Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzesimir Dębski: Kompozytor, który poprawia statystyki czytelnictwa [ROZMOWA]

Marek Zaradniak
Krzesimir Dębski: Jestem zapracowany i szczerze mówiąc, w działalności przeszkadzają mi te koncerty...
Krzesimir Dębski: Jestem zapracowany i szczerze mówiąc, w działalności przeszkadzają mi te koncerty... Piotr Krzyżanowski
W tych przaśnych czasach w Poznaniu życie klubowe kwitło. Codziennie zastanawialiśmy się, gdzie tu iść. Do Akumulatorów, a może do Cicibora? - wspomina Krzesimir Dębski.

Mówi Pan, że zawsze lubił odmiany. Czy często zdarza się Panu otrzymywać zaproszenia od młodych zespołów, tak jak ostatnio od Zagan Acoustic?
Tak. Bardzo często. Gram coraz częściej. Gram na przykład z zespołem HeFi Quartet z Leszkiem Wiśniowskim na flecie i saksofonie oraz Pawłem Kaczmarczykiem na instrumentach klawiszowych. Grałem też niedawno z moim kwartetem oprócz dwóch weteranów, czyli perkusisty Krzysztofa Przybyłowicza i basisty Zbigniewa Wrombla pojawia się także młody poznański pianista Jacek Szwaj. Graliśmy razem na koncercie Komedy w muzeum Polin w Warszawie i to też była bardzo przyjemna odmiana. Grywam też i z pianistą String Connection Januszem Skowronem, ale jest to też zupełnie inna muzyka i jeszcze mnie inni namawiają do grania. Mam mnóstwo różnych propozycji.

Aktualnie wykłada Pan na Akademii Muzycznej w Poznaniu. Czego wymaga Pan od studentów?
Chciałbym ich ukierunkować na praktyczną stronę bycia w życiu muzykiem. Bo niektórzy fruwają gdzieś w chmurach. A myślę, że każdemu muzykowi przydają się jakieś umiejętności praktyczne - po co jest ta muzyka? Do czego i jak można ją sprzedać? O tym przecież myśleli Fryderyk Chopin, Mozart i każdy inny kompozytor, bo oprócz umiejętności praktycznych czysto muzycznych każdy muzyk musi znać się na sprawach marketingowych.

Uczy ich Pan marketingu, nie jazzu?
Nie. Jazzu oczywiście też. Komponowania, rozwijania w różnych kierunkach, aby się nie zamykali, ale aby spoglądali też w kierunku innej muzyki, bo przecież wszystko może się zmienić. Jazz może się znudzić. Chodzi mi o to, aby mieli otwarte, inteligentne głowy.

Jaki jest młody polski jazz aktualnie? Jaka jest Pana zdaniem jego pozycja?
Bardzo wysoka. Jest mnóstwo dobrych muzyków. Kiedy ja zaczynałem, było po kilka nazwisk w każdej kategorii plebiscytu Jazz Forum. A teraz jest mnóstwo młodych muzyków siedzących za granicą albo w naszych szkołach, a niektórzy zaczynają już w liceum muzycznym. A ja zaczynałem dopiero, mając 23 lata. My w ich wieku nie wiedzieliśmy, co to jest jazz, a młodzi dziś świetnie improwizują, na przykład Przemysław Raminiak. I właściwie mogę powiedzieć, że teraz można nie sprawdzać, kto jak gra, ale jak zaproszą do grania, to po prostu w ciemno jechać, bo wszędzie są zaskakujący, świetni muzycy i gra się z nimi znakomicie. Są przygotowani, niezwykle sprawni, a kiedyś to się robiło jakieś próby. To niebo a ziemia.
Kojarzony jest Pan przede wszystkim z Poznaniem. W tym mieście mieszkał Pan przez wiele lat i działa właściwie do dzisiaj.
Jestem tutaj też jakby zakorzeniony. Minęły te czasy, że można było mieć tylko jedno mieszkanie, więc często tu bywam i cieszę się, że szkoła się rozwija. Byłem też ostatnio jurorem w różnych jazzowych konkursach w różnych miastach Polski, gdzie poznaniacy, absolwenci i studenci tutejszej Akademii Muzycznej zdobywali nagrody. Są wielką siłą. Wszyscy teraz wiedzą, że Poznań to mocny ośrodek.

A w Pana czasach studenckich, jak tu było?
Był Klub Od Nowa. Właśnie niedawno w internecie znalazłem historyczne zdjęcia i stare robione ręcznie plakaty, różne ogłoszenia. Ale oprócz Od Nowa był także klub Aspirynka. Wtedy w tych strasznych, przaśnych czasach życie klubowe kwitło. Było bardzo intensywne. Codziennie zastanawialiśmy się, gdzie tu iść. Do Cicibora, a może do Akumulatorów? Tam grają ci, a tam ci. Grało się w wielu miejscach. Na przykład kiedyś do Aspirynki przyjechał big-band z NRD i w tej malutkiej salce tak grali w tym żeńskim akademiku, że dziewczyny tak się nimi zajęły, że zostali trzy dni dłużej i jeszcze grali.

Dziś tworzy Pan muzykę jazzową, klasyczną i filmową. Która jest Panu najbliższa?
Teraz to najbardziej zajmuje mnie muzyka współczesna, poważna. Niedawno z Filharmonią Narodową grałem też moją II Symfonię. Najbardziej lubię dyrygować utworami poważniejszymi. Niedawno płyta z moim II Koncertem skrzypcowym była nominowana do Fryderyka. Jest w tym koncercie wszystko: i muzyka filmowa, i jakieś elementy współczesności, a niektórzy mówią, że słyszą nawet elementy jazzowe. A ja myślę, że to moja najpełniejsza osobista wypowiedź.

To ten koncert, który dedykował Pan kiedyś Zdzisławowi Dworzeckiemu, dawnemu dyrektorowi Filharmonii Poznańskiej.
Tak. To koncert o Zdzichu. Pozostał duży żal, że takiego człowieka, tak oddanego kulturze w Poznaniu już nie ma z nami.
Mówi się, że dzięki muzyce filmowej, muzyce do seriali codziennie gości Pan w każdym polskim domu. Jak Pan się z tym czuje?
Jest mi bardzo głupio, że tak jest. Powiem szczerze, że na początku nie spodziewałem się, że tak będzie. Gdy pojawił się „Klan” czy inne pierwsze telenowele w ogóle nie mieliśmy pojęcia, że mogą być tysiące odcinków. Pisało się z myślą o tym, że może będzie 30 i to już będzie dużo. Ale i tak wszyscy się pukali w głowy, bo serial mógł mieć przecież tylko 10 albo 12 odcinków. To i tak dużo. A 30 to chyba jakiś nonsens. Tak wtedy myślano. Bardzo mi głupio i przepraszam czasami na koncertach w filharmoniach, że ludzie muszą mnie słuchać wiele tysięcy razy. To jest zaskakujące dla mnie samego.

Swego czasu rozmawialiśmy o tym, że przygotowuje Pan na prośbę rodziny Charlesa Chaplina nowe opracowania muzyki do jego filmów.
Wszystko zostało zrobione i sprzedane. Natomiast bardzo się cieszę, że potem za tym poszły inne rzeczy. Napisałem muzykę do odnowionego cyfrowo polskiego przedwojennego filmu niemego „Zew morza”. To rzecz o chłopaku, który ucieka ze wsi i zostaje marynarzem, a budowa Gdyni staje się źródłem konfliktu. Tę muzykę graliśmy na żywo na Rynku we Wrocławiu, gdzie na olbrzymim ekranie był wyświetlany. Graliśmy wtedy muzykę na żywo dla tysięcy ludzi. Robiło to niesamowite wrażenie.

Nie tylko pisze Pan muzykę filmową, ale swego czasu w filmie „Bitwa warszawska” zagrał Pan Feliksa Dzierżyńskiego. Ma Pan kolejne propozycje zagrania w filmach?
Tak, ale nie będę się pchał, bo niektórzy potem mają mi złe, że robię za dużo. Moja mama była bardzo zbulwersowana tym, że zagrałem Dzierżyńskiego. Bardzo się zmartwiła, że zagrałem tak ohydną postać.

W Pana dyskografii i twórczości zaintrygowała mnie jedna rzecz. Napisał Pan „Wariacje na temat Krzesimira Dębskiego”.
To trochę taki niewyważony żart, ale bywało tak, że kompozytorzy pisali wariacje na własne tematy i ja tak też zrobiłem. Podobnych tematów do napisania mam mnóstwo. Było to zresztą zamówienie Instytutu Muzyki i Tańca. Projekt edukacyjny, który zakładał, aby wszyscy maturzyści przed zdaniem matury choć raz weszli do filharmonii. I ten właśnie utwór miał być przewodnikiem po orkiestrze symfonicznej, tak jak kiedyś Benjamin Britten napisał „Wariacje na temat Henry Purcella”. Miałem sarabandę w stylu barokowym jako temat filmowy i właśnie w oparciu o to napisałem te „Wariacje”.
Czy nadal zdarza się Panu pisać piosenki?
Zdarza mi się. Napisałem ostatnio dwa musicale i w każdym było po trzydzieści parę numerów w tym wiele piosenek. Jeden z tych musicali „Trzej muszkieterowie” w reżyserii Konrada Imieli z rozmachem wystawiany jest we wrocławskim teatrze Capitol. A w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, także wspaniałym obiekcie, wystawiono musical według „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego z moją muzyką. Poznań, który ma swój Teatr Muzyczny, powinien innym miastom zazdrościć takich obiektów.

Co Pan robi, kiedy Pan nie komponuje i nie gra?
Usiłuję poprawić polskie statystyki wskazujące, że ludzie w Polsce nie czytają.

A co Pan czyta?
W tej chwili czytam „Dzienniki” Beksińskiego, które dość mocno reklamowano i myślałem, że jakoś to przełknę, ale okazuje się, że to bardzo szokująca lektura. Namiętna rzecz o pokoleniu, które przeżyło komunizm. A potem przełom. Pokazane są tam zawirowania wokół tego okresu.

Ale wiem też, że lubi Pan jeździć rowerem.
To prawda. Lubię jeździć na rowerze, bo jakoś trzeba się odprężyć.

A jakie są Pana plany na najbliższe miesiące?
Przede wszystkim koncerty. Wychodzi, że dwa razy w tygodniu piszę też trzy równoległe zamówienia z muzyki poważnej. Więc jestem zapracowany i szczerze mówiąc, w działalności przeszkadzają mi te koncerty.

Muzykowi przeszkadzają koncerty?
Ale dodam też, że ostatnio napisałem książkę o Ukrainie.

Co to będzie?
Takie moje historyczno-beletrystyczne spojrzenie na historię Ukrainy i na teraźniejszość. Na stosunki polsko-ukraińskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski