Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótka teoria czasu według urzędników

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Co robiliście w dniu, gdy pewien Austriak skoczył na główkę z orbity? Gdy okazało się, że ludzie zarządzający Stadionem Narodowym zapomnieli, że to stadion, a nie pływalnia? To pewnie pamiętacie. A co robiliście w dniu, w którym zmarła Liz Claiborne, projektantka mody?

W dniu, w którym, w niemieckiej elektrowni atomowej Kruemmel wybuchł pożar? W którym UOKiK ostrzegł, że w niektórych zmywarkach mogą występować wady? W którym kolarz Łukasz Bodnar został mistrzem Polski w jeździe indywidualnej na czas, a na warszawskich Bielanach wybuchł gazociąg?

Jeśli odpowiedź brzmi: czy cię Waligóro już całkiem Bóg opuścił - przecież ja nie pamiętam co jadłem/jadłam wczoraj na kolację - to ja się wcale nie dziwię. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę napisać, że ja tamtego dnia umyłem zęby (pewnie 2 razy), siebie też umyłem, kilkakrotnie piłem, jadłem i korzystałem z toalety. Burmistrz miasta Śrem informuje mnie tymczasem, że tego dnia, a był to 28 czerwca roku pańskiego 2007, oprócz tego, że zmarła Liz Claiborne, wybuchł pożar atomowy, gazociąg na Bielanach i parę zmywarek zostało oficjalnie uznanych za wrogo nastawione - ja, w najlepsze, parkowałem swoje auto na śremskim targowisku. Na dodatek bezczelnie, z premedytacją, działając razem i w porozumieniu, doprowadziłem skarb burmistrza Śremu do uszczuplenia na kwotę 50 złotych polskich nie uiszczając opłaty parkingowej. Planowano prawdopodobnie wysłać po mnie miejscową jednostkę antyterrorystyczną straży miejskiej. Szczęściem: Śrem prawdopodobnie taką nie dysponuje. Być może jednak wysłano, jednak dzielni antyterroryści odbili się od drzwi, podobnie jak ponoć wysyłana korespondencja. Fakt: pięć lat temu to ja miałem drzwi jak Leon Zawodowiec. Ciężko się otwierały. I ciężko zamykały.

Oczywiście: uczciwy obywatel zapłaciłby bez szemrania. Zapłaciłby nawet, gdyby przyszedł mandat za nieuiszczenie opłaty parkingowej na Giewoncie, niezapłacony podatek dochodowy z czasów, gdy był przedszkolakiem, albo podatek rolny od ziemi w doniczce. Widocznie coś z moją uczciwością nie tak, bo bezczelnie do urzędu zadzwoniłem z prośbą o dwa wyjaśnienia. Jakim cudem mogłem być tego dnia tam, skoro nie byłem - i jakim na to dowodem urząd dysponuje? I jakim cudem doręczenie mandato-upomnienia zajęło dzielnym urzędnikom 5 lat?

Urząd rzecze: był pan, bo dostał pan mandat. A dostał mandat, bo był. Numery tablic rejestracyjnych się zgadzają, strażnik pomylić się nie mógł (jak wiadomo, strażnicy są nieomylni, tak było, jest i będzie). Po drugie: listy nie docierały, a ustalenie nowego adresu zameldowania zajmuje ministerstwu (minister się nade mną pochylił - zaszczyconym, zaszczyconym...) pół roku.
Oczywiście, przypuszczam, że samochód źle zaparkowała osoba, której wówczas pożyczyłem auto (wiem: prawdziwy mężczyzna nigdy nie pożycza). Ale to trzeba udokumentować umową użyczenia.

Nie strzelajmy jednak tylko do urzędników. Pewien (chyba) polski producent sprzętu agd, o nazwie na A, od miesiąca rozpatruje naprawę gwarancyjną pralki. Ma na to 14 dni, ale zastrzegł sobie 30 w przypadku warunków szczególnych. Na wypadek wojny, powodzi lub braku prądu? Nic z tych rzeczy: mają reorganizację magazynu. Przypadkiem szczególnym może być chyba też zmiana fryzur zarządu. 30 dni (roboczych) kontra rok (nie roboczy) gwarancji. Nie od razu pralkę naprawiono, nie od razu mandat dano, nie od razu Kraków zbudowano. Widocznie w urzędach i firmach dobre tylko to, co się odleży. Aż już całkiem skwaśnieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski