We wtorkowe popołudnie zajęcia dla dzieci z niepełnosprawnością w siedzibie fundacji Mały Piesek Zuzi przy ul. Jarochowskiego skończyły się jak zazwyczaj. Tuż przed godziną 19 z budynku wyszło ostatnie dziecko wraz ze swoim opiekunem. W fundacji zostali tylko pracownicy, których zaskoczył widok niespodziewanego gościa.
- Drzwi do fundacji mamy otwarte, by rodzice z dziećmi mogli swobodnie do nas przychodzić w godzinach otwarcia placówki. Jednak niekoniecznie widok pijanego mężczyzny w godzinach wieczornych nas cieszył, zwłaszcza że ten zachowywał się w stosunku do nas agresywnie - tłumaczy Sandra Napierała, wiceprezes fundacji. W tym czasie w budynku przebywały już tylko trzy osoby, pracownicy fundacji.
- Mężczyzna był przerażający, odgrażał nam się i wymachiwał butelką w naszą stronę. Kilka minut przed jego przybyciem fundację opuścił ostatni z naszych podopiecznych. Gdyby wyszedł kilka minut później, mogłoby dojść do nieprzyjemnej sytuacji i to z udziałem chorego - tłumaczy Katarzyna Koralewska, fizjoterapeuta w Małym Piesku Zuzi.
Zdesperowane kobiety, nie mogąc pozbyć się nieproszonego gościa, zdecydowały się wykręcić numer alarmowy i poprosić o interwencję policji.
- Dzwoniłyśmy kilkakrotnie, a policja przyjechała dopiero po około 40 minutach. Przez ten czas mogło przecież dojść do tragedii, a nam zależy na bezpieczeństwie podopiecznych. Zwłaszcza że zajęcia często kończą się w godzinach wieczornych - mówi Katarzyna Koralewska.
Zdaniem rzecznika policji Iwony Leszczyńskiej średni czas dotarcia patrolu policyjnego na miejsce zdarzenia to około 17 minut. I tak ponoć było w przypadku interwencji przy ul. Jarochowskiego.
- Dyspozytor natychmiast wysłał tam radiowóz. Przed przyjazdem policjantów mężczyzna oddalił się z budynku. Policjanci patrolowali pobliskie ulice, jednak mężczyzny nigdzie nie zastali - tłumaczy Iwona Leszczyńska.
Z tą informacją nie zgadzają się pracownice fundacji. - Dzwoniłyśmy kilka razy zarówno na numer 112, jak i na numer 997, jeszcze przed godziną 19. Dyspozytor miał w ogóle problem, by nas gdziekolwiek połączyć, a patrol dotarł za późno. 17 minut to czas liczony dopiero od drugiego zgłoszenia - tłumaczy Sandra Napierała. Kobiety zwróciły się też do dzielnicowego z prośbą o częstsze patrole w tym rejonie Łazarza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?