Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korupcja w "drogówce": Policjanci skazani za przyjęcie dwóch kurczaków i wódki

Łukasz Cieśla
Kierowca dostał 300 zł mandatu i 8 punktów karnych. Mandat musiał zapłacić, ale punkty, dzięki pomocy policjantów, nagle "zniknęły"
Kierowca dostał 300 zł mandatu i 8 punktów karnych. Mandat musiał zapłacić, ale punkty, dzięki pomocy policjantów, nagle "zniknęły" Janusz Wójtowicz
Dwaj policjanci z "drogówki" zostali przyłapani, jak załatwiali znajomemu kierowcy anulowanie 8 punktów karnych. Dostali za to łapówkę: dwa kurczaki i trzy butelki wódki. Wpadli, bo policyjne BSW od pewnego czasu podsłuchiwało ich rozmowy. - Być może dla kogoś ta sprawa jest błaha, ale też można powiedzieć, że jaki policjant, taka łapówka - mówi pilska prokurator Magdalena Roman, prowadząca śledztwo przeciwko policjantom. W śledztwie sprawdzano też czy obaj policjanci byli zamieszani w kradzież paliwa z radiowozów "drogówki".

Film "Drogówka" Wojciecha Smarzowskiego, ukazujący patologię w polskiej policji, w kinach bił rekordy popularności. Życie pisze jednak jeszcze ciekawsze scenariusze.

Główny bohater tej historii to Marcin T., policjant z wielkopolskiej drogówki. "Wyleciał" z niej za korupcję rok przed nabyciem praw emerytalnych. Nie było "zmiłuj się", mimo że miał bardzo dobrą opinię. W 2007 roku został nawet policjantem roku w wielkopolskiej drogówce. Reprezentował ją w policyjnych ogólnopolskich konkursach. Ale dobra passa się skończyła. Prawdopodobnie ktoś złożył na niego doniesienie. Bo przecież policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych bez powodu nie występowałoby do sądu o założeniu podsłuchów w jego telefonie.

Nadlatuje "Owad 1"

Ta "kontrola operacyjna" zaczęła się w czerwcu 2009 r. Trwała kilka miesięcy. Sprawie nadano kryptonim "Owad 1". I jak pisało do sądu BSW, dotyczyła podejrzenia korupcji, płatnej protekcji, przekroczenia uprawnień, a nawet działania zorganizowanej grupy przestępczej złożonej rzekomo z policjantów. Pojawił się też wątek kradzieży paliwa z radiowozów. Ostatecznie nie wszystko się potwierdziło.

Dziś Marcin T. zżyma się, gdy opowiada o swoich kłopotach. Przekonuje, że uwzięto się na niego i z błahej sprawy zrobiono wielkie śledztwo. - Czytałem w waszej gazecie o nieprawidłowościach w samym BSW. Tamtejszym policjantom różne przewinienia uszły na sucho. Mnie z kolei potraktowano, jakbym zrobił nie wiadomo co. Każdy ma jakiegoś garba, ale zapewniam, że moja sprawa, przy tym wszystkim, co się dzieje w policji, to "pikuś".

W lipcu 2009 r, do Marcina T. zadzwonił bliski kolega. Skarżył się, że jego ojciec właśnie dostał 300 złotych mandatu i 8 punktów karnych za zbyt szybką jazdę w gm. Tarnowo Podgórne. A że miał ich już 16, straciłby prawo jazdy. I pracę, bo dorabiał jako kierowca busa. Kolega poprosił policjanta o pomoc.

Funkcjonariusz wykonał kilka telefonów. Ustalił, który policjant z Tarnowa Podgórnego wlepił mandat. I dowiedział się, że z nim niczego się nie załatwi. Zadzwonił więc do swojego kolegi Błażeja K. z poznańskiej drogówki. Ten pomógł. Punkty karne nie trafiły do systemu. Jak do tego doszło?

Śledczy ustalili, że druk Mdr-5/2, na którym wypisywane są punkty karne, został "utracony". Przez kogo? Druk, który miał trafić do urzędu wojewódzkiego, przechodził przez kilka policyjnych rąk i nie wiadomo, w którym momencie ktoś go "zgubił".

Kurczaki na zakąskę

Dzięki podsłuchom ustalono jednak, że obaj policjanci przyjęli od ojca i syna "korzyść majątkową" o łącznej wartości co najmniej 85 zł. Za to, że z kimś załatwili anulowanie punktów.

Stanęło na trzech butelkach wódki "Maximus", każda o poj. 0,7 l. Trzy "flaszki" trafiły do Błażeja K. Potem jedną butelkę alkoholu miał oddać Marcinowi T. Śledczy podsłuchali również, że syn kierowcy kilka dni później zadzwonił do Marcina T. Powiedział, że ojciec przywiezie mu kurczaki z własnej hodowli, bo chce osobiście się odwdzięczyć.

Z odtajnionych podsłuchów, które widzieliśmy w aktach sprawy, wynika, że Marcin T. wzbraniał się przed przyjęciem kur. Ale ostatecznie je przyjął. A właściwie jego żona, która akurat była w domu. Śledczy podsłuchali, że małżonkowie z tego "prezentu" zamierzali przygotować najbliższy niedzielny obiad.

- W sprawie punktów "dałem ciała", niepotrzebnie pomogłem ojcu kolegi. Ale te kurczaki? Ja ich nie chciałem, co potwierdzają podsłuchy. Zostały nam wciśnięte. Ale zrobiono mi z tego zarzut korupcji. Potem zresztą rozdałem je rodzinie - irytuje się Marcin T.

Gdy śledczy zebrali wszystkie dowody, doszło do zatrzymań. Marcin T. został zabrany wprost ze szpitala, gdzie kurował się po niedawnym wypadku drogowym. Nie przyznał się do winy, podobnie jak drugi policjant oraz Andrzej N., - ojciec, któremu anulowano punkty.

"Wysypał się" za to Artur N. - syn, który prosił Marcina T. o przysługę. Opowiedział, jak dzwonił, jak wręczał trzy "flaszki", jak jego ojciec przywiózł dwa kurczaki. Gdy syn zrozumiał, że tylko on się przyznał do winy, krótko po przesłuchaniu wysłał list do prokuratury. Odwołał wyjaśnienia. Twierdził, że w trakcie przesłuchania był zestresowany. A policjanci, podczas podróży do pilskiej prokuratury, podobno sugerowali mu, co ma powiedzieć na przesłuchaniu.

Podejrzanych zatrzymano jesienią 2010 r., ponad rok po przyjęciu "łapówki". Tak późno, bo śledczy sprawdzali jeszcze, czy obaj policjanci kradli paliwo z radiowozów.

Spacer farmera

W podsłuchach, w których Marcin T. rozmawiał z różnymi funkcjonariuszami, pojawił się bowiem wątek spuszczania paliwa. Mówiono też, że warto jeździć na stację paliw na ul. Kościelną w Poznaniu. Tak, by nikt nie widział. Że warto tam być o godzinie 9.50, bo chwilę później pracownik na pewien czas wyłącza kamery. W tym kontekście pojawiło się sformułowanie "spacer farmera". O co chodzi?

Wyjaśnia nam to jeden z policjantów: - Funkcjonariusze mają limity, czyli, że na przykład ich radiowóz spala 12 litrów paliwa na 100 kilometrów. Jeśli spali mniej, wtedy mają tzw. oszczędności. Policjanci często ich nie zgłaszają, bo mogą mieć zmniejszone limity. No i dzięki oszczędnościom można zarobić. Wykazując je, niektórzy spuszczali nadwyżkę paliwa dla siebie. Albo też z kanistrem w ręku chodzili na zaprzyjaźnioną stację paliw i tam, "na lewo", na koszt policji tankowali paliwo. Te wycieczki nazywaliśmy właśnie "spacerem farmera" - opowiada policjant.

Z podsłuchów wynikało też, że Marcin T. rozmawiał o "wężykach", kanistrach i robieniu pewnych rzeczy tak, "by nikt nie widział". Śledczy sprawdzili też jego radiowóz. Powołany przez nich biegły wykrył, że służbowa skoda octavia rs przejechała tylko 43 tys. km, a nie ponad 46 tys. km, jak wskazywał licznik. Podejrzewano więc, że licznik przekręcano, by uzasadniać zakup większej ilości paliwa. Kto kręcił licznikiem? Nie wiadomo - radiowozem jeździli różni policjanci.

Skoda poszła z dymem

Choć wątek kradzieży paliwa upadł, śledczy postawili Marcinowi T. inny zarzut.

Pewnego dnia w jego samochodzie zepsuł się wskaźnik paliwa. Policjant pojechał go naprawić do prywatnego warsztatu pod Poznaniem. W książce pojazdu wpisał potem, że tego dnia pokonał jedynie 7 km, a według śledczych przejechał co najmniej 26 km. Prokuratura uznała, że kontrolka zepsuła się, gdy T. próbował ukraść paliwo. Chcąc w tajemnicy przed szefem naprawić usterkę, pojechał do prywatnego warsztatu, a potem zaniżył liczbę przebytych kilometrów. Oskarżono go o "poświadczenie nieprawdy" w książce pojazdu.

Marcin T. przekonuje z kolei, że się pomylił, wpisując liczbę kilometrów. I jak mówi, w policji normalną rzeczą jest, że drobne usterki załatwia się na własną rękę. Także w tej sprawie uważa, że "uszyto mu buty".

Również policjant Błażej K. usłyszał drugi zarzut. I w jego przypadku chodziło o machinacje z paliwem. W grudniu 2009 roku w policyjnym garażu nr 38 przy ul. Mansfelda spalił się jego radiowóz. Śledczy uznali, że Błażej K. przypadkiem wywołał pożar w silniku skody octavii podczas nieumiejętnej próby kradzieży paliwa.

Tylko ryba nie bierze?

W 2014 roku obaj policjanci oraz ojciec i syn zostali prawomocnie skazani na kary więzienia w zawieszeniu. Chodziło o anulowanie punktów karnych i wręczenie łapówki.

- Być może dla kogoś ta sprawa jest błaha, ale też można powiedzieć, że jaki policjant, taka łapówka. Jeden zadowoli się np. wódką, ktoś inny może chcieć czegoś więcej - mówi pilska prokurator Magdalena Roman, prowadząca śledztwo przeciwko policjantom. - Poza tym o drogówce ciągle mówi się źle. Wśród ludzi panuje przekonanie, że "tylko ryba nie bierze". W świat idzie komunikat, że wszystko można załatwić, a przecież tak nie jest i nie powinno być. Nieuczciwi funkcjonariusze psują wizerunek policji i tych osób, które rzetelnie wykonują obowiązki.

- W sprawie korupcji nie ma żadnej taryfy ulgowej. Mundur zobowiązuje do przestrzegania prawa. Tylko wtedy można zdobyć szacunek w społeczeństwie - dodaje Józef Klimczewski, naczelnik poznańskiej drogówki. Przez pewien czas był przełożonym obu policjantów.

Wątek Marcina T. w sprawie zaniżenia liczby przejechanych kilometrów został uchylony przez sąd odwoławczy do ponownego rozpatrzenia. Drugi z policjantów, Błażej K., którego oskarżono ws. spalenia radiowozu, został uniewinniony od tego zarzutu.
Poznański sąd uznał, że przecież aktywnie uczestniczył w gaszeniu pożaru, a ogień nie stanowił zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób ani mienia w wielkich rozmiarach.

Prokuratura nie odwołała się od uniewinnienia ws. spalenia radiowozu. Zgodziła się ze stwierdzeniem biegłych i sądu, że zniszczenie samochodu przez Błażeja K. było "nieumyślne".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski