Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań: Poważne zmiany albo stagnacja

Maciej Lehmann
Walka i zaangażowanie to za mało, by osiągnąć sukcesy. Przekonał się o tym Lech w Warszawie
Walka i zaangażowanie to za mało, by osiągnąć sukcesy. Przekonał się o tym Lech w Warszawie Bartek Syta
Lech Poznań w tym sezonie przegrał już wszystko, co było do przegrania. W klubie musi dojść do poważnych zmian. Jeśli będą one tylko powierzchowne, czeka nas kolejny rok rozczarowań i klęsk.

W Lechu Poznań atmosfera jest toksyczna. Tak jest od wielu miesięcy. Kibice już dawno zapomnieli o mistrzostwie Polski, bo przesłoniły ten sukces nieustanne klęski. Najlepszy jeszcze rok temu zespół, kilkadziesiąt dni po tym sukcesie, wylądował na dnie tabeli.

Kiedy Janowi Urbanowi udało się znów przywrócić wiarę, że ten sezon da się jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności uratować, doszło do kolejnej katastrofy, bo tak nazwać trzeba mecze w fazie mistrzowskiej i ostatni przegrany finał Pucharu Polski.

Mecz w Warszawie był najważniejszym pojedynkiem sezonu. Czy Lech przystępował do niego optymalnie przygotowany personalnie, mentalnie, taktycznie i fizycznie? Za odpowiedź na pierwszą część pytania wystarczy fakt, że w wyjściowej jedenastce nie było ani jednego piłkarza pozyskanego przez klub w zimowym oknie transferowym. Legia miała trzech takich graczy, w końcówce dołączyło dwóch kolejnych.

To tylko dowód na to, że rację mają ci, którzy zarzucają władzom klubu brak wizji i profesjonalizmu. W kolejnym oknie transferowym wielkie sumy wyrzucone zostały w błoto. 15 ligowych porażek w sezonie to nie przypadek, jeśli graczy, którzy stanowili o sile tej drużyny jak Sadajew, Douglas, a zwłaszcza Hamalainen (to głównie jego gole pozwoliły Lechowi wydostać się z kryzysu), zastępuje się przeciętniakami.

Dodać jeszcze trzeba, że Sisi, Wołkow czy Nielsen byli kupowani po to, by uspokoić nastroje wśród kibiców, domagających się wzmocnień. Nieudolnie łatano dziury, nie zastanawiając się, czy ci piłkarze pasują do koncepcji trenera. Ważne było, że ilościowo zgadzał się bilans zysków i strat.

Takie podejście tylko wzmacnia poczucie, że klub działa nie po to, by odnosić sukcesy, ale że jest firmą handlową, której najważniejszym zadaniem jest przynosić zysk właścicielowi. Tymczasem oczekiwania są zupełnie inne i stąd frustracja, wściekłość, która powoli przerodzą się w obojętność, o czym dobitnie świadczy frekwencja na ostatnich ligowych meczach.
Niestety, wizja klubu, w której wynik nie jest celem, lecz tylko środkiem prowadzącym do osiągnięcia finansowej stabilizacji, udziela się też piłkarzom. Lech traktowany jest jako przystanek przesiadkowy, w drodze do lepszego klubu, gdzie zarobki mogą być jeszcze większe, a presja, być może, podobna.

To nie przypadek, że Bułgarską chcą opuścić Lovrencsics, Arajuuri, Kownacki, Ceesay, Kadar, Kamiński i Linetty, choć w przypadku tego ostatniego zagraniczny transfer jest naturalnym etapem harmonijnie rozwijającej się kariery.

Nie ulega więc wątpliwości, że Lecha latem czeka kadrowa rewolucja. Zmiany, jakie nastąpią, zadecydują, o co będzie walczył klub w ciągu kilku najbliższych sezonów. Nie wiadomo jeszcze komu powierzona zostanie budowa nowej drużyny. Jan Urban zapewne chciałby się podjąć tego zadania, ale czy jest to trener, który jest w stanie wprowadzić Kolejorza na wyższy poziom?

Wiosną na grę Lecha nie dało się patrzeć. Dochodziły do tego zupełnie niezrozumiałe rotacje. W zawodowym futbolu nie ma słowa odpuszczamy. Każdy mecz jest bardzo ważny. Dlatego musi być jasny przekaz - zawsze walczymy o najwyższe cele.

Urban często oszczędzał i usprawiedliwiał piłkarzy. Dlatego nawet po przegranych meczach czuli się rozgrzeszeni. Po finale w Warszawie mówił, że jego drużyna nie była gorsza. Lecz nie zrobił nic, by Lech zaskoczył rywali i był w tym dniu lepszy. Ustawił drużynę defensywnie, zaryzykował dopiero, gdy trzeba było odrabiać straty. Przez całą wiosnę nie potrafił wykorzystać potencjału Gajosa i Jevticia. Jego zespół był przewidywalny do bólu, a przy tym bezbarwny i chaotyczny.

Przede wszystkim jednak w piersi musiałby uderzyć się zarząd. Zmienić korporacyjne myślenie, sposób komunikacji z kibicami, sponsorami, kierunek marketingu, koncepcję budowy drużyny, utożsamiania się z klubem. A przede wszystkim zatrudnić fachowców, którzy problemy zawodowej szatni znają z własnego doświadczenia.

ZOBACZ TAKŻE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski