Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klozet na Starym Rynku to nie wina klubów. Nawet go-go

Marcin Kostaszuk
Po ukazaniu się w "Głosie" emocjonalnego tekstu Adama Ziajskiego, w czwartkowy wieczór na Starym Rynku było spokojnie jak nigdy, czego symbolem był radiowóz pod Ratuszem. Ale nie tylko dlatego warto było tę burzę wywołać.

Kluczowe pytanie brzmi: dlaczego w centralnym, "pokazowym" punkcie miasta zrobiło się niebezpiecznie? Nie chodzi tu tylko o płytę Rynku, równie ważne są uliczki do niej prowadzące. Zwłaszcza Szkolna, gdzie od dłuższego czasu świadomy zagrożenia poznaniak wybiera chodnik od strony szpitala, nie chcąc wpadać na koczujących przed bramami i sklepami wyrostków.

No właśnie, sklepy. Czy zauważacie, jak wiele ich się tu namnożyło? I to nie są delikatesy - ich najważniejszy towar to łatwe do schowania w kieszeni kurtki czy bluzy "małpki" z gorzałą i oczywiście piwo. Kalkulacja jest prosta: w starorynkowych lokalach piwo kosztuje 3-4 razy więcej niż ze sklepowej półki: z tego ich właściciele finansują fajne miejsca do siedzenia z przyjaciółmi, muzykę puszczaną z głośników lub graną na żywo, a nawet para-spektakle, jakimi można określić gimnastykę na rurach w klubach go-go. Owszem, liczebność tych ostatnich wzrosła ostatnio niepomiernie, ale straszenie drugim Hamburgiem czy Amsterdamem nie ma sensu, bo jakoś nigdy nie widziałem owych "gimnastyczek" w pełnej krasie w witrynach. Kto nie chce tego bezeceństwa oglądać, ten po prostu nie wchodzi do Kokomo i innych różowych lokalików.

Obojętnie bowiem, czy w danym klubie gra się jazz, disco czy techno, czy tańczą panie ubrane czy nie, kluby kanalizują potencjalne zagrożenie. Nie nam oceniać czyjś gust i poczucie estetyki, którym się kieruje, wchodząc tu czy gdzie indziej. Istotne, że wchodzi, płaci, bawi się w miejscu, w którym właściciel pilnuje porządku. Spróbuj się wychylić w klubie - im bardziej 'taneczny" tym ochroniarze bardziej rozrośnięci, ponurzy i skuteczni. Dlatego w klubach generalnie jest spokój.

Problem nie jest bowiem w klubach - jest na zewnątrz. Starorynkowy bałagan jest dziełem tych, co do klubów nie wchodzą, bo szkoda im na to pieniędzy, a jednocześnie z kupionym w sklepie piwem za 2,49 zł nie pójdą do domu, tylko wypiją je na dworze, z widokiem na Ratusz. A jak nie piwo to małpkę, a potem drugą. W międzyczasie kasy może zabraknąć, więc trzeba grzecznie (lub nie) zapytać frajera czy dołoży dwa zeta do kolejnej flaszki. I tak to się kręci czasem do rana.

W imię świętego spokoju ustąpiliśmy z jasnych reguł podczas Euro - kibice irlandzcy spacerowali sobie z piwem w rękach po całym mieście i stróże porządku to ignorowali. No to teraz mamy drugą Irlandię, bo skoro przybysze mandatów nie dostawali, to dlaczego teraz Polacy mają dostawać? I tak stworzyliśmy podwójny Stary Rynek - ci, których stać na piwo za dychę bawią się w klubach, reszta kupuje w sklepie i też jest "na mieście" tylko na zewnątrz. I tę drugą grupę trzeba w końcu powstrzymać przed zasyfianiem Starego Rynku i okolic.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski