Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Kotorowski: Srebra nawet nie chce się wyciągać z szafy [ROZMOWA]

Maciej Lehmann
Krzysztof Kotorowski: Srebra nawet nie chce się wyciągać z szafy [ROZMOWA]
Krzysztof Kotorowski: Srebra nawet nie chce się wyciągać z szafy [ROZMOWA] Grzegorz Dembinski
Rozmowa z Krzysztofem Kotorowskim, doświadczonym bramkarzem Lecha Poznań, który wspomina poprzednie finały i ocenia szanse Kolejorza w sobotnim meczu.

Czy Lech jest wystarczająco silny mentalnie, by zdobyć ten puchar?
Krzysztof Kotorowski: Wierzę głęboko, że tak. Jesteśmy mocni piłkarsko, wiosenne mecze pokazały, że potrafimy wygrywać z najsilniejszymi klubami, a poza tym oba trofea są praktycznie na wyciągnięcie ręki. Powtarzam w szatni chłopakom, że jak nie teraz, to kiedy? Mamy całą grupę, która jeszcze nic nie zdobyła. Owszem, grają w różnych reprezentacjach, ale nigdy jeszcze nie mieli w rękach pucharu klubowego. To jest niesamowite przeżycie. Nie da się tego z niczym porównać. Zostaje to w pamięci do końca życia. Mogę coś na ten temat powiedzieć, bo sam to kilka razy przeżyłem.

Zobacz też: Lech - Legia: Maciej Skorża - specjalista od wygrywania Pucharu Polski

Żałujesz, że tych trofeów nie było trochę więcej?
Krzysztof Kotorowski: Oczywiście, bo przez tyle lat kariery mogłem się cieszyć tylko z jednego mistrzostwa. Mogło być ich więcej, tak jak pucharów, mam jednak nadzieję, że w tym roku się to zmieni i ta kolekcja zostanie powiększona.

Mówiłeś, że czasem musisz opowiadać w szatni kolegom o tym, co ich czeka, jak wygrają puchar lub mistrzostwo. Myślisz, że takie opowieści ich zmobilizują?
Krzysztof Kotorowski: Miałem na myśli przede wszystkim tych młodych chłopaków, którzy dopiero wchodzą do drużyny i Lech jest ich pierwszym wielkim klubem. Mają szansę poczuć atmosferę wielkiego święta i wielkiego widowiska. Chodzi o to, by czuli radość z tego, że tworzą historię tego klubu. Nie wiadomo, czy będą mieli jeszcze okazję zagrać przy 58 tysiącach widzów na Stadionie Narodowym. Nawet Tamas Kadar, który grał w Anglii i zna atmosferę wielkiego futbolu, powtarza, że trzeba zrobić wszystko, by wykorzystać szansę, bo nie wiadomo, kiedy będzie następna.

Młodzież może sobie jednak myśleć, że skoro przed nimi jeszcze lata gry, to ewentualną porażkę można jakoś przeboleć. Inne znaczenie ma ten mecz dla ciebie. Kończysz i chciałbyś zejść ze sceny niepokonany.
Krzysztof Kotorowski: Myślę, że wszyscy piłkarze Lecha wiedzą już, że aby dojść do finału, trzeba mieć nie tylko umiejętności, ale też mnóstwo szczęścia. Te rozgrywki mają specyficzny klimat. Ile sił kosztowało nas wyeliminowanie Błękitnych, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Takich zespołów, które tylko przez puchar chcą zaistnieć, jest więcej i stąd co roku jest tyle niespodzianek. Jeśli nie dasz z siebie wszystkiego, to odpadasz. Kilka razy to przeżyliśmy, więc teraz jak jesteśmy już tak blisko wygranej, to po prostu nie można odpuszczać. Do dzisiaj siedzi we mnie złość, że w finale w 2011 roku nie udało mi się obronić żadnego karnego i w efekcie to Legia mogła cieszyć się ze zwycięstwa. To są rozgrywki, w których liczy się tylko ten, kto wygrywa. O drugim, po kilku latach, nikt nie pamięta. Byliśmy przecież znacznie lepsi w tym meczu. Nawet w dogrywce mieliśmy jeszcze dwie "setki", ale jakie to ma dziś znaczenie?

Tobie przypomina o tym srebrny medal...
Krzysztof Kotorowski: Szczerze? Wsadziłem go gdzieś na dno szafy i nawet jeszcze nie wyjąłem, nie ma do czego wracać.

Zobacz też: Radosław Majchrzak: Na Narodowym kibiców Lecha będzie widać i słychać [PUCHAR POLSKI]

Te karne w 2011 roku na pewno dobrze pamiętasz, kibice Legii stali tuż za tobą. Gdybyś wtedy zszedł z bramki, mówiąc, że nie możesz skoncentrować się na obronie, być może zakończenie byłoby inne.
Krzysztof Kotorowski: Byłem wtedy tak zaaferowany tą sytuacją, żeby obronić choć jeden karny i przedłużyć serię, że nawet nie bardzo wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Dopiero na wideo zobaczyłem, co działo się za moimi plecami. Szkoda, że nie otrzymałem żadnego sygnału z ławki, że jest tak niebezpiecznie. Zresztą, kiedy Wawrzyniak trafił i ci goście wpadli już na boisko, parę kopniaków poczułem.

W 2009 roku, nie dane było ci bronić w finale. Trener Smuda postawił na Ivana Turinę. 2 maja, czyli w dniu finału, miną właśnie dwa lata od jego śmierci.
Krzysztof Kotorowski: To właśnie pokazuje, że czasem w życiu dostaje się tylko jedną szansę. Ivan rzeczywiście bronił wtedy w finale, ale wcześniej z Wisłą czy Polonią to ja stałem między słupkami, więc miałem też swój udział w zdobyciu tego pucharu.

Co twoim zdaniem będzie teraz decydowało o zwycięstwie. Płuca, głowa czy nogi?
Krzysztof Kotorowski: Umiejętności piłkarskie są zbliżone, więc potrzebna będzie chłodna głowa. Otoczka tego meczu na pewno będzie wywoływała dodatkowe emocje, dlatego ten, kto szybciej nad nimi zapanuje, będzie miał przewagę.

Czy fakt, że zespoły trenera Skorży zazwyczaj wygrywają finały, będzie miał tym razem jakieś znaczenie w tej rywalizacji?
Krzysztof Kotorowski: Oczywiście, to jeden z takich detali, który może przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Ufamy trenerowi, wiem, że potrafi wymyślić coś, co zaskoczy Legię, czujemy, że przechytrzy trenera Berga, bo moim zdaniem już dwa razy w tym roku mieliśmy lepszą strategię na mecz niż rywale. Jesteśmy przez to mentalnie silniejsi, a trener pokazał, że z takimi wyzwaniami radzi sobie znakomicie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski