Sami "Na Wyspie"

Małgorzata Fedorowicz [email protected]
Personel przychodni nie wie, co teraz robić.
Personel przychodni nie wie, co teraz robić.
Pracownicy przychodni "Na Wyspie" w Opolu, która od 1 stycznia nie przyjmuje już pacjentów, nie mogą nawet zostać bezrobotnymi.

Nie mają wypowiedzianych umów ani wystawionych świadectw pracy, więc nie mogą szukać sobie innego zajęcia, ani nawet zarejestrować się jako bezrobotni. Nie mają też opłaconych składek ZUS i - jak dotąd - nie doczekali się wypłaty zaległych wynagrodzeń za maj. Pensje za grudzień dostali dopiero wczoraj, choć termin ich wypłaty minął 3 stycznia. Sami je sobie wywalczyli, prosząc o pomoc Narodowy Fundusz Zdrowia. Ich pracodawca Aniefiok Ntuk już od dłuższego czasu nie pojawia się bowiem w Opolu i zostawił personel przychodni samemu sobie.

- Zamiast przekazać pieniądze panu Ntukowi, wymusiliśmy na nim, żeby wskazał numery kont pracowników, na które możemy je przelać - mówi Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału NFZ. - Przynajmniej tyle się udało zrobić, żeby ludzie mieli za co żyć. Była to kwota w wysokości 26 tys. 471 zł.
Okazuje się jednak, że prezes Ntuk podał nazwiska i konta tylko 21 pracowników, którzy byli zatrudnieni w przychodni do końca grudnia na etacie. Natomiast pominął 13 lekarzy różnych specjalności, którzy pracowali na kontraktach. Większość z nich nie dostawała zapłaty już od października, a jeden z medyków - od lipca.
NZOZ Aniemed Centrum Medyczne "Na Wyspie" przyjmował pacjentów tylko do końca grudnia ubiegłego roku. Aniefiok Ntuk, prezes firmy Aniemed Holding (z siedzibą w Katowicach), która przejęła personel przychodni 1 maja ubiegłego roku, nie mógł podpisać z funduszem zdrowia kontraktu na ten rok, gdyż nie zapłacił urzędowi marszałkowskiemu za budynek (termin minął 20 grudnia) w którym mieścił się NZOZ. Wymagana kwota wynosiła 450 tys. zł. Ntuk ma przekazać urzędowi budynek do 15 stycznia.

- Sami się teraz boksujemy - mówi jedna z pracownic. - Prawników opłacamy z własnych kieszeni, ale na szczęście traktują nas ulgowo. Wszyscy próbują nam pomóc, z wyjątkiem urzędu marszałkowskiego. Pan Ntuk przysłał faks, w którym napisał, że nie może nam wypłacić grudniowych pensji, bo rachunek bankowy zajął mu ZUS w Chorzowie. Ale sami mu je wydarliśmy. Wiemy jednak, że na jego konto w Katowicach poszło znowu z funduszu 36 tysięcy złotych, z tytułu rozliczenia świadczeń wykonanych w przychodni w grudniu. My te sprawozdania nadal przygotowujemy, bo chcemy, żeby wszystkie sprawy zostały do końca uporządkowane, a on sobie te pieniądze zabiera. Czesze konto, jak może.
Zdaniem dyrektora Łukawieckiego pracownicy NZOZ powinni dostać jeszcze jedną pensję, bo fundusz rozlicza się zawsze z miesięcznym poślizgiem.

Pracownicy przychodni powołują się na artykuł 32 prim kodeksu pracy, z którego wynika, że skoro nie doszło do sprzedaży obiektu (czyli do realizacji aktu notarialnego umowy przedwstępnej), to pracownicy, którzy zostali przekazani wraz z nieruchomością do Aniemed Holding, powinni wrócić pod jurysdykcję urzędu marszałkowskiego. Był on bowiem organem założycielskim SPZOZ "Przychodnia Olka", która potem przekształciła się w NZOZ Aniemed, oraz nadzorował proces prywatyzacji.
- Ja nie mogę o tym pisać do urzędu marszałkowskiego, tylko mogłabym taką opinię przesłać do Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach, gdyż Aniemed nadal im podlega - podkreśla Teresa Rynkiewicz, zastępca okręgowego inspektora pracy w Opolu. - Pracownicy przychodni mogą natomiast zwrócić się o pomoc do sądu pracy, powołując się na ten artykuł kodeksu. Głowy za to nie dam, że wygrają.
- Prezes Ntuk powiedział przez telefon, że jest chory przez nas, bo jeszcze nigdy coś takiego go nie spotkało - mówi pracownica przychodni. - Myśmy dzwonili w jego sprawie nawet do ambasady nigeryjskiej. Dowiedzieliśmy się tam, że nasz były szef jest... prezesem Stowarzyszenia Mniejszości Nigeryjskiej w Polsce.

Wicemarszałek Ewa Rurynkiewicz twierdzi, że pracownicy NZOZ Aniemed powinni byli sami zarejestrować własną spółkę i złożyć ofertę do funduszu lub poszukać innego pracodawcy.
- Urząd marszałkowski nigdy usług medycznych nie świadczył - podkreśla pani wicemarszałek. - Nigdy więc nie był dla tych osób pracodawcą i nie może być, nie może się też starać o kontrakt. Ci państwo nigdy nie byli pracownikami naszego urzędu w sensie dosłownym, tylko - "przychodni Olki", a potem Aniemedu. Zorganizujemy jednak we wtorek (dzisiaj - przyp. red.) spotkanie z dyrektorami wojewódzkiego i powiatowego urzędu pracy, prawnikiem i psychologiem, żeby im poradzić, co mają dalej robić.
Zdaniem Ewy Rurynkiewicz prezes Ntuk powinien dać pracownikom wypowiedzenia i wypłacić odszkodowanie.
- To jest sprawa dla sądu pracy. Jeśli nie przekaże on nam budynku do 15 stycznia, to też wniesiemy pozew do sądu.
- Pan Ntuk trzymał nas w niepewności do 20 grudnia, więc kiedy mieliśmy tę spółkę założyć - w święta? - oburzają się pracownicy.
Wiceprezes Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach Jerzy Skubis, który nadzoruje sprawę Aniemedu, był wczoraj na urlopie.
Nie sposób było też porozmawiać z Aniefiokiem Ntukiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska