Kulisy wojny w prokuraturze

Łukasz Cieśla
Andrzej Seremet i Krzysztof Parulski.
Andrzej Seremet i Krzysztof Parulski.
Krajowa Rada Prokuratury w swojej najnowszej uchwale stwierdziła, że nie ma konfliktu między prokuratorami powszechnymi a wojskowymi. Czy oświadczenia jest zgodne z rzeczywistością? Jeśli przeanalizuje się ostatnie wydarzenia w prokuraturze, to wyłania się zupełnie inny jej obraz: instytucji wewnętrznie skłóconej i choć formalnie niezależnej, to jednak niepozbawionej politycznych zależności.

Czytaj także:
Ostafiński-Bodler: - Mikołaj Przybył jak Wołodyjowski
Przybył, Seremet, Parulski. O co ten konflikt?
Dramat w prokuraturze: O co chodzi w śledztwie przeciekowym?

Sprawa płk Przybyła i cywilnego prokuratora Pasionka uwidoczniła, jak wielkie animozje istnieją w prokuraturze. Choćby w pionie wojskowym. Że istnieje w nim mocna grupa poznaniaka gen. Parulskiego, szefa NPW. Ale swoje wpływy zachowała także tzw. opcja śląska, związana z PiS.

Do grupy Parulskiego należy zaliczyć m.in. jego podwładnego Mikołaja Przybyła. Część naszych rozmówców z prokuratury mówi, że łączyły ich bliskie relacje i olbrzymie zaufanie.

Do "opcji śląskiej" zalicza się m.in. pochodzący z Gliwic prokurator Pasionek, za rządów PiS zastępca koordynatora ds. służb specjalnych. Potem trafił do NPW, gdzie jako cywilny prokurator nadzorował śledztwo smoleńskie. Przez część wojskowych był traktowany jako wtyczka PiS, a jednocześnie człowiek prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Dodajmy, że Seremet swoją nominację zawdzięczał wskazaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy już został szefem prokuratorów, na swoich zastępców powołał prokuratorów kojarzonych z PiS.

Afera obiadowa

O skali niechęci w prokuraturze wojskowej może świadczyć fakt, że związany z Parulskim Rzecznik Dyscyplinarny NPW zawiadomił prokuraturę o rzekomym oszustwie dokonanym przez prokuratora Pasionka. Po powrocie z Moskwy, gdzie był w sprawie Smoleńska, Pasionek miał fałszywie rozliczyć dietę. Napisał, że w jeden dzień miał zapewnioną tylko kolację i musiał kupić obiad. Rzecznik dyscyplinarny ustalił z kolei, że tego dnia jadł obiad na koszt pracownika polskiej ambasady.

Dlatego Pasionek miał próbować wyłudzić dietę w wysokości ok. 39 złotych (12,5 dolara) na szkodę garnizonu Warszawa. Prokuratura cywilna, do której trafiło zawiadomienie, odmówiła wszczęcia śledztwa. Uznała, że rzekomy obiad na koszt polskiej ambasady mógł nie być obiadem lecz kurtuazyjnym poczęstunkiem. Nieoficjalnie cywilni śledczy mówią, że ta sprawa rozbawiła ich do łez.

Agenci? "To przypadek"

O ile "afera obiadowa" przypomina strzelanie z armaty do wróbla, to inne zastrzeżenia wobec Pasionka brzmią znacznie poważniej. Chodzi o śledztwo nadzorowane przez płk. Przybyła
W czerwcu 2010 roku Pasionek spotkał się z przedstawicielami amerykańskich służb specjalnych. Rozmowę zaaranżować mieli pochodzący z woj. śląskiego Bogdan Święczkowski i Grzegorz Ocieczek, szefowie ABW za rządów PiS. To znajomi Pasionka.
Cała trójka umówiła się w kawiarni w Warszawie, koło ambasady USA. Prokurator Pasionek zeznał, że idąc do kawiarni na spotkanie ze znajomymi nie wiedział, że spotka tam przedstawicieli służb USA. Ale gdy "przypadkiem" spotkał Amerykanów, postanowił to wykorzystać. Rozmowa szybko przeniosła się do ambasady amerykańskiej. Pasionek twierdził, że sondował Amerykanów w sprawie zdjęć satelitarnych Smoleńska czy ewentualnego zakłócenia urządzeń w tupolewie. Pytał o skrajne teorie dotyczące przyczyn katastrofy.

Po wizycie w ambasadzie amerykańskiej Pasionek powiedział o tym swojemu przełożonemu - gen. Parulskiemu. Ten wystąpił do prokuratorów prowadzących sprawę smoleńską o rozważenie zwrócenia się do USA o pomoc prawną. Dlaczego Parulski poparł wniosek? Bo jak wynika z jego zeznań, wiedział, że brak reakcji stałby się powodem ataków na prokuraturę wojskową, że nie podjęła wszystkich działań w celu wyjaśnienia katastrofy.

- Prośba do Amerykanów, dotycząca sprawdzenia czy w Smoleńsku wytworzono sztuczna mgłę, została przez nich odebrana jako kuriozalne żądanie - zeznał Parulski.

Amerykanie, jak wynika z zeznań Parulskiego, byli zażenowani, a jeden z ich przedstawicieli powiedział, że z takimi żądaniami się jeszcze nie spotkał.

Sprawa rozmów Pasionka z amerykańskimi agentami była badana pod kątem ujawnienia obcym agentom, a za takich uchodzą pracownicy wszystkich zagranicznych służb specjalnych, tajemnic ze śledztwa smoleńskiego. Chodziło też o to, że spotkał się bez wiedzy przełożonego oraz bez ochrony kontrwywiadowczej. Ten wątek został umorzony już przez cywilną prokuraturę. Pasionek, jego znajomi kojarzeni z PiS oraz Amerykanie zeznali, że o nie ujawniono żadnej tajemnicy, a rozmowa dotyczyła ogółów.

Płk Przybył, zanim sprawę przekazał cywilnym śledczym, badał także inny wątek dotyczący Pasionka. Chodziło o przecieki do mediów ze śledztwa smoleńskiego. Pojawianie się w mediach informacji o niejawnych materiałach przekazanych przez Rosję miało utrudnić uzyskiwanie kolejnych protokołów z Federacji Rosyjskiej. Do czerwca 2011 roku sprawę przecieków prowadził wydział przestępczości zorganizowanej Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, którym kieruje płk Przybył. Wówczas śledztwo przekazano prokuraturze cywilnej. Bo wojskowym wyszło, że sprawcą przecieków do dziennikarzy jest prawdopodobnie cywil Pasionek.

- Ustalono, że przed publikacjami dziennikarze dzwonili do Marka Pasionka albo do jego znajomych, a ci znajomi dzwonili do prokuratora, a potem oddzwaniali do dziennikarzy - napisali poznańscy śledczy.

Wśród osób, których billingi sprawdzano w śledztwie przeciekowym, było kilka znanych nazwisk. Byli to znajomi Pasionka, m.in. gen. Zbigniew Woźniak, zastępca Naczelnego Prokuratora Wojskowego, Jerzy Engelking, były wiceprokurator generalny i zastępca Zbigniewa Ziobry czy Grzegorz Ocieczek.
Warszawska Prokuratura Okręgowa umorzyła sprawę przecieków i spotkań z Amerykanami. Wśród wojskowych od razu pojawiły się głosy, że cywilni prokuratorzy, nie znajdując źródła przecieku, sprawę potraktowali po macoszemu.

Kłopoty Przybyła

Po umorzeniu sprawy Pasionka, Przybył, z twardego śledczego tropiącego źródło przecieku, stał się obiektem krytyki ze strony mediów i cywilnej prokuratury. Zarzucono mu, że bezprawnie występował o smsy dziennikarzy mających kontaktować się z Markiem Pasionkiem. Na początku stycznia "Gazeta Wyborcza" podała, że Przybyłowi grożą konsekwencje dyscyplinarne za rzekome inwigilowanie dziennikarzy. Dwa dni później poznański śledczy zwołał pamiętną konferencję prasową. W jej trakcie zaprzeczył zarzutom o łamania prawa, a potem się postrzelił. Czy Przybył rzeczywiście nagiął prawo, by dobrać się do Pasionka? Opinie są podzielone.

Z jawnej analizy warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej wynika, że poznańscy śledczy działali niezgodnie z prawem. Z naszych ustaleń wynika, że zastrzeżenia w tej sprawie miała także wojskowi śledczy z NPW. NPW nie chciała ani potwierdzić, ani zaprzeczyć tym informacjom.

Ale nie brakuje ocen, że Przybył nie złamał przepisów. Jak powiedzieli nam niektórzy prokuratorzy oraz sędziowie wojskowi, przepisy są nieprecyzyjne i można je interpretować tak, że dopuszczane jest występowanie po smsy bez zgody sądu.

Pamiętną konferencję Przybyła poprzedziła medialna krytyka. Przybył narzekał, że nie może przebić się ze swoimi argumentami, że prawa nie złamał. Krótko po postrzeleniu się mówił w mediach, że jego dramatyczny gest był głosem sprzeciwu wobec likwidacji prokuratury wojskowej. Jak podkreślał, prowadzi ona ważne śledztwa, a istnieją pewne grupy zainteresowane niewyjaśnieniem licznych afer w wojsku.

Wiele wskazuje na to, że Przybył obawiał się, że sprawa rzekomej inwigilacji mediów stanie się pretekstem do likwidacji prokuratury wojskowej. Jego znajomy z poznańskiego Legionu X, odtwarzającego czasy Rzymian, Robert Ostafiński-Bodler, zapewnia, że Przybyłowi zależało na dobru publicznym, na zwrócenie uwagi na walkę z groźną przestępczością. Z kolei współpracownicy Przybyła z prokuratury wojskowej przedstawiają nieco inną teorię.

- On jest bardzo kompetentny, ale potrafił być także bardzo emocjonalny, czasami aż za bardzo. Za firmę, czyli prokuraturę, wskoczyłby w ogień. Gdy pojawiły się głosy o naszej likwidacji, mówił że trzeba wierzyć, że tak się nie stanie i przeciwstawić się temu - mówią wojskowi śledczy.

W sprawie rzekomej samobójczej próby Przybyła trwa śledztwo. Marek Pasionek jest zawieszony w czynnościach służbowych, między innymi za kontakty z obcymi służbami. Gdy do niego zadzwoniliśmy, powiedział, że nie może niczego komentować, bo narazi się na kolejne postępowanie dyscyplinarne. Na rozmowę nie zgodził się także gen. Parulski. O tym, czy pozostanie szefem NPW, zadecydują teraz szef MON oraz prezydent.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 6

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

r
real
ale smród po nim długo jeszcze będzie się snuł. Nikt tak skutecznie nie psuł państwa jak oni.
s
solar
Ścierwojady wylały dziecko z kąpielą
k
kapral
Wszycy wiedzą, że wojskowi cha zagłuszyć sprawę Smoleńską i inne przekręty eojskowych z WSI z stąd to nagłośnienie całej sprawy. Jesli nie widomo o co chdzi to chodzi o wielkie pieniądze z przkretów aby nie wyszły na jaw.
W
Widukind
W PRL II trepy biją się o koryto. O czym tu dyskutować ?
W
Widukind
W PRL II trepy biją się o koryto. O czym tu dyskutować ?
S
Sokolański
Kto to jest śledczy?
Skąd przedstawiciele prasy i innych mediów wzięli ten rzeczownik?
Owszem, w kodeksie postępowania karnego z 1969 była w prokuraturze wojskowej najniższa funkcja prokuratorska - oficer śledczy. Owszem, jest rosyjski rzeczownik - "sledczik". Owszem, w MO był kiedyś Wydział Śledczy, ale to było SB.
Moim zdaniem określenie "śledczy" jest na pewno nieeleganckie, dla mnie lekceważące, a może być odebrane jako nawet zniesławiające.

Kogo śledzi śledczy Seremet? Nikogo. Kogo śledzi śledczy Pasionek? Nikogo. Kogo śledzi śledczy Parulski? Nikogo. Kogo śledzi Prokurator Prokuratury Rejonowej? Nikogo. Bo to nie jest jego funkcja. Bo prokurator nikogo nie śledzi i już.

A to co opisujecie w tym artykule to "sensacje" o których już tysiąc razy pisano, mówiono i które pokazywano. Od Waszej gazety można oczekiwać czegoś nowego i twórczego, a nie odgrzewanych kotletów, z sensacyjnym tytułem "kulisy wojny w prokuraturze".

Co to za wojna i czy dotyczy całej prokuratury? Moim zdaniem dotyczy ona kilku panów, którzy świetnie się bawią za publiczne pieniądze. A robią tak, bo mają mało do roboty. Mam propozycję - na rejony - tam walka trwa. Od lat. I to nie bratobójcza i nie szkodząca firmie.
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski
Dodaj ogłoszenie