Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolarstwo: Wielkopolscy "górale" w Złotym Stoku

Robert Domżał
Przed peletonem  przez znaczną część trasy jechał  czterokołowiec z fotoreporterem
Przed peletonem przez znaczną część trasy jechał czterokołowiec z fotoreporterem Robert Domżał
W uszach szum, w płucach czyste powietrze, emocje siegające szczytów Gór Złotych. Do tego słońce i tłumy, bo aż tysiąc zawodników stanęło w Złotym Stoku na starcie kolejnej edycji Powerade Suzuzki MTB Marathon. Obok zawodowców czyli Marka Galińskiego, Adriana Brzózki i Andrzeja Kaisera stanęli amatorzy. Z trudną trasą zmierzyło się aż 91 kobiet.

Trasa zaczynała się na wysokości około 315 m n.p.m, by dalej piąć się na Jawornik Wielki (872 m n.p.m.) i jeszcze wyżej na Górę Borówkową, (900 m n.p.m.). Cztery wielokilometrowe podjazdy i to przeplatały się z równie długimi zjazdami. Nie zawsze było szeroko. Najtrudniejszy zjazd najeżony był skałami.

ZOBACZ ZDJĘCIA[a]

Tuż po starcie umiejscowionym w centrum Złotego Stoku trasa pięła się przez 8 kilometrów tylko wyżej i wyżej. Już na pierwszym kilometrze doszło do groźnej kraksy. Przedzierający się skrajem drogi wpadł na drzewo. Po jego rowerze przejechało trzech innych zawodników, którzy nie zdążyli ominąć pechowca. Wymieniających dętki spotkać można było już kilkaset metrów po starcie. Im głębiej w las i wyżej w góry tym zwichrowanych kół było więcej. Jeszcze dalej trasa tak dała się we znaki jednemu z uczestników, że potrzebna była reanimacja. Blisko stu zawodników z różnych powodów do mety nie dotarło.

Rekord trasy
Tak szalonego tempa, przynajmniej w kategorii mega, a ten dystans wybrało 572 zawodnik, nie spodziewał się sam organizator, Grzegorz Golonko. Przed startem obiecał, że tym którzy pokonają trasę w czasie poniżej 2 h będzie mył rower po każdym z maratonów tego cyklu. Słowo się rzekło, kobyłka przy płocie, a raczej rower pod karcherem. W niecałe dwie godziny później wiadomo było, że Grzegorz Golonko będzie miał ręce pełne roboty.Najszybszy - Bartłomiej Wawak rocznik 1993, reprezentujący JBG2 Professional MTB Team przejechał trasę 40 km w czasie 1 godz. 56 min 25sek. Wynik musi wzbudzić szacunek, jeśli doda się, że suma podjazdów, wyniosła 1565 m metrów.
Oprócz zwycięzcy trasę w czasie poniżej dwóch godzin przejechało jeszcze siedmiu zawodników. Organizator zawodów zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią obszedł też Rynek w Złotym Stoku ... na czworakach.

GIGA-nci
Wędrujący szlakami po okolicach Złotego Stoku mieli wrażenie, że po kamienistych ścieżkach i leśnych duktach przelatuje istne tornado rowerowe. Blisko 80 km mieli do pokonania GIGA-nci, bo tak chyba można mówić o tych, którzy ścigają się na najdłuższej z tras maratonów. Startujący w barwach wielkopolskiego zespołu Corratec Team Andrzej Kaiser po znakomitym starcie Murowanej Goślinie, gdzie był trzeci, tym razem musiał uznać wyższość aż siedmiu rywali.

- Liczyłem na odrobinę lepszy wynik, ale Andrzej musiał dwa razy wyciągać z tylnego koła gałęzie, co zajęło mu nieco czasu, a pogoń kosztowała sporo sił. Grupa z którą jechał była piekielnie mocna - mówi Ryszard Pawlak, szef Corretec Team.

Zawodnicy jadący na czele tego dystansu, czyli Marek Galiński Adrian Brzózka, (trzecie i drugie miejsce na podium) startowali niedawno w RPA wyścigu zaliczanym do Pucharu Świata.

Z kolei Bogdan Czarnota, zwycięzca zawodów w Złotym Stoku (czas 3h 36 min) wrócił 3 tygodnie temu że zgrupowania we włoskich Dolomitach, co musi skutkować dobrą formą.

Rodzina maratończyków
W Złotym Stoku wystartowała na dystansie mega czteroosobowa rodzina państwa Swatów z podpoznańskiego Przeźmierowa. Można było ich później kilka razy jeszcze oglądać w czasie dekoracji najlepszych.

- Bardzo lubię trasę w Złotym Stoku za długie podjazdy. Dzięki temu, że jedzie się nawet przez pół godziny nieustannie pod górę można sobie ustawić tętno i równo pracować. Zjazdy jakie są na tym maratonie też mi odpowiadają - mówi Jacek Swat, szósty w kategorii wiekowej M4 na dystansie mega. Synowie radzili sobie znakomicie Sylwester był 2. wśród zawodników do 18 roku życia, zaś Sebastian był 7. na dystansie giga w grupie do lat 30. Pani Eyta Edyta, będąca jedną z 91. kobiet jakie postanowiły uczestniczyć w maratonie wywalczyła 4.miejsce w grupie K4 na dystansie mega.

Dla Marty Dehmel - Durskiej z grupy Rybczyński s.Oliver MTB Team był to trzeci tegoroczny start w maratonach.

Czytaj także: [a]https://gloswielkopolski.pl/kolarstwo-wojciech-mroz-w-peletonie-mtb/ar/398714

- Ucieszyłam się ogromnie, że jesteśmy już w górach. Dlatego żaden z podjazdów nie wydawał mi się zbyt ciężki. Na trasie miałam problemy z wpięciem buta w pedał, przez co trudniej mi się podjeżdżało, ale ogólnie czułam się bardzo dobrze. Na mecie miałam nawet wrażenie, że pojechałam zbyt asekuracyjnie, za ostrożnie. Ale pamiętałam po ubiegłym roku, że zjazdy są trudne. Tyle, że wtedy padał deszcz - mówi Marta Dehmel - Durska. Również dwóch innych reprezentantów tego teamu znalazło się wśród nagradzanych. Byli Ryszard Bróździński w kategorii M5 na piątym miejscach oraz to Grzegorz Napierała z M6 tym razem na 5.miejscu, goniący kolejny sezon niepokonanego Zbigniewa Krzeszowca. Wśród 40-latków na dystansie mega najszybszy był Wielkopolanin Bogusław Ostrowski, 2 godz.13 min.

Podjechać trudno, z górki...
Co oni tak długo robili, pytałem, patrząc na czas jaki potrzebowali niektórzy uczestnicy ubiegłorocznego Powerade Suzuki MTB Marathon w Złotym Stoku?

Dzisiaj już wiem. Na niektórych podjazdach, mimo znakomitej pogody, szczytem marzeń była prędkość 5 km/h. Za radą więc bardziej doświadczonych schodziłem i podbiegałem. Kawałek dalej cieszyłem się, że mam rower. Mogłem się na czymś wesprzeć, by po chwili człapać dalej na szczyt. Jeśli ktoś sądzi, że z górki było łatwiej, myli się i to grubo. Zjazd między korzeniami, głazami, a momentami jeszcze po rozmiękłym gruncie to nie jest przysłowiowa bułka z ... masłem (banany trzymałem w kieszonce koszulki).

Tam, gdzie było nieco szerzej, może i nieco równiej najlepsi pędzili blisko 60 km/h.Ja zadawałem się prędkością nieco ponad 40 km/h. A i tak wytężałem wzrok. Jedno oko biegło 50 metrów przed rowerem, drugie jeszcze dalej. Myszkowało po drodze, wypatrując kolejnego zakrętu. I udało się dotrzeć do mety, choć widok tych którzy sprowadzali rowery, bo na ósemce zjeżdżać się nie da, temperował zapędy, a raczej rozpęd i studził licznik prędkości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski