Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komu przeszkadzają race na stadionie?

Agnieszka Świderska, Norbert Kowalski
Lech Poznań - Zagłębie Lubin
Lech Poznań - Zagłębie Lubin Marek Zakrzewski
Race na stadionie są nieodłącznym elementem polskiej kultury kibicowskiej. I tematem niekończącego się sporu między kibicami, politykami oraz policją. Czy jest szansa na jego rozwiązanie?

Stadion. Mecz. Tak odpowie każdy na pytanie, z czym kojarzą mu się race. To tylko świadczy o tym, jak mocno zakorzeniły się w naszej świadomości i kulturze. Nie ma już stadionów bez rac - mówi Marcin Kawka ze Stowarzyszenia Kibiców Lecha Poznań.

Z kolei Roman Kuster, komendant miejski policji, przekonuje: - Race i pirotechnika są niebezpieczne. A jeśli ktoś nie umie się z tym obchodzić, to powoduje zagrożenie dla życia i zdrowia wielu osób.

Symbol walki z futbolem
Konflikt o race trwa w Polsce już od lat. Obecnie, zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych, pirotechnika na stadionach jest zabroniona. Kibice jednak podkreślają, że nie mają zamiaru przestać ich odpalać.

- Race są symbolem walki z nowoczesnym futbolem, w którym liczą się tylko pieniądze. A w Polsce raca stała się przyczynkiem walki nie wiadomo o co policji z kibicami - wyjaśnia Marcin Kawka.

Kibice od lat zwracają uwagę, że już od dłuższego czasu polskie stadiony stały się jednymi z najbezpieczniejszych w Europie. Jakiekolwiek starcia między fanami obu drużyn bądź rzucanie rac w sympatyków innego zespołu odeszły już prawie całkowicie do lamusa.

- Statystyki są nieubłagane. Na stadionach nic się nie dzieje. Trzeba więc wywołać sztuczne zagrożenie, czyli problem rac. Tak naprawdę race są niebezpieczne jedynie dla tych, którzy nigdy nie mieli ich w ręku, ale jak już wezmą, mogą się przekonać jak są bezpieczne - opowiada Marcin Kawka. - Nie ma w tym żadnego przypadku, że przez te wszystkie lata nigdy nie doszło na stadionie do żadnego wypadku z racami w przeciwieństwie do wątpliwej jakości fajerwerków odpalanych w sylwestra przez pijanych i dzieci.

Z takim podejściem do problemu nie zgadza się wojewoda wielkopolski Piotr Florek.

- To, że nic złego do tej pory się nie stało, pozwala myśleć, że race są bezpieczne. Tymczasem można mówić o szczęściu. Cały czas igramy z ogniem. To, że się nic nie zdarzyło, nie znaczy, że się nie zdarzy. Udaje nam się, ale jak długo? - zastanawia się Piotr Florek.

Okazuje się jednak, według ankiety przeprowadzonej na stadionie Lecha, że 80 procent respondentów za najbardziej niebezpieczny na stadionie uważa alkohol, a tylko 20 procent obawia się pirotechniki.

- A jednak alkohol nie jest zakazany... - puentuje Marcin Kawka.

Nawet prezes Lecha Poznań Karol Klimczak przyznaje, że jedyne przykre zdarzenia, do jakich w ostatnich latach dochodziło na stadionie, to np. omdlenia czy zawały lub wypadki na schodach.

- Pewnie więcej kłopotów zdrowotnych przysporzyliśmy z powodu naszych meczów i wyników niż z powodu rac. Póki race są elementem oprawy, to nie widzę w nich niebezpieczeństwa- zauważa Karol Klimczak.

Nie tylko race
Policja i wojewoda niejednokrotnie podkreślali problem nie tylko rac. Zwracali również uwagę na sektorówki. Te bowiem, jak przekonują, mają być niebezpieczne, kiedy dochodzi pod nimi do odpalenia świec dymnych.

- To nie przypadek - gdy do oprawy meczów kibice w sektorach używają wielkich flag, to tam, też są używane race. Tymczasem bywa, że niektóre takie tzw. sektorówki łatwo się palą, są i takie, które się topią - zapewnia Piotr Florek.

Wtóruje mu Roman Kuster: - Straż pożarna wielokrotnie podkreślała, że sektorówki wyprodukowane są z materiałów łatwopalnych. Mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której taka flaga zapłonie. Strażacy przeprowadzali już eksperymenty, które potwierdzały, że one szybko się topią.

Obaj zgodnie podkreślają, że oprócz zapalenia się sektorówki, jeszcze większym zagrożeniem byłaby panika, która mogłaby wtedy wybuchnąć .

- Mogłoby dojść do tragedii. Wszyscy wiemy, jak zachowuje się tłum. Dlatego race są zakazane - argumentuje Piotr Florek.

A Roman Kuster dodaje: - Wyobraźmy sobie, że po odpaleniu rac powstaje pożar. Czy służby porządkowe organizatora poradziłyby sobie z ewakuacją tysięcy osób z konkretnego sektora? Zachowanie tłumu w takich sytuacjach jest nieprzewidywalne. Jedni stosowaliby się do poleceń organizatora, a inni nie. Były przypadki w Europie, gdzie stratowano wiele osób. To tylko hipotetyczne założenie i oby nigdy nie doszło do czegoś takiego na żadnym z polskich stadionów, ale tego powinniśmy obawiać się najbardziej.

Policja i wojewoda podkreślają także inną, mało sportowa funkcje wielkich flag - "sektorówki" służą kibicom przede wszystkim do maskowania się i przebierania, by po meczu nie mogli zostać rozpoznani.

- Trzeba gdzieś założyć kominiarkę. Kibice robią to anonimowo. "Czujemy się bezkarni i możemy łamać przepisy, a wy nam nic nie zrobicie" - mówi Piotr Florek.

Pirotechnika może być legalna
Wszystko wskazuje na to, że konflikt o race będzie trwał tak długo, jak długo będą one zabronione na stadionach. Dlatego też fani walczą o ich legalizację i zmianę przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.

- Zakazując odpalania rac, chciano zabrać kibicom to, co jest ich solą. Ktoś postanowił iść na wojnę z kibicami, bo w nich najłatwiej uderzyć. Bo mają najgorszy PR. Zbić sobie na nich kapitał polityczny. Nie ma w Europie bardziej restrykcyjnego prawa niż ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych - nie ma wątpliwości Marcin Kawka. - Próby zmiany tego prawa podejmowane wspólnie z PZPN i Ekstraklasą uświadomiły kibicom, że są trybikami politycznej machiny. Politycy odpowiedzialni za ten chory stan rzeczy nie chcą rozmawiać. Nie chcą znaleźć rozwiązania. Oni chcą mieć grupę ludzi, w których można walić w celu odwrócenia uwagi. Chcą mieć swój temat zastępczy.

Ponadto kibice zwracają uwagę, że w Europie są państwa, w których pirotechnika jest legalna i postulują, by iść ich śladem. Podkreślają, że dobrym rozwiązaniem byłby system stosowany w Norwegii, gdzie odpalenie świec dymnych na stadionie jest dokładnie kontrolowane.

- Odpalamy tyle i tyle rac, robią to takie i takie osoby. Warto wspomnieć, że kilka lat temu, gdy race były jeszcze legalne, kibice Lecha Poznań przeszli specjalistyczny kurs z pirotechniki - mówi Marcin Kawka.

Z takim rozwiązaniem zgadza się również prezes Lecha Poznań.

- Chcielibyśmy, by legalne odpalanie świec dymnych podczas meczów miało miejsce na wyznaczonych przestrzeniach stadionu i było przeprowadzane przez przeszkolone osoby, z odpowiednim zabezpieczeniem straży pożarnej - nie ma wątpliwości Karol Klimczak.

Mimo że kibice już od lat postulują o legalizację pirotechniki, ta na razie prawdopodobnie nie dojdzie do skutku. Takie poprawki w ustawie nie są bowiem planowane. Co więcej, projekt zmiany ustawy zaostrza pewne rozwiązania.

- Zabronione ma być nawet stosowanie pirotechniki w zorganizowanych przejazdach kibiców. Przepisy będą raczej szły w kierunku zaostrzenia, a nie łagodzenia - wyjaśnia Roman Kuster.

Dlatego też fani Lecha argumentowali, że zamiast legalizacji rac w grę mogłaby wchodzić depenalizacja (odstąpienie od karania). Dali temu wyraz m.in. podczas majowego finału Pucharu Polski, który został rozegrany na Stadionie Narodowym w Warszawie. Na samym początku meczu zaprezentowali oprawę z hasłem "Wnosić, Palić, Depenalizować". Oprócz tego zapłonęły świece dymne.

- Lepsza jest depenalizacja rac niż zabawka w kotka i w myszkę. Odnoszę wrażenie, że policja w tym kraju ma ważniejsze rzeczy do zrobienia niż szukanie kibiców, którzy odpalili race - komentuje Marcin Kawka. - Race nie mogą zniknąć ze stadionu, bo gdyby zniknęły, to jaki byłby sens walki o ich legalizację? Skoro nie ma rac, to znaczy, że ich nie potrzebujecie, a skoro ich nie potrzebujecie, to po co wam legalizacja?

Race legalne bardziej niebezpieczne?
Oprócz kibiców, zwolennikiem legalizacji rac jest również prezes Lecha Poznań. On jednak przekonuje także, iż gdyby oprawy z wykorzystaniem pirotechniki stały się legalne, to również chęć uczestnictwa w odpalaniu świec dymnych byłaby mniejsza. Obecnie, jak twierdzi prezes Lecha, jest ona większa właśnie dlatego, że odpalanie rac jest zabronione, a dzięki temu bardziej emocjonujące.

Karol Klimczak nie ma też wątpliwości, że w przypadku legalizacji rac bezpieczeństwo na stadionie poprawiłoby się.

- Obecnie przecież nie możemy wystosować do straży pożarnej prośby, by odpowiednio zabezpieczyła teren, wystawiła pojemniki z piaskiem, czy była obecna na trybunie. Na razie jest to niemożliwe, bo race są nielegalne i nie otrzymujemy wcześniej informacji, że będą odpalane. Przecież nikt do nas nie przychodzi i nie mówi, że zamierza to zrobić - wyjaśnia Karol Klimczak.

Policja przyznaje, że gdyby ostatecznie doszło do legalizacji rac na zasadach np. modelu norweskiego, wtedy odpalanie pirotechniki dałoby się zorganizować w sposób bezpieczny. Roman Kuster podkreśla jednak, że prezentacja oprawy z użyciem świec dymnych musiałaby być dokładnie ustalona ze wszystkimi służbami, a odpalenie ich ściśle kontrolowane i w określonych miejscach. Inaczej, jak przekonuje, legalizacja rac mogłaby przyczynić się do jeszcze większego zagrożenia na stadionie.

- Obecnie, gdy race są zakazane, to w zasadzie nie mamy żadnych incydentów na innych trybunach. Możemy zakładać, że do odpalenia może dojść tylko w sektorze gości lub Kotle. A teraz wyobraźmy sobie, że dopuszczamy swobodne odpalanie świec na stadionie bez żadnej kontroli. Nie wiem, czy Kocioł by nie spłonął i nie zapłonęłoby np. 300-400 rac… A incydentalnie zdarzałyby się pewnie także odpalenia na pozostałych trybunach. Uważam, że byłoby znacznie bardziej niebezpiecznie - mówi Roman Kuster.

Kary niewspółmierne do czynów?
Pirotechnika na stadionach wiąże się nie tylko z zaprezentowaniem oprawy, ale również karami dla klubu. Czasami nawet bardzo dużymi karami. Zarówno finansowymi, jak i administracyjnymi. Niejednokrotnie już bowiem zdarzało się, że Piotr Florek zamykał cały stadion bądź Kocioł na pojedyncze mecze.

- Najlepszą nauczką byłoby zamknięcie stadionu na trzy mecze, bo jak dojdzie do tragedii, to kary będą jeszcze bardziej drastyczne. Tylko odpowiednio wysokie kary i, co najważniejsze, nieuchronne, mogą doprowadzić do wyeliminowania rac ze stadionów - twierdzi wojewoda. - Jeżeli odpalenie rac jest celowym, masowym i zorganizowanym działaniem, to cała trybuna bierze w tym udział. Tutaj będę konsekwentny do samego końca. Prewencją nic tu się nie zdziała.

Z taką postawą nie zgadzają się zarówno kibice, jak i władze Lecha Poznań. Zgodnie podkreślają, że stosowanie odpowiedzialności zbiorowej to droga donikąd.

- Jeśli ktoś zrobił coś nielegalnego, to dlaczego ukarane mają być dodatkowe tysiące osób, które nie miały z tym nic wspólnego. Karanie z zastosowaniem odpowiedzialności zbiorowej to pójście na łatwiznę. Nie potrafimy wskazać winnych , więc zamykamy cały stadion. To ślepy zaułek - komentuje Karol Klimczak.

A Marcin Kawka wtrąca: - Celem kibiców nie jest na pewno zamykanie stadionów. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym za race zamyka się trybuny. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej to cecha systemów totalitarnych. Szkoda, że brakuje odwagi, by próbować znaleźć jakieś rozwiązanie.

Na Zachodzie (nie) poradzono sobie
Policja, politycy i klubowi działacze niejednokrotnie jako wzór, do którego powinniśmy dążyć w kwestii atmosfery na stadionach, przedstawiają obiekty na zachodzie Europy, gdzie według nich, pirotechnika podczas meczów jest rzadkością.

- Słychać głosy, że kibice przychodzą na stadiony dla opraw. Pewnie niektórzy tak, ale czy większość? Wyobrażam sobie kibicowanie w Polsce bez pirotechniki. Wszystko się zmienia i kultura kibicowania również - przekonuje Karol Klimczak.

Nie ma też wątpliwości, że w przyszłości będzie można powiedzieć, że w Polsce również "poradzono sobie z pirotechniką". Kibice mają jednak na ten temat zupełnie inne zdanie.

- Race tworzą potężny klimat podczas meczów. Nie łudźmy się. Ludzie w tym kraju przychodzą na stadion dla atmosfery, nie dla widowiska piłkarskiego, bo porównując Ekstraklasę z ligą niemiecką czy angielską można odnieść wrażenie, że oglądamy różne dyscypliny sportu - twierdzi Marcin Kawka.

I zapewnia, że samo hasło, że na Zachodzie sobie poradzili, można traktować w przymrużeniem oka.

- Chciałbym się dowiedzieć, w jakim kraju nie odpala się świec dymnych. Zachód płonie. Wszyscy odpalają race. Stadiony na Zachodzie płoną - mówi Marcin Kawka.

By przekonać się, że nie rzuca słów na wiatr, wystarczy przeanalizować jedynie mecze podczas ostatnich dwóch tygodni w Europie. Race były odpalane m.in. w Austrii, Słowenii, Norwegii, Czechach czy Grecji. A sezon w rozgrywkach piłkarskich dopiero się rozpoczął.

- Race były, są i będą. Legalne czy nielegalne. Dla kibiców nic to nie zmienia, bo zmienia się prawo, ale nie kibice. Teraz odpalanie rac traktowane jest jako przestępstwo. Czy naprawdę ktoś poważnie wierzy w to, że kibic odpalający świece jest przestępcą? Kibice ryzykują w imię idei, bo w to wierzą. Czy warto? Okaże się za kilka lat. Na każdej wojnie są ofiary... - przekonuje Marcin Kawka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski