Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Tak, panie naczelniku, zabiłem paru chłopaczków." Mroczna historia "poznańskiego Trynkiewicza" Tadeusza Kwaśniaka

Katarzyna Sklepik
Katarzyna Sklepik
Sprawa Kwaśniaka: Jerzy Jakubowski był wtedy zastępcą naczelnika Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Sprawa Kwaśniaka: Jerzy Jakubowski był wtedy zastępcą naczelnika Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Piotr Jasiczek
Pedofil, zabójca i złodziej Tadeusz Kwaśniak. "Poznański Trynkiewicz" złapany przez śledczych przyznał się do wszystkich zbrodni i... popełnił samobójstwo w areszcie na Młyńskiej.

To był wtorkowy poranek jakich wiele. Kilka minut po godzinie 7, rodzice dwunastoletniego Krzysia poszli do pracy. On sam zaraz miał iść do szkoły. Zimowe Rataje - największa sypialnia Poznania - leniwie budziły się do życia. Była mniej więcej godzina 7.45, gdy Krzyś zakluczył mieszkanie. Gdy wyszedł z klatki, zdążył zrobić zaledwie kilka kroków, zanim zaczepił go mężczyzna, którego sąsiadka opisze potem jako: średniego wzrostu bruneta w ciemnej ortalionowej kurtce, z czapką na głowie i brązową aktówką w ręce. Z charakterystycznymi, wystającymi kośćmi żuchwy, wąsem i żółtą, ziemistą cerą...

Krzyś był chłopcem bardzo grzecznym, rezolutnym. Wiedział, że nie wolno mu rozmawiać z obcymi i wpuszczać ich do mieszkania. Sąsiadka zapamięta, że swobodnie rozmawiał z tym mężczyzną. Gdy ich mijała, Krzyś powiedział do niej "Dzień dobry". Nic nie zapowiadało tragedii, która miała za chwilę się wydarzyć. Tragedii, która wstrząsnęła Poznaniem. I Polską. A było to 26 lutego 1991 roku.

Wyglądał jak aniołek, jakby spał...

Ojciec Krzysia wrócił do domu około godziny 14.45. Trochę się spóźnił, a obiecał żonie, że obierze i ugotuje ziemniaki na obiad. Dlatego, jak tylko wszedł do domu, zdjął płaszcz, a swoje kroki skierował do kuchni. Zajęty ziemniakami, nie sprawdził nawet, czy Krzyś wrócił już ze szkoły. To zastanowiło matkę, która niebawem przyszła do domu. - Gdzie Krzysiu? - zapytała. - Nie wiem - padła odpowiedź. - Chyba jeszcze nie wrócił, bo jak przyszedłem, to go nie było. Po tych słowach, matka weszła do pokoju Krzysia. Ten leżał na tapczanie, na wznak. Przykryty kołdrą, wyglądał jak aniołek. Jakby spał. Gdy matka odkryła kołdrę zamarła. Krzyś miał zawiązany ręcznik wokół szyi. Nie żył. Został uduszony. Ręcznik był tak mocno zawiązany, że ojciec nie mógł go rozwiązać. Wezwano policję. Z mieszkania zginęły także pieniądze, waluta, biżuteria, trochę ubrań.

Osobiste śledztwo i wielka odpowiedzialność

Jerzy Jakubowski był wtedy zastępcą naczelnika Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Tego dnia, popołudniu był u swojej mamy, kilka bloków dalej. Umówił się tu ze szwagrem, który miał mu pomóc w małym remoncie. - Szwagier się spóźniał - wspomina Jerzy Jakubowski. - Gdy przyszedł powiedział, że na osiedlu roi się od policjantów z psami. Że coś się chyba stało... Poszedłem zobaczyć co się dzieje. Stanąłem w tłumie gapiów. Usłyszałem, że ktoś zamordował kilkuletniego chłopca. Plotkowano, że może ojciec...

Sprawdź też:

Długo nie myśląc, wszedł do klatki. W mieszkaniu na pierwszym piętrze było pełno policjantów, wśród nich zastępca komendanta wojewódzkiego, prokurator i pułkownik Stanisław Mróz, szef Jerzego Jakubowskiego. - Trzeba było szybko działać i dokładnie przeprowadzić oględziny. Dlatego poprosiłem sąsiadów z naprzeciwka, by udostępnili nam jeden pokój na "tymczasowy sztab". Tam zawołałem policjantów i tam wydawałem pierwsze dyspozycje - wspomina śledczy. Była godzina 18.30. - Poleciłem, by odwiedzili wszystkie mieszkania w bloku, w którym dokonano zabójstwa, a także w bloku naprzeciwko i kolejnych. Wszystko miało być udokumentowane. Na godzinę 22 wyznaczyłem odprawę w komendzie, na której chciałem poznać m.in. pierwsze rezultaty rozpoznania i oględzin mieszkania - dodaje Jerzy Jakubowski, od tego momentu szef grupy operacyjno-śledczej.

Dzięki zeznaniom świadków powstał pierwszy portret pamięciowy. Sprawdzano też na dworcu, bo mógł być przyjezdnym. I to - czas pokaże - był dobry trop. Okazało się także, że od końca 1990 roku Biuro Kryminalne Komendy Głównej Policji koordynuje sprawę operacyjną o kryptonimie "Zemsta". Dotyczy ona zabójstw i usiłowań zabójstw nieletnich chłopców. Modus operandi tych spraw i zabójstwo Krzysia nie pozostawiały żadnych wątpliwości. - Seryjny zabójca zawędrował do Poznania - mówi Jerzy Jakubowski. - Musieliśmy go szybko znaleźć...

Sprawdź też:

Do Poznania - na wspólną odprawę - przyjechali policjanci ze wszystkich miast, w których od 1990 roku doszło do podobnych zdarzeń. Z ich relacji wyłaniał się chronologiczny zapis zbrodni… Bliźniaczo do siebie podobnych. - Przez głowę przewijały się niespokojne myśli. Teraz na mnie i na moich kolegach ciążył obowiązek szybkiego schwytania tego człowieka, aby już żadne dziecko nie straciło przez niego życia - wspomina Jerzy Jakubowski.

* * *

Marcinek. 20 kwietnia 1990 roku, Bytom.

Godzina 7.50. Sprawca - przed blokiem - zaczepił dziesięcioletniego Marcinka. Powiedział mu, że jest "od tatusia z pracy" i musi zabrać z mieszkania kopertę, którą ojciec dla niego zostawił. Gdy weszli do środka, powiedział chłopcu, że chce 20 tysięcy złotych, bo tata wyrzucił go z pracy. Potem dusił Marcinka ręcznikiem. Ten kilkakrotnie tracił przytomność. Udawał, że nie żyje. Gdy sprawca wyszedł z mieszkania, dziesięciolatek zwlekł się z tapczana, zawiadomił o wszystkim rodziców, a ci - policję. Sprawca zabrał pieniądze, odzież, zegarki, ręczniki, kosmetyki i czekolady.
- Wtedy do mnie dotarło: to kiciarz, ledwie wyszedł z pierdla i dlatego są mu potrzebne ciuchy, nawet używane - przyznaje Jerzy Jakubowski.

Wojtek. 7 maja 1990 roku, Radom.

Mężczyzna, po tym jak udusił ręcznikiem dziewięcioletniego Wojtka, zabrał pieniądze, złoty pierścionek, klucze od mieszkania i odzież męską. Policjanci szybko znaleźli nieletniego, który - rzekomo - przyznał się do popełnienia tego czynu. Postawiono mu zarzut zabójstwa. Trafił do poprawczaka. Niestety, niesłusznie. Modus operandi jednoznacznie wskazywał na "tego seryjniaka". Policjanci z Radomia popełnili błąd. Trudno im było potem tę sprawę odkręcić.

Grześ. 24 maja 1990 roku, Wrocław.

Godzina 11. Przy ulicy Buskiej, jedenastoletni Grześ zostaje zaczepiony przez mężczyznę, który - niby - przyszedł po pieniądze na kolonie, które ojciec chłopca zostawił w szarej kopercie w domu. Grześ zabiera mężczyznę do mieszkania, ten mówi mu, że przez jego ojca stracił pracę i mu go ukarać. Gwałci chłopca. Leżącego na tapczanie – na brzuchu - dusi ręcznikiem. Zabiera pieniądze, walutę i biżuterię. Jakby mało było tragedii, dwa dni później wysyła z Warszawy list: "Zemsta!!! Czekałem 14 lat". Nie wie tylko, że chłopiec przeżył i potrafi go dokładnie opisać.

Sebastian. 31 maja 1990 roku, Szczecin.

Godzina 15.45. Ojciec znajduje zwłoki dziewięcioletniego Sebastiana. Chłopiec leżał na dywanie twarzą do podłogi, z zawiązanym mokrym ręcznikiem na szyi. Obok zwłok znalazł kartkę: "Zemsta wreszcie Z". Świadkowie, około godziny 12 widzieli w windzie mężczyznę, który pasował do poprzednich rysopisów. Z mieszkania zginęły prezerwatywy i klucze.

Krzyś. 6 czerwca 1990 roku, Kutno.

Godzina 15. Zwłoki dziecka w mieszkaniu znajduje matka. Krzyś leżał na brzuchu, a na szyi miał zawiązany mokry ręcznik. Sprawca zabrał pieniądze, złotą obrączkę, kosmetyki, kurtkę i kanapki przygotowane dla chłopca. Na lustrze w łazience, szminką napisał: "Zemsta". Tego dnia w Kutnie między godziną 7.15 a 7.50 policjanci zanotowali serię zaczepek chłopców idących do szkoły. Świadkowie widzieli, jak chwilę przed ósmą Krzyś i nieznany mężczyzna szli do mieszkania.

Łukasz. 18 czerwca 1990 roku, Oława.

Dziesięcioletniego Łukasza, z mokrym ręcznikiem na szyi, znalazła około godz. 14.30 jego siostra. Sprawca zabrał pieniądze, walizkę, biżuterię, odzież męską i klucze. Podczas sekcji zwłok w ustach chłopca znaleziono nasienie. Przy zwłokach była kartka z napisem "Nareszcie dokonałem oczekiwanej zemsty B". Ekspertyza wykazała, że tym razem pisała ją ofiara, a nie sprawca.

Sprawdź też:

* * *
Analiza pisma, i późniejsze zeznania jednego z chłopców, omyłkowo wskażą śledczym innego podejrzanego. Skojarzy go także policjant. Był idealnym kandydatem, zwłaszcza, że nie wrócił z przepustki do zakładu karnego. Śledczy złapali go w Bydgoszczy i doprowadzili na komendę do Poznania. Podczas przesłuchania okazało się, że nie pasuje do rysopisu. - Na nikogo nie podniosłem ręki. (...) Przyznaję się do włamań w Gdańsku, Tczewie i innych miastach, ale zabójstwo to nieporozumienie - zeznawał. I to było dobre alibi. Kolejne analizy udowodniły, że to nie on. Ponieważ większość zabójstw, gwałtów i kradzieży miała miejsce przy dużych węzłach komunikacyjnych, podejrzewano pracownika kolei lub pocztowca. Niestety, błędnie.

Sprawca rozpoznany?

Do ustalenia tożsamości zabójcy - pedofila przydały się zeznania chłopca ze Zbąszynia. Tam 3 stycznia 1991 roku dokonał tylko kradzieży. Chłopiec podając rysopis sprawcy, zwrócił uwagę na zabandażowany palec wskazujący lewej ręki, siniec pod lewym okiem i rankę na prawej skroni.

W pierwszych dniach poznańskiego śledztwa, na policję zgłosił się ojciec chłopca, którego 22 lutego, zaczepił nieznany mężczyzna i wszedł do jego mieszkania.

- Zaczepka była taka sama, sposób zachowania sprawcy bardzo podobny, a rysopis nie pozostawiał wątpliwości. Zbrodniarz już 22 lutego był w Poznaniu - mówi Jerzy Jakubowski. Okazało się, że przeszukując mieszkanie, natknął się na zdjęcie ojca w mundurze wojskowym. To go spłoszyło. Uciekł. - Kilkuletni Kuba pomógł w sporządzeniu portretu pamięciowego. Zdecydowaliśmy się na jego opublikowanie w mediach, w programie "997", pojawiły się też na przystankach i w taksówkach. Całe miasto żyło tą sprawą - relacjonuje śledczy. - Założyliśmy, że ten człowiek może powtórzyć swój czyn. Policjanci mieli dotrzeć do wszystkich dyrektorów szkół podstawowych w Poznaniu, by każdy sygnał o zaczepkach chłopców, który do nich trafi, natychmiast przekazywali do oficera dyżurnego policji.

* * *
W tym samym niemal czasie - ponownie - dał o sobie znać. 7 marca, we Wrocławiu. Około godziny 7.30, dwunastoletniego Rafała zaczepił pod pretekstem oddania - koniecznie w mieszkaniu - listu od cioci z RFN. Zainteresowany telewizorem, kazał chłopcu szukać instrukcji, pieniędzy i biżuterii. Nagle zmusił go, by się rozebrał i wypił pół piwa. Drugie pół wypił sam. Potem brutalnie zgwałcił chłopca i... wyszedł. Była godzina 8.30.

18 kwietnia napadł w Sosnowcu.

Ta sama metoda, ten sam scenariusz. Zaatakowany chłopiec przeżył. Łukasz, mimo traumy po gwałcie, dokładnie opisał napastnika. Zapamiętał nie tylko brązową dyplomatkę, czarne spodnie, ciemną kurtkę ortalionową, ale także charakterystyczne białe adidasy. Przesadnie czyste sofiksy.

Tadeusz Kwaśniak - recydywista, zabójca, gwałciciel, pedofil i złodziej

22 kwietnia 1991 roku. Poniedziałek, godzina 8.30. Na komendzie trwa odprawa. Nagle policjanci dostają informację od dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 6, że na osiedlu Rusa kręci się mężczyzna, który zaczepiał idących na lekcję uczniów. Chwilę później, kolejny telefon. Tym razem w parku osiedlowym, zauważa go kobieta. Mówi dyżurnemu, że mężczyzna jest podobny do tego, z portretu z "997". Komenda opustoszała. Na Rataje pojechali policjanci. Prywatnymi i służbowymi samochodami, po cichu. Bez syren.

Trwa głosowanie...

Czy kara śmierci powinna zostać przywrócona?

Głos Wielkopolski

Podejrzany spokojnie szedł osiedlową alejką. Policjanci zajechali mu drogę. Zatrzymanie było błyskawiczne. Była godzina 10.45.

- Przez radio dostałem informację, że go mają. Czekałem na nich, ale i na niego. Miałem stanąć oko w oko z zabójcą dzieci, wyjątkowo brutalnym gwałcicielem, homoseksualistą, a jednocześnie człowiekiem, który potrafił wzbudzić zaufanie wśród ofiar, wykazując zadziwiającą łatwość nawiązywania kontaktów z dziećmi - wspomina Jerzy Jakubowski.

Około godziny 13.35 - po rutynowych czynnościach - rozpoczęło się przesłuchanie. Przed Jerzym Jakubowskim i Stanisławem Krzyżaniakiem siedział czterdziestoletni Tadeusz Kwaśniak (urodził się 24 stycznia 1951 roku w Lądku-Zdroju). 12 lat swojego życia spędził w więzieniach. Karany za kradzieże i czyny lubieżne na dziewczynkach. Karę we Wronkach zakończył 12 marca 1990 roku.

Miesiąc później gwałci pierwszego chłopca.

- Był to mężczyzna średniego wzrostu, o ciemnych, gęstych włosach, wąskich wargach i wydatnym nosie, z trochę cofniętym podbródkiem. Ubrany schludnie - w ciemną skórzaną kurtkę, białą koszulę, krawat, sweter - mówi Jerzy Jakubowski, który przyglądając się zatrzymanemu zauważył, że ma sztywny wskazujący palec lewej ręki. - Wtedy nabrałem pewności, że to on - dodaje. Podczas bezpośredniego okazania, zaczepiani chłopcy rozpoznali Tadeusza Kwaśniaka. - Kiedy ręką wskazywali na niego, był wyraźnie zdenerwowany, opuszczał głowę i czerwienił się na twarzy - mówi śledczy.

Na początku, Tadeusz Kwaśniak nie chciał się przyznać, udawał, że nie wie o co chodzi. Nagle pękł i zacząć histerycznie szlochać. Gdy się uspokoił powiedział: - Tak, panie naczelniku, zabiłem paru chłopaczków, ale jestem teraz zmęczony i proszę o przerwanie przesłuchania. Jutro będę zeznawać. Po spisaniu wstępnych zeznań, zatrzymany trafił do aresztu na ulicę Młyńską. Następnego dnia, detalicznie z najdrobniejszymi szczegółami opowiedział o każdym włamaniu, gwałcie, zabójstwie. Wszystko to potem potwierdził przed prokuratorem. Był niezwykle precyzyjny także podczas wizji lokalnych w różnych miastach. Ta w Poznaniu odbyła się 16 czerwca, w niedzielę. O godzinie 6 rano, na ratajskim osiedlu. Dlaczego tak wcześnie? Policjanci obawiali się reakcji poznaniaków. Kilka dni później we Wrocławiu pobili go współwięźniowie w areszcie.

Nigdy nie wytłumaczył, co znaczyły napisy "zemsta" na miejscach zbrodni. Poza protokołem mówił, że to "przez ojca" i że "zemści się na nim jak wyjdzie z więzienia za 15 lat". Już wtedy wiedział, że ominie go kara śmierci. Rodzina nie chciał go znać, był cieślą, a w więzieniu zrobił kurs na spawacza. Twierdził, że w Zakopanem ma narzeczoną. Miał jej zdjęcie w dyplomatce. Podobnie jak bandaż elastyczny, na którym powiesił się w celi aresztu przy ulicy Młyńskiej - 24 lipca 1991 roku. W związku z tym, w październiku prokurator umorzył śledztwo. Mimo to, ogrom jego zbrodni udokumentowany jest w 21 tomach akt.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski