Poprzedni sezon był wyjątkowy. Od momentu, w którym na fotelu trenera usiadł Maciej Skorża, Kolejorz miał jeden plan. Wygrać mistrzostwo na 100 lecie klubu. Zarząd Lecha po kompromitacji misji Dariusza Żurawia nie miał wyjścia. Musiał zrehabilitować się za swoje pozorowane działania. Znalazły się pieniądze na wzmocnienia. Doświadczony szkoleniowiec dostał odpowiednie narzędzia, by zbudować zespół zdolny do wygrywania.
Swoje zadanie Maciej Skorża wykonał celująco. Owszem nie brakowało chwil zwątpienia, Lech w wielu meczach cierpiał, lecz dzięki atmosferze w szatni, wsparciu kibiców i pazerności Macieja Skorży na wygrywanie prowadzona przez niego drużyna, po 7 latach znów była najlepsza w Polsce. Meczem, który najlepiej ilustrował charakter tej drużyny, był ten w Gliwicach. Lech nie grał najlepiej, ciążyła na nim ogromna presja i świadomość znów uciekającej bezpowrotnie olbrzymiej szansy, ale "wyszarpał" trzy punkty rzutem na taśmę, dzięki olbrzymiej ambicji, świetnego morale i indywidualnym umiejętnościom Mikaela Ishaka.
Warto przypomnieć sobie rezerwowych z tego meczu: Filip Bednarek, Barry Douglas, Tomasz Kędziora, Dani Ramirez, Michał Skóraś, Kristoffer Velde, Pedro Tiba, Mateusz Skrzypczak, Nika Kwekweskiri. Brakowało lekko kontuzjowanego Dawida Kownackiego. Dlaczego o tym wspominamy? Otóż w wyjściowym składzie było 11 ludzi, zdaniem trenera lepszych od tych, których miał w odwodzie.
Dziś Bednarek, Douglas, Skóraś, Velde to podstawowi zawodnicy. W Lechu nie ma już Ramireza, Tiby, Kędzory, Kownackiego i Skrzypczaka. Klub nie tylko pozbył się piłkarzy, którzy potrafili wiele wnieść do drużyny, ale przede wszystkim skreślił ich z listy płac.
Co Lech dał kibicom w zamian? Jeden transfer gotówkowy i kilka wypożyczeń. Lecz także jasny sygnał do szatni, że nie zależy mu na utrzymaniu jakości kadry na ten sezon. Kluczowi zawodnicy musieli to odczuć, wystarczy, że przypomną sobie, kto siedział obok nich trzy miesiące temu, a kto teraz zajmuje ich miejsce. A intensywność tego sezonu jest nieporównywalnie większa niż poprzedniego.
Skonfrontować mogą też pomeczowe wypowiedzi Macieja Skorży i nowego trenera Johna van den Broma. Strata punktów w poprzednim sezonie, podwójnie mobilizowała szkoleniowca. Holender natomiast usprawiedliwia graczy, po przegranej mówi, że jest dumny z zespołu, w niedzielę po remisie 1:1 wyznał, że usatysfakcjonowany rezultatem. Mówi o budowie "team spirit" czyli o rzeczy, która była w mistrzowskim zespole aksjomatem.
Lech Poznań w wielu aspektach, wykonał więc w porównaniu do poprzedniego sezonu, kilka kroków wstecz. Zaczyna potykać się o te same kamienie, o które potykał się przez wiele lat rządów swoich prezesów. W przeddzień meczu z mistrzem Islandii zastanawiamy się, czy Kolejorz jest w stanie wyeliminować ambitnych i wybieganych rywali z peryferii europejskiej piłki. To chore z punktu widzenia wszystkich, którzy interesują się Lechem i dobrze mu życzą.
Łączy się to z obawą, jakie mogą być konsekwencje ewentualnego blamażu. Mówi się, że w przypadku braku awansu odejdą Ishaka, Satki i Rebocho, którzy będą chcieli podjąć nowe wyzwania, bo w Kolejorzu przez najbliższe miesiące czekać ich praktycznie będzie tylko odcinanie kuponów od sukcesu sprzed kilku miesięcy.
Mentalność prezesów niszczy nie tylko Lecha, ale też ambicje tych, którzy chcą pokazać się w Europie. To smutne, lecz cholernie prawdziwe.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?