać wyłącznie wspólnie, z którymi muszą się mierzyć bo taka ich rola. Kpię sobie z tego.
Pełen komfort, pełne wsparcie. Jesteśmy szczęściarzami.

Przed kolejną wizytą w szpitalu konieczne drobne zakupy. Jak zwykle z dwóch potrzebnych rzeczy zrobił się okazały kosz. Być może nawet jestem zakupoholikiem? Abym tylko, jak to mam często w zwyczaju, nie zapomniał kupić tej najważniejszej rzeczy, po którą przyszedłem. Zimnej wody, o którą prosiła Margot. Kupiłem całą zgrzewkę. Woda jak woda, ale zimna była.
Godzinę później byłem już w drodze do szpitala. Tego najbardziej popularnego w galaktyce, na pewno zaś w Poznaniu. Z braku miejsc (a ciągle straszą niżem!) została z Groszkiem na porodówce. Trzy młode babki, lekko wykończone i niewymownie szczęśliwe, łóżko w łóżko zerkały troskliwie na swoje nowonarodzone dzieciątka. I trzech równie dumnych, choć dość nieśmiałych tatusiów. Każdy z butelkami wody.
Żartuję.
Sala jest mała, prawdziwie szpitalna. Czyli taka jakie znam od dzieciństwa. W bladych seledynowo-białych barwach. Przy łóżkach szpetne, poobijane stoliki. Takie stoliki zobaczysz tylko w polskim szpitalu. W sali sporo powyżej dwudziestu stopni. A młode Matki poubierane w wykrochmalone, grube i poszarpane tuniki. Wiem, krwawią, itd. Ale wiem także, że same źle się w nich czują. Jasne, to nie hotel. Ale dlaczego pokoje chorych nie mogą przypominać tych hotelowych czy tych domowych? Choćby nawet bardzo skromnych. Niech bym nawet miał dopłacić. Nie chodzi przecież o (istniejące zresztą!) europejskie czy polskie standardy. Chodzi o standardy ludzkie.
Złośliwie kołacze ponura myśl, że w takiej atmosferze i otoczeniu człowiek pewnie chętniej żegna się ze światem. A przecież chodzi o życie.

Filip - Groszek spał ściskając kurczowo piąstki. W maleńkiej białej czapeczce wyglądał jak bajkowy smerfik. Właśnie mijała siódma godzina jego życia. Margot łapczywie wyciągnęła ręce po butelkę z wodą.

W szpitalu spędziłem trzy godziny. Pierwszy raz wziąłem na ręce Filipka. Szło mi zdecydowanie sprawniej niż przy Nataszy.
- Teraz jeszcze tylko drzewo i dom - Margot była zmęczona ale złośliwa.
- Spłodzić to żadna sztuka, sam wiem o tym najlepiej - odparowałem. Do drzewa nie nawiązałem. Kojarzy mi się tylko z jednym. Z makulaturą.
Półszeptem konwersowaliśmy tak sobie zatem sympatycznie i na luzie a szczęście było z nami. Zdecydowanie bardziej odczuwaliśmy jednak oboje ulgę. Zwłaszcza ja, przyznaję. Na mnie czekało bowiem w domu zimne piwo, wentylator i druga połowa ćwierćfinału mistrzostw świata. Pan Bóg jest dobry. Pan Bóg jest bardzo dobry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski