Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań bez pucharów. Czy czekają nas lata upokorzeń?

Maciej Lehmann
Prezesi Lecha Karol Klimczak (z lewej) i Piotr Rutkowski na Stadionie Narodowym oglądali po raz kolejny pokaz nieskuteczności drużyny, którą sami przecież zbudowali
Prezesi Lecha Karol Klimczak (z lewej) i Piotr Rutkowski na Stadionie Narodowym oglądali po raz kolejny pokaz nieskuteczności drużyny, którą sami przecież zbudowali Grzegorz Dembiński
Lech Poznań musi zbudować drużynę na nowy sezon. Jeśli nadal popełniać będzie błędy z ostatnich kilku lat, to stanie się średniakiem w ekstraklasie.

- Jestem spokojny o naszą przyszłość - mówił w lipcu 2015 roku wiceprezes Lecha Poznań Piotr Rutkowski. Dziś, niecały rok po zdobyciu przez Kolejorza mistrzostwa Polski, myśl o przyszłości poznańskiego klubu spędza wszystkim jego sympatykom sen z powiek.

Kompletny rozpad mistrzowskiej drużyny
Mistrzowska drużyna rozpada się na naszych oczach. Tuż po zdobyciu tytułu odszedł Zaur Sadajew. Zimą Lecha opuścili Barry Douglas, Kasper Hamalainen i Maciej Gostomski. Teraz odejście z Lecha zapowiedzieli Gergo Lovrencsics, Marcin Kamiński, a o zgodę na wyjazd zagraniczny poprosił Dawid Kownacki.

Kontraktu z poznańskim zespołem nie zamierza przedłużać Paulus Arajuuri, a po mistrzostwach Europy najprawdopodobniej nowe zagraniczne kluby znajdą Karol Linetty i Tamas Kadar. W sumie aż dziesięciu kluczowych zawodników!

Czy Lech jest w stanie zbudować nowy zespół osiągający wyniki na miarę oczekiwań? I czy po takiej kadrowej rewolucji będzie grał tak, że wymagający wielkopolscy kibice przyjdą na stadion?

Pawłowski po finale - Wszyscy bardzo chcieli, ale znów nam nie wyszło:

Źródło: Agencja TVN

- Szykują się duże zmiany. Tych, co odejdą, musimy zastąpić albo wychowankami, albo piłkarzami grającymi na wypożyczeniach, albo tymi z transferów. Możemy wydać nawet milion euro, ale niekoniecznie mamy na to ochotę. Nie chcemy robić pokaźnych transferów. Chcemy robić dobre - mówił Piotr Rutkowski miesiąc temu w wywiadzie dla „Głosu Wielkopolskiego”.
Problem w tym, że od czasu kiedy Piotr Rutkowski jest odpowiedzialny za sprawy sportowe, transferowe niewypały zdecydowanie przesłaniają te udane, o których można powiedzieć, iż wzmocniły konkurencję w drużynie i poprawiły jej jakość. Błędów popełnionych przy doborze piłkarzy jest mnóstwo.

Na razie miliony są wyrzucane w błoto
Wiceprezes przyznał, że przed obecnym sezonem klub wydał na transfery 2 mln euro (Thomala, Tetteh, Robak, Dudka, Gajos). Pół roku wcześniej 1 mln euro (Kadar, Holman, wykupienie Jevticia, Djoum), a w ostatnim okienku transferowym też prawie 1 mln euro (Sisi, Wołkow, Nielsen). W sumie niemal 4 mln euro.

Ilu z tych piłkarzy wyszło w podstawowym składzie, w ostatnim, dodajmy najważniejszym meczu sezonu przeciwko Legii? Zaledwie dwóch. Niedawno Piotr Rutkowski chwalił się, że 70 procent transferów uważa za trafione. To zestawienie świadczy o czymś zgoła odwrotnym. Lech myli się na potęgę. Dlatego jakość sportowa Kolejorza spada na łeb na szyję. Budowa silnej drużyny polega na zastępowaniu najsłabszych ogniw lepszymi piłkarzami. Tak działa teraz Legia.

- Mamy lepszy skauting, dziesięć ostatnich naszych transferów jest zdecydowanie lepszych niż tych Lecha Poznań - mówił w jednym z wywiadów Bogusław Leśniodorski, prezes warszawskiego klubu i niestety trzeba przyznać mu rację.
W tej chwili mocniejszy skład niż Kolejorz mają już nie tylko Legia, ale też Piast Gliwice, Cracovia, Lechia Gdańsk, Zagłębie Lubin czy nawet Pogoń Szczecin. W każdym z tych zespołów jest przynajmniej jeden lub nawet dwóch napastników gwarantujących 10 goli w sezonie. Tymczasem najlepszym snajperem poznańskiej drużyny jest nadal Kasper Ha-malainen, który od stycznia jest już zawodnikiem Legii.

- Jeśli założymy, że kwalifikacje do Europy w lipcu i sierpniu są najważniejsze, to najważniejszym okienkiem transferowym powinien być styczeń - mówił kilka miesięcy temu w wywiadzie dla we-szlo.com Piotr Rutkowski. Wtedy jeszcze nie wiedział, że Lech w tych kwalifikacjach tym razem brał udziału nie będzie. Najważniejsze jednak okienko okazało się wyjątkowo nieudane.

Superskauting czy superściema?
Piotr Rutkowski często chwali się swoim skautingiem, jego skutecznością w wyszukiwaniu piłkarzy na egzotycznych i nowych dla polskich klubów rynkach węgierskim, greckim czy skandynawskim. Wielokrotnie też podkreślał, że transfer zawodnika do Lecha jest mało prawdopodobny bez udziału skautingu, a obserwowany przez Lecha piłkarz sprawdzany jest także pod kątem, czy charakterologicznie pasuje do zespołu, czy radzi sobie z presją, jak reaguje na niepowodzenia, słowem czy podoła wezwaniu, jakim jest gra w barwach Lecha.

Niestety i pod tym względem rzeczywistość znacząco mija się z założeniami. Maciej Wilusz doskonale radził sobie w GKS Bełchatów oraz Koronie Kielce. Dostał kilka szans, ale ani razu nie potrafił zbliżyć się nawet do poziomu prezentowanego w poprzednich klubach. W każdym z występów popełniał błąd, który skazywał go na powrót na ławkę rezerwowych i konieczność czekania na kolejną okazję.
Muhamed Keita po roku pobytu w Polsce narzekał, że nie mógł pokazać pełni swoich możliwości, bo miał ogromne problemy z aklimatyzacją w Poznaniu. Nie radził sobie z presją i nie czuł się w Poznaniu zbyt dobrze, narzekał na reżim treningowy i o wiele mocniejsze obciążenia na zajęciach niż w Norwegii.

W podobnym tonie wypowiadał się Denis Thomala. - Kiedy przyjechałem do Poznania, zespół był panującym mistrzem Polski. Po dziesięciu meczach w kolejnym sezonie wylądowaliśmy na dnie tabeli. W takich sytuacjach fani potrafią reagować nerwowo. Doświadczyłem wtedy czegoś, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Autobus został zatrzymany przez kibiców na autostradzie. Było kilka niemiłych przeżyć, gdy wracaliśmy z meczów wyjazdowych bez punktów. Brakowało mi tam uczciwości w kontaktach ze sobą. Mam wrażenie, że klub nie stał za mną murem. Uważałem, że to bez sensu, aby Lech Poznań trzymał w kadrze niezadowolonego zawodnika - mówił niemiecki napastnik, którego dział skautingu uznał za bardziej perspektywicznego zawodnika niż Nemaja Nikolić.

Tylko na tych dwóch piłkarzy wydano ponad milion euro. Czy uda się odzyskać choć część tej kwoty? Niemiecki 1.FC Heidenheim, który wypożyczył 23-letniego napastnika, zgłosił chęć wykupienia Thomalli. Mówi się o kwocie 250 tys. euro. Natomiast Norwegowie ze Stromsgodset IF, w którym występuje obecnie Keita, na razie nie są skłonni skorzystać z opcji pierwokupu. Tymczasem wartość skrzydłowego spada. Kluby skandynawskie na swoim rynku wewnętrznym nie płacą takich kwot transferowych, bo mają znacznie niższe budżety niż chociażby czołowe zespoły polskie.

Skauting wraz z osławionym komitetem transferowym notuje też niestety wstydliwe wpadki także w szacowaniu wartości polskich piłkarzy, choć ekstraklasa i jej zaplecze nie powinny mieć dla nich żadnych tajemnic. Związanie się długoterminowymi kontraktami z Dariuszem Dudką oraz Marcinem Robakiem to spory balast finansowy dla klubu, nieadekwatny do korzyści, jakie miały przynieść zatrudnienie tych piłkarzy. Lech zresztą od dawna nie potrafił zatrudnić zawodnika, który od razu wkomponowałby się do drużyny i zmienił jej oblicze, tak jak choćby Stępiński w Ruchu Chorzów, Cabrera w Koronie Kielce czy ostatnio Filip Starzyński w Zagłębiu Lubin.
Wielu kibiców narzeka na „wroniecką mentalność” zarządu, ale wyraźnie zapomnieli, że Amika słynęła z wyszukiwania talentów w niższych ligach i świetnej ich promocji w ekstraklasie. Daj Boże, by obecny skauting Lecha wyszukał graczy takiej klasy, jakimi byli Paweł Kryszałowicz, Jarosław Bieniuk, Marek Zieńczuk, Marcin Burkhard, Marcin Wasilewski czy Grzegorz Wojtko-wiak. O przyszłość Lecha moglibyśmy być spokojni.

Plan 2020
Kolejorz ma niestety nikłe szansę na zakwalifikowanie się do Ligi Europy, więc z budżetu na przyszły sezon zniknie kwota ponad 3 mln euro, jakie klub zarobił w 2015. Lech będzie znowu musiał przejść drogę, którą szedł przez trzy lata bez europejskich pucharów.

- To było doświadczenie równie bolesne co cenne. Dziś możemy mówić, że wyciągnęliśmy dobre wnioski. W 2011 roku nie mieliśmy pomysłu, co dalej. Nie wiedzieliśmy, w którym kierunku chcemy iść, gdzie się znaleźć za parę lat. Brak planu sprawia, że szybko robi się błędy, reaguje emocjonalnie, nieprzemyślanie i irracjonalnie. Teraz sformułowaliśmy sobie plan do roku 2020, który zakłada cele i ścieżkę, która ma pomóc w ich osiągnięciu. Ten plan ma nas przygotowywać na różne ewentualności - mówił we wspomnianym wywiadzie dla we-szlo.com Piotr Rutkowski.

Jednym z założeń tego planu, jest by w 2020 roku kadra zespołu składała się w 60 procentach z wychowanków. Cel ambitny, ale niestety niemal niemożliwy do zrealizowania. Zakładając bowiem odejście Kamińskiego, Kownackiego, Linettego i w niedalekiej przy-szłości Kędziory, do 2020 roku poznański klub musiałby wychować przynajmniej dziesięciu zawodników, którzy sprostaliby wymogom ekstraklasy. A to oznacza, że niemal cały obecny pierwszy skład zespołu rezerw trafi do pierwszej drużyny.

Faktem jest, że lechici stanowią najliczniejszą, bo aż siedmioosobową grupą w kadrze U-16. Do kadry U-18 powoływanych jest dwóch wychowanków Akademii Lecha Poznań. Lecz dobra gra na poziomie juniorskim nie gwarantuje, iż jeden z nich przebije się do dorosłej kadry. Silna akademia zwiększa prawdopodobieństwo wychowania jednej czy dwóch gwiazd, ale nic więcej. Etatowym reprezentantem Polski w niemal wszystkich juniorskich reprezentacjach był Szymon Drewniak, który dziś nie może przeskoczyć poziomu pierwszoligowego.
Przykładów zawodników, którzy błyszczeli na tle rówieśników i nie potrafili, z różnych względów, poradzić sobie w dorosłym futbolu, jest mnóstwo. Nie da się po prostu „produkować” rok w rok określoną ilość dobrych piłkarzy tak jak pralek czy samochodów. Szkolenie jest oczywiście ważne, ale nie może być głównym celem działalności klubu. Bez dopływu „świeżej krwi”, i to dobrej jakości nie da się zbudować silnej drużyny.

Symbol bylejakości i pustych haseł
Jak twierdzi nasz ekspert Marek Rzepka, Lech będzie miał teraz problem, by zachęcić dobrych zawodników do podpisania kontraktów, bo ci najambitniejsi chcą promować się w Europie i brak tej perspektywy mocno może ich odstraszyć.

Dlatego właśnie teraz od osób podejmujących najważniejsze decyzje oczekujemy profesjonalizmu i kompetencji. Piotr Rutkowski miał wprowadzić w Lechu najwyższe standardy zarządzania klubem. Powstała jednak korporacja, w której ambicje sportowe ogranicza się do bilansowania budżetu. Jeśli Lech budowany będzie nie po to, by odnosić sukcesy, lecz by przygotować do gry na Zachodzie kolejne roczniki kupowanych za grosze młodych piłkarzy, to sporo kibiców przestanie interesować się Kolejorzem.

Kontynuacja dotychczasowego stylu zarządzania przyniesie jeszcze bardziej rozczarowujące wyniki. Lech jest dziś symbolem bylejakości, pustych marketingowych haseł, stale obniża swoją piłkarską jakość. Kupuje graczy słabych technicznie i słabych mentalnie. Ma zespół drogi w utrzymaniu, ale bez charakteru i stylu. Tylko czy zdają sobie z tego sprawę właściciel i prezesi?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lech Poznań bez pucharów. Czy czekają nas lata upokorzeń? - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski