Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ku chwale Ojczyzny. Również misiowi

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Jeden z naszych bohaterów latał nago. Drugi przemycał alkohol. Trzeci całe życie łaził w futrze, słowem się do nikogo nie odezwał, a i tak ma pomnik. Myślicie, że co wybraliby z okazji Święta Niepodległości? Martyrologię czy fajerwerki?

Bohaterowie, polegli, ku chwale Ojczyzny. To znów się zaczyna. Pomnik trwalszy od spiżu i polskie świętowanie, które staje w szranki wyścigów: co bardziej pompatyczne, smutne, łzawe i martyrologiczne. Bo bohaterom cześć. Bo oni tacy bohaterscy byli. To płaczmy. Z okazji święta. Proponuję dodatkowo wprowadzić tradycję, aby płakać przy odpakowywaniu prezentów pod choinką.

U nas co święto, to pogrzeb. Święto 3 maja, bzy kwitnąć zaczynają, wiosna w pełni, oni w czarnych garniturach, choć bez czapek-uszatek. Święto Niepodległości, a oni apel poległych. Miny marsowe, płaszcze czarne, garsonki szare, marynarki z salonu pogrzebowego, wzrok przenikliwy, a słowa tak wielkie, jakby jeden drugiego chciał przybić. To konkurencja, w której nagrody zgarnia ten, kto głośniej zapłacze, albo przez kogo się popłaczą. Ziewnięcia niemile widziane, bo niepatriotyczne. Państwo wybaczą, muszę być straszliwym niepatriotą, bo ziewam aż mi ósemki widać. Zmieniam kanał w telewizorze, a ostatnim marszem, w którym wziąłem udział z niezawodowego obowiązku, był jakiś pierwszomajowy, w podstawówce jeszcze, i to tylko dlatego, że pod groźbą kary obecność mieli sprawdzać.

To jakieś odliczanie dni i lat bez wolności, mogił bohaterów, krwi na hektolitry przelewanej. Kto da więcej? Polska Mesjaszem narodów, Polska w okowach, polscy bohaterowie w mogiłach, wspomnijmy prochy ojców naszych, dziadów naszych ziemię szanujmy. Flagę włóż, na marsz idź, pokrzycz sobie, kto większym zdrajcą jest, a jak w barach tęgi jesteś, to jeszcze w bójkę się ze zdrajcami wdaj. Wieczorem zapij, rano z kacem wstań. Ot, polski przepis na obchody święta. A mówią, że to rosyjska dusza smutna... Widać Polak Rosjanin dwa bratanki. I od smutku i od szklanki.

I marsze żałobne w tle. I werble. I jakieś salwy armatnie. I przemówienia wygłaszane tonem kaznodziei nad grobem nieznanego żołnierza... Bo bohaterom cześć?

To ja przypomnę trzech. Jeden, pochowany w brytyjskiej ziemi, pilotem był nad pilotami. Podpułkownik Leopold Pamuła szkolił całe pokolenia polskich lotników, którym historia później łatki bohaterów ze spiżu przyczepiła. Sam zniszczył ledwie dwie maszyny, ale za to obie już 1 września 1939 roku. Później długo się kurował z poparzeń, dotarł do Anglii, tam go Anglicy tak leczyli, że zmarł, ponoć od zgorzeli pod zębem. Watahy całe jego bohaterskich wychowanków wspominały, jak to w ramach szkolenia wyczyniał nad ich głowami cudne ewolucje, po czym wysiadając z samolotu objawiał się im, jak go Pan Bóg stworzył, choć wsiadał szczelnie w kombinezon zimowy odziany. Wśród jego podopiecznych, którzy na niebie Wielkiej Brytanii tłukli bohatersko Szwabów, niejeden cudów bohaterstwa również z Angielkami dokonywał. Jan Zumbach, którego Arkady Fiedler tak pięknie w książce kreślił, po wojnie przemytnikiem, najemnikiem i właścicielem klubów nocnych bywał. Jemu akurat udało się nie zginąć. Ale poczuciem humoru nie on jeden się odznaczał. I jakoś porywając się z motyką na słońce, z karabinem na Niemca, z granatem na bunkier, żaden chyba wcześniej się nie okładał biało-czerwonym prześcieradłem, ani o salwach armatnich nad głowami nie marzył. Nie wygłaszał też przemówień do narodu z łopoczącą flagą w tle, jak robi każdy amerykański bohater (przynajmniej w filmach). Zapewne, jeśli miał wybór, to pościel mogła być byle jaka, byle z Kaśką czy inną Maryśką. A przemówienia? Kolejny bohater, ma nawet pomnik, nigdy niczego nie wygłosił. Co najwyżej coś burknął. Żłopał ponoć na potęgę, a łeb miał tęgi. Wsławił się tym, że co prawda w bój nie szedł, z butelką benzyny na czołgi sam jeden się nie rzucał, ale nosił skrzynki z amunicją najcięższą, bez słowa skargi. Nic by w tym dziwnego nie było, ale nawet obywatelstwa polskiego nie miał, nazwiska, a jedynie imię: Wojtek. Gwoli ścisłości, niedźwiedziem był. Oficjalnie, w służbie armii Andersa.

Ciekawe, czy nasi bohaterowie woleliby płaczu słuchać, czy się z okazji święta pośmiać. Nie ze święta, z radości. Bo powód jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski